Byłam strasznie podenerwowana. Spałam tylko dwie godziny
podczas całego lotu, a biorąc pod uwagę fakt, że z Bostonu wyleciałam w środku
nocy, mogłam się tylko domyślać, jak fatalnie musiałam się teraz prezentować.
Miałam cichą nadzieję, że makijażystka, do której miała mnie zabrać Ally jakoś
temu zaradzi. Nie chciałam już od początku znaleźć się na straconej pozycji.
Psychicznie byłam zupełnie wykończona, więc miałam nadzieję, że chociaż
fizycznie będę prezentowała się jak najlepiej.
W czasie całego lotu, co chwilę przechodziłam jakieś
załamania nerwowe. W jednej chwili jak najszybciej chciałam być już w Atenach,
by tam od razu przesiąść się w lot do Heriaklonu, a w następnej, jak
najszybciej znaleźć się w Bostonie. Miałam już powoli dość siebie i tych ataków
paniki. Kiedy stałam już na lotnisku w stolicy Grecji, pomyślałam nawet o tym,
by wsiąść w jakiś inny samolot i uciec jak najdalej, ale w tej właśnie chwili,
jakby czytając mi w myślach zadzwoniła Ally, motywując mnie do działania. Z
podniesioną głową wsiadłam do mniejszej maszyny, jednak zaraz po zapięciu
pasów, poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła. Drżały mi ręce, a serce
biło o wiele za szybko.
-Arrie, spokojnie – powiedziałam sama do siebie, próbując
się opanować.
Nikt poza Allyson nie wiedział, że będę na ślubie. Co
prawda mama rozmawiała z Jaredem, ale nic konkretnego mu nie powiedziała.
Przyznała, że pytał ją o to, czy będę dzisiaj na Krecie, ale Jane była szczerze
zaskoczona tym pytaniem. Nawet nie zdążyłam jej o tym poinformować i chyba dobrze
się stało. Jay raczej nie spodziewał się mnie dzisiaj zobaczyć. Mama wypierała
się, że powiedziała mu coś więcej, ale tata ją wydał. Całe szczęście
ograniczyła się tylko to zrelacjonowania mu tego, że spotkałam starą znajomą i
spędziłam wieczór w jej towarzystwie.
Potem oczywiście nie obyło się bez suszenia mi głowy,
dlaczego to nie powiedziałam jej nic o tym ślubie. Jej zawodzenie w połączeniu
z okropnym kacem, doprowadziły to tego, że skończyło się na trzaskaniu
drzwiami. Dopiero po dwóch godzinach, kiedy zarezerwowałam już sobie lot i ból głowy minął wyjaśniłam
jej o co chodzi, dzieląc się też przy tym wszystkimi obawami. Na koniec sama
doszła do wniosku, że nawet lepiej, że nie widziała wcześniej o tym weselu, bo
wtedy pewnie wygadałaby się Jaredowi. Jakbym tego wcześniej nie wiedziała…
Stwierdziła też, że Leto bardzo za mną tęskni i wydawał
się być zdesperowany, ale czułam, że tutaj trochę podkoloryzowała. Jane i
hormony to mieszanka raczej wybuchowa. Nie można było wszystkich jej słów brać
na poważnie. Mimo to nadal zastanawiało mnie, dlaczego próbował się ze mną skontaktować?
Chciał, żebym była na ślubie, czy może domyślił się, że to ja do niego
dzwoniłam w nocy?
-Arrie! - nim zdążyłam zdecydować, w którą stronę hangaru
pójść, Ally ściskała mnie już z całych sił.
-Allyson Collins, udusisz mnie – wyrzuciłam z siebie
ledwo łapiąc oddech, jednak mimo to, poczułam się lepiej.
Byłam roztrzęsiona, przestraszona, więc ramiona
przyjaciółki było najlepszym, co mnie mogło spotkać w tym momencie. Wiedziałam,
że miałam przed sobą osobę, na którą zawsze mogłam liczyć, która będzie mnie
wspierać, choćby nie wiem co.
-Jeju, ale masz cudne włosy – złapała za moje brązowe
pasma, zaraz po tym, jak się ode mnie odsunęła – w ogóle wyglądasz wspaniale –
rozpromieniła się jeszcze bardziej.
-Nie żartuj – westchnęłam – jestem po imprezie,
przespałam może dwie godziny lotu i jeszcze ta zmiana strefy czasowej – pokręciłam głową.
-Czyli pożytku z ciebie dzisiaj nie będzie miał – puściła
mi oczko i uciekła z moją walizką, zanim zdążyłam uderzyć ją w ramię.
-Bardzo zabawne – przewróciłam oczami – którą sukienkę w
końcu wybrałaś? Tą czarną?
Allyson była przebojowa i pewna siebie, ale nigdy,
przenigdy nie wiedziała, co na siebie założyć. To zawsze był jej główny
problem. Od wczoraj zdążyła wysłać mi zdjęcia kilkunastu sukienek, pytając o
radę.
-Nie – zarumieniła się, uciekając wzrokiem – kupiłam
dzisiaj czerwoną, rozkloszowaną.
-Mogłam się domyślić – westchnęłam głęboko, wsiadając do
taksówki.
-A ty w końcu, co zakładasz? – zapytała, siadając obok mnie
i podając kierowcy adres hotelu.
-Sukienkę – rzuciłam, na co zmroziła mnie wzrokiem –
zobaczysz – uśmiechnęłam się lekko.
Miałam nadzieję, że jej się spodoba. Zawsze była ze mną
szczera, więc ufałam jej opiniom. Jeśli powie, że wyglądam dobrze, będę czuła
się pewniej. Jednak jak na razie od tej pewności dzieliły mnie lata świetlne.
Szczerze mówiąc, nie zależało mi na tym, żeby podobać się wszystkim, chciałam
podobać się tylko jednej jedynej osobie. Na tę chwilę nie była jednak nawet
pewna, czy w ogóle spodoba się mu moja obecność tutaj.
Nagle poczułam jak przyjaciółka łapie mnie za dłoń,
posyłając przy tym ciepły uśmiech. Odetchnęłam głębiej, próbując odpędzić od
siebie ponure myśli. Wszystko będzie w porządku. Musi być, prawda?
Nie wiem jakim cudem nikt po drodze nas nie zauważył, ale
pół godziny później, siedziałyśmy już w hotelowym pokoju Ally, gdzie czekały na
nas dwie kobiety. Serce biło mi jak szalone, kiedy skradałyśmy się korytarzami,
próbując uniknąć spotkania z kimkolwiek ze znajomych. Raz słyszałyśmy za sobą
nawet głos Harvey’a, więc ile sił w nogach pobiegłyśmy schować się za
najbliższym zakrętem. Gdyby ktoś nas zobaczył stwierdziłby, że jesteśmy
stuknięte, ale czy minąłby się on z prawdą?
-Mamy godzinę, zdążymy? – zapytałam przerażona, kiedy jedna
z kobiet, złapała mnie za rękę i posadziła na krześle, od razu przesuwając dłoń
po moich mokrych włosach.
Wzięłam szybki prysznic, chcąc odświeżyć się po podróży,
jednak kiedy spojrzałam na zegarek, ogarnęła mnie panika.
-Musimy – odpowiedziała z obcym akcentem i uśmiechnęła
się lekko, zabierając się od razu do roboty.
Na początku szczerze wątpiłam, że to się uda, jednak
widząc, jak Aleksa i Lidia sprawnie posługują się swoimi narzędziami pracy,
zaczęłam się trochę uspokajać. Kiedy młodsza z nich zajmowała się moim
makijażem, Ally była już gotowa. Ubrana, uczesana i pomalowana prezentowała się
znakomicie.
-Wyglądasz wspaniale – przyznałam szczerze, patrząc na
jej postać. Nie była zbyt wysoka, ale w tych czarnych szpilkach i krótszej
sukience jej nogi wyglądały jak z okładki. W dodatku makijaż i fryzura były
dobrane idealnie do urody Brytyjki. W tej stylizacji dorbne piegi niewątpliwie
były atutem. No i oczywiście długość jej falowanych włosów, tak świetnie
ułożonych sprawiła, że poczułam lekkie poczucie winy, że ścięłam swoje.
-Arrie, jak założysz tą sukienkę, to mogę się schować –
pomachała mi przed oczami białym, koronkowym materiałem – pożyczysz mi ją
kiedyś!
W ogóle nie zamierzałam kupić tej sukienki. Dopiero mama
mnie do niej przekonała , co w tym momencie wydawało mi się być strzałem w
dziesiątkę. Czułam się w niej dobrze. Kobieco i seksownie, co miało dodać mi
pewności siebie, której niewątpliwie potrzebowałam przed spotkaniem z Leto.
-Jasne – uśmiechnęłam się, przymykając powiekę, by Lidia
mogła położyć na nią cień – ile mamy czasu? – spytałam po chwili.
-Zaraz powinnyśmy wyjść – przyznała nerwowo Ally.
-Już kończę – zapewniła makijażystka.
Po pięciu minutach w końcu się ode mnie odsunęła, a na
jej ustach zagościł triumfalny uśmiech. Nie miałam jednak czasu, nawet spojrzeć
w lusterko, bo Ally pociągnęła mnie w swoją stronę i razem z kobietami, pomogła
mi założyć sukienkę, tak aby nie zniszczyć przy tym ani fryzury, ani makijażu.
-Jeszcze buty – podenerwowana Collins szybko podała mi moje
kremowe szpilki i już kompletnie ubrana, mogłam w końcu stanąć przed lustrem.
Przez kilka chwil nie mogłam uwierzyć, że osoba stojąca
przede mną, to ja. Zakryłam usta dłonią z niedowierzaniem, oglądając się z
każdej strony, po czym bez zastanowienia przytuliłam do siebie najpierw Aleksę,
a potem Lidię.
-Jesteście niesamowite – pisnęłam.
Pasma włosów idealnie spływały na moje ramiona, a makijaż
mimo, że dość delikatny, perfekcyjnie maskował moje cienie pod oczami i nadawał
twarzy świeży wygląd. Podobałam się sobie.
-Trochę kusa ta sukienka – stwierdziła zadziornie Ally.
Faktycznie, materiał sięgał mi do połowy opalonego uda,
jednak nie czułam się z tym źle. Zawsze próbowałam obciągnąć sukienkę jak
najniżej, a dzisiaj o dziwno w ogóle jej długość mi nie przeszkadzała.
-Chodź, ktoś inny też się musi napatrzeć – Allyson
pociągnęła mnie w stronę drzwi tak nagle, że ledwie udało mi się złapać jeszcze
za torebkę.
-Bawcie się dobrze! – dziewczyny pomachały nam na
pożegnanie.
-Dzięki, rozliczymy się jutro – zawołała Collins przez
ramię, kiedy byłyśmy już w połowie korytarza.
-Ślub też jest w hotelu? – spytałam zdezorientowana i
lekko podekscytowana, kiedy wsiadłyśmy do windy.
-Nie, tylko wesele – wyjaśniła wciskając guzik z numerem
zero – ślub jest na klifie.
-Romantycznie – stwierdziłam – a daleko to?
-Nie – pociągnęła mnie za rękę, kiedy tylko winda stanęła
– całkiem blisko.
Wyszłyśmy przed hotel i tak szybko, na ile pozwalały nam
szpilki ruszyłyśmy brukowaną ścieżką w nieznanym mi kierunku. Musiałam zaufać
Collins, że droga wiodąca lekko pod górę doprowadzi nas do celu.
-Ally, boję się –
szepnęłam, widząc grupkę ludzi na horyzoncie.
-Arrow Tawney – zagrzmiała, zatrzymując się nagle i
łapiąc mnie za ramiona – jesteś wspaniałą kobietą, wyglądasz oszałamiająco, a
ten facet zrobiłby dla ciebie wszystko – potrząsnęła mną, co mnie zupełnie
zszokowało i aż otworzyłam usta ze zdziwienia – weź się w garść – złapała mnie
za dłonie, obejmując je mocno swoimi – pokaż im wszystkim, że jesteś silną,
pewną siebie kobietą…
-…ale ja nie jestem… – wyjąkałam cicho, spuszczając
głowę.
-Jesteś, Arrie – westchnęła, uśmiechając się lekko –
tylko musisz w siebie uwierzyć – przytuliła mnie mocno – nie możesz oglądać się
za siebie, tylko iść dalej.
Mówiłam już, że mam najlepszą przyjaciółkę na świecie?
Zacisnęłam mocno powieki, by po chwili je uchylić i
odsunąć się od Brytyjki.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko, na co rozbawiona
pokręciła głową i bez słowa łapiąc mnie za rękę, pociągnęła w stronę krzeseł,
które powoli były zajmowane przez przybyłych gości.
Idąc tak teraz po specjalnie rozwiniętym dywanie, czułam
na sobie spojrzenia ludzi z ekipy. Odwracali się za nami, szeptali, jakby nie
do końca wiedzieli, co się dzieje. Byłam pewna, że wielu z tych ludzi zastanawiało
się, dlaczego wyjechałam i jaki związek miało to ze zniknięciem Jareda na dwa
dni. Plotki szybko się rozchodziły.
Nagle przystanęłam w miejscu, uchylając lekko usta. Za
łukiem przyozdobionym białymi kwiatami, rozpościerał się jeden z
najpiękniejszych widoków, jakie widziałam w życiu. Słońce świeciło wysoko na
niebie, a morskie fale rozbijały się o klif, na którym staliśmy. W oddali można
było dostrzec żaglówki i statki wycieczkowe. Nawet zapach unoszący się w
powietrzu sprawiał, że ta sceneria wydawała się być jeszcze bardziej bajkowa.
-Ally, widzisz… - zaczęłam, obracając się w bok, licząc,
że zobaczę tam swoją przyjaciółkę.
Zamiast niej, kilka metrów dalej stał ktoś zupełnie inny,
przyglądając mi się uważnie.
W idealnie skrojonym garniturze, białej koszuli i czarnym
krawacie wyglądał jeszcze lepiej niż zawsze. Postawione włosy i lekki zarost
dopełniały tylko dzieła. Jego warga była delikatnie spuchnięta, a lekkie
zaczerwienie pod okiem sugerowało, że nie było z nim tak źle, jak się bałam.
Stał dość daleko, więc nie byłam w stanie zdecydować, czy jego spojrzenie było
wrogie, czy po prostu poważne. Po za tym, nie ufałam swoim zmysłom w stu
procentach. Moje myśli szalały, a ja nie potrafiłam znaleźć w nich żadnego
sensu. W brzuchu fruwało stado motyli, co tylko upewniło mnie w przekonaniu, że
mój organizm zwariował.
Nie wiem, jak długo tak na siebie patrzeliśmy. Kiedy w
końcu, zrobił ruch, jakby chciał podejść w moją stronę wstrzymałam oddech.
Biłam się z myślami, czy pobiec do niego, czy raczej uciec, gdzie pieprz
rośnie. Chociaż którejkolwiek opcji bym nie wybrała, pewnie i tak nadal
stałabym w miejscu, nie mogąc się poruszyć.
Pewnie, by tak było, gdyby ktoś nie sprowadził mnie na
ziemię. Jay też przystanął w miejscu, kiedy Chloe przysłoniła mu drogę,
podchodząc do niego z ogromny uśmiechem i jak gdyby nigdy nic, zaczęła
poprawiać mu krawat i marynarkę.
Poczułam jakby ktoś najpierw dał mi w twarz, a potem
wrzucił do wody, nie pozwalając wynurzyć się na powierzchnię.
Najprawdopodobniej stałabym tam dalej, jak słup soli,
gdyby z pomocą nie nadszedł mi ten, którego imienia od kilku dni nie chciałam
nawet słyszeć.
-Arrie? – spojrzał na mnie zdziwiony i lekko
zdezorientowany.
Gdyby nie sytuacja, w której się znalazłam, pewnie
kazałabym mu zejść mi z oczu. W tym momencie był jednak moim wybawieniem.
-Zaprowadź mnie na moje miejsce – wyrzuciłam z siebie na
wydechu, kątem oka widząc, jak Chloe ciągnie za rękę Jareda, w stronę
krzesełek.
Wszystko szło dobrze, dopóki nie pojawiła się ONA.
PRZYJACIÓŁKA. W dodatku wyglądało na to, że świetnie odnajdywała się w jego
towarzystwie.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że z nią idzie – syknęłam
Ally na ucho, kiedy Harve, posadził mnie obok niej.
-Arrie – spojrzała na mnie zmartwiona – on po prostu nie
miał z kim…
-Mogłaś mi powiedzieć – przerwałam jej, odwracając się w
stronę podestu, gdzie zgromadziła się już grupka ludzi.
Siedziałam tak, uparcie wpatrując się w przestrzeń przede
mną, dopóki ktoś nie przysłonił mi tego widoku. Na domiar złego, był to nie kto
inny, jak Chloe. Obdarowałam ją wrogim spojrzeniem, dopiero po chwili
dostrzegając kto stoi obok niej. Kiedy kobieta, poprawiała sobie sukienkę, by
siadając jak najmniej ją pognieść, Jared patrzył na mnie lekko zagubionym
wzrokiem.
Zebrałam się w sobie i po prostu go zignorowałam.
Dopiero, kiedy już usiadł przed Harvey’em zaczęłam bezkarnie wpatrywać się w
jego plecy, jak i plecy Chloe, rozmyślając w jaki sposób ją zamordować.
Czy byłam zazdrosna?
Tak! I to piekielnie mocno.
Mógł iść z każdym, ale on jak na złość wybrał ją. Co
gorsza mogłam być zła tylko na samą siebie. Nie na Ally, która mi o tym nie
wspomniała, nie na Harvey’a, który siedział obok mnie, bojąc się nawet drgnąć,
ani w końcu nawet nie na samego Jareda, który może nawet i nieumyślnie zemścił
się na mnie w najgorszy z możliwych sposobów. Nie znosiłam Chloe, za to, jak
mnie traktowała. Zadzierała nosa i trzymała się zdecydowanie zbyt blisko mojego
faceta. Tak, mojego faceta!
Postanowiłam, że koniec z pieprzonym strachem,
panikowaniem i niepewnością. Nie wycofam się, bo jakaś larwa chciała mnie
wykurzyć. Koniec z użalaniem się nad sobą.
-Przepraszam – usłyszałam nagle przy uchu cichy głos
brata.
Złapał mnie lekko za rękę, a ja spojrzałam na jego
poranione kostki, które kilkanaście godzin wcześniej tłukły twarz muzyka.
Podniosłam głowę, patrząc hardo w oczy brata, który na
początku wydawał się być zdziwiony, naglą zmianą mojego nastroju. Dopiero po
chwili zrozumiał o co chodzi, i przygryzając w uśmiechu wargę, kręcił głową z
pełnym zadowolenia wyrazem twarzy.
To co zrobił Harve, nie miało już znaczenia. Nie mogłam
wiecznie szukać powodu, by się na niego złościć. Przecież to może właśnie
dzięki jego durnemu pomysłowi, zrozumiałam, co czuję do szatyna, siedzącego z
przodu? Im bardziej nam czegoś zabraniają, tym bardziej tego chcemy.
Z całych sił próbowałam skupić się na ceremonii, jednak
jest to trudne, kiedy znienawidzona przez ciebie kobieta siedzi przed tobą i co
chwilę mierzwi włosy facetowi, na którym ci zależy. Gdyby nie to, że Jared się
od niej odsuwał Bartoli nie miałaby już rąk.
Harve razem z Allyson rzucali mi kpiące spojrzenia, kiedy
udawałam, że nie obchodzi mnie to, co dzieje się przed nami.
Tak właściwie, to przestało mnie to faktycznie interesować
w momencie, kiedy Tomo i Vicki zaczęli składać sobie przysięgę małżeńską. Było w tym
coś tak cudownego, że wszystko inne traciło na znaczeniu. Patrzenie na nich,
mając świadomość tego, że mnie też czeka kiedyś taka chwila w życiu było czymś
wyjątkowym i wspaniałym.
Po uroczystości odeszłam na bok, chcąc zrobić miejsce
wszystkim tym, którzy ruszyli z gratulacjami do młodej pary. Postanowiłam, że
porozmawiam z nimi na spokojnie trochę później.
Stanęłam przed rzędem krzeseł znowu dając pochłonąć się
widokowi rozpościerającemu się przede mną. Wszystko było tu idealne. Nawet
lekki wietrzyk, który targał kosmykami moich włosów był jak najbardziej mile
widziany. Gdzieś z boku, w bezpiecznej odległości od urwiska bawiły się dzieci,
biegając dookoła pod czujnym okiem nieznanego mi mężczyzny. Kilka metrów dalej
Tomo z Vicki przyjmowali gratulacje od gości. Allyson bez przerwy rozmawiała o
czymś z Harvey’em, a Shannon nawet na chwilę nie wypuszczał z rąk drobnej,
brązowowłosej Kanadyjki. Rozmawiałam z nią dosłownie przez chwilę, ale wydawała
się być przemiłą osobą.
-Piękny widok – usłyszałam za plecami, więc spojrzałam w
tamtym kierunku.
Leto powoli zmierzał w moją stronę, z nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
-Całkiem niezły – przyznałam, odwracając się z powrotem
twarzą do morza.
-Nie o tym mówiłem – odpowiedział cicho z ustami tuż przy
moim uchu.
-Ja też nie – rzuciłam, na co zaśmiał się delikatnie,
nieświadomy tego, jak ciężko mi nad sobą panować.
Choć mnie nie dotykał, czułam za sobą jego obecność. Mógł
stać góra kilka centymetrów ode mnie, o ile nie milimetrów. Czułam ciepło jego
ciała i byłam pewna, że gdybym wychyliła się do tyłu, nie upadłabym.
-Jared, chodź. Zaraz nasza kolej – za naszymi plecami
rozległ się stanowczy głos Chloe.
-Zaraz przyjdę – odpowiedział spokojnie Leto.
Spojrzałam na kobietę z założonymi na piersiach rękami.
Powiedzieć, że mierzyłyśmy się wzrokiem to mało. My się wręcz zabijałyśmy.
-Zaraz musimy zejść do hotelu. Tomo z Vicki nie będą
czekać w nieskończoność – Chloe nie odpuszczała.
-Porozmawiamy później – westchnął muzyk, rzucając mi
przepraszające spojrzenie.
-Powiedział, że zaraz przyjdzie – powiedziałam szorstko i
złapałam Jareda za rękę, kiedy zrezygnowany miał już odchodzić.
Zirytowana Chloe chciała mi czymś odpowiedzieć, ale wtedy
zrobiłam coś, czego się po sobie nie spodziewałam.
Bartoli nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele jej
teraz zawdzięczałam. Gdyby nie jej obecność i moja złość na nią, pewnie nie
odważyłabym się zrobić tego, do czego właśnie się posunęłam. Bałabym się od tak
stojąc, bez wahania wpić się w usta zdezorientowanego Leto.
Była to chwila, ale wystarczająco długa, by Jay zdążył
zareagować.
-Teraz możesz już iść – niechętnie odepchnęła go od
siebie.
Po raz ostatni spojrzałam w jego roziskrzone oczy i
odeszłam zostawiając go z wyrazem niedowierzania, ale też i zadowolenia na
twarzy. Chloe niestety nie była tak szczęśliwa jak on. Kątem oka zdołałam tylko
dostrzec, jak robi się purpurowa, jednak zamiast się tym przejąć zupełnie
zrelaksowana ruszyłam kamienna ścieżką w stronę hotelu, gdzie czekało nas
jeszcze przyjęcie.
-Widziałam to – nagle obok mnie zmaterializowała się
zmachana Ally, z pełnym podziwu wyrazem twarzy – chciałam zacząć klaskać, ale
Harve mi nie pozwolił robić przedstawienia – tłumaczyła podekscytowana, niemal
biegnąc obok mnie.
Nie wiem jakim cudem moje kroki były tak pewne, a ja
sprawiałam wrażenie kompletnie opanowanej. Pewnie gdyby nie świadomość tego, że
ktoś może mi się przyglądać, zdjęłabym szpilki i biegała w kółko krzycząc ze
szczęścia. Musiałam zachować pozory normalności.
-Jak mi poszło? – spytałam konspiracyjnym tonem, patrząc
prosto przed siebie, ledwie nad sobą jeszcze panując.
-Zaskakująco dobrze – po mojej drugiej stronie pojawił
się Harve, łapiąc mnie w talii.
-No wiesz co? – udawałam obrażoną, choć tak naprawdę
musiałam przygryzać wargi, by się nie roześmiać.
-Musimy coś zjeść przed następną rundą – zarządził mój
brat
Pozdrawiam! xoxo
Szybka jesteś ;)
OdpowiedzUsuńDzięki! Trochę ciekawość zaspokoiłaś... ale oczywiście potrafisz skończyć w baaaardzo odpowiednim momencie ;)
Akcja rewelacyjna hehe super odwaga. Można sobie wyobrazić minę Leto, na pewno był nieco zdezorientowany. Super, że Arrie przejęła inicjatywę. A jeszcze fajniej, ze ma przy sobie dwoje bardzo bliskich i oddanych przyjaciół - Ally i Harve. Na pewno jej to pomoże.
Chloe... hehe dzięki Twojemu ff z pewnością jej nie polubię jeszcze bardziej. Fajnie byłoby, aby kiedyś ktoś jej tak nosa utarł.... Niby nic mi nie zrobiła, ale wyjątkowo jest drażniąca.
Jeszcze raz dzięki za lekturę na dobranoc.
Pozdrawiam
-S.
wole ją taką waleczną, potrafiącą postawić na swoim - dobrze że zawsze może liczyć na Ch., która doprowadza ją do granic wytrzymałości powodując tym samym że robi rzeczy o które nawet się nie podejrzewa. Wierzę że się pogodzą na tym przyjęciu - ale to nie będzie ich ostatni rozejm - czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
-K.B.
PS królowa nauk często daje popalić - wiem z autopsji - dasz radę ;-) nie tym to następnym razem - powodzenia , trzymam kciuki.
Boskie(:
OdpowiedzUsuńNie było mnie tu tydzień i już dwa rozdziały :) ! Boskie. Bardzo mi się podobają i wgl jak mogłaś przerwać tak?! :D czekam z niecierpliwością na nowy. Życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xo
Jest już marzec.. Kiedy coś dodasz? 😢
OdpowiedzUsuńCzy można liczyć na coś przed świętami ?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
-K.B.
Łoooooo cholera kuźwa wow wowow owowowowo owowowowow.
OdpowiedzUsuńShippuje ich tak bardzo mocno! A Chloe niech się udławi swoją własną sukienką, może w końcu odczepi się od tego Jareda. Nienawidzę tej baby! Wkurza mnie zarówno w ff jak i w realu.. xD plus ma fatalny styl :v
A Arrie i Jared jsaasdhkjs mam nadzieję, że w końcu będzie trochę bardziej cukierkowato i do porzygu w następnym rozdziale, bo kurczę kocham takie sceny czytać i sobie wyobrażać ♥
Hej, hej. Kocham cię i zastanawiam się kiedy dodasz następny rozdział... To kiedy?
OdpowiedzUsuńZ poważaniem,
J.B
puk, puk, puk paiętasz o nas jeszcze? Żyjesz? niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, nie moge się doczekac aby przeczytać jak rozwinie się dalsza znajomośc Jareda z Arrow. Zaglądam tu praktycznie codziennie :)
OdpowiedzUsuńByłaś na Artifakcie? Ciekawa jestem, czy Cię widziałam :)
Goś
BYŁAM NA ARTIFAKCIE!!
UsuńI WŁAŚNIE WRACAM DO PISANIA ;__; W TYM WŁASNIE MOMENCIE OTWIERAM WORDA :D
Super ;-)
OdpowiedzUsuń-K.B.