wtorek, 17 lutego 2015

Chapter 22.

Byłam strasznie podenerwowana. Spałam tylko dwie godziny podczas całego lotu, a biorąc pod uwagę fakt, że z Bostonu wyleciałam w środku nocy, mogłam się tylko domyślać, jak fatalnie musiałam się teraz prezentować. Miałam cichą nadzieję, że makijażystka, do której miała mnie zabrać Ally jakoś temu zaradzi. Nie chciałam już od początku znaleźć się na straconej pozycji. Psychicznie byłam zupełnie wykończona, więc miałam nadzieję, że chociaż fizycznie będę prezentowała się jak najlepiej.
W czasie całego lotu, co chwilę przechodziłam jakieś załamania nerwowe. W jednej chwili jak najszybciej chciałam być już w Atenach, by tam od razu przesiąść się w lot do Heriaklonu, a w następnej, jak najszybciej znaleźć się w Bostonie. Miałam już powoli dość siebie i tych ataków paniki. Kiedy stałam już na lotnisku w stolicy Grecji, pomyślałam nawet o tym, by wsiąść w jakiś inny samolot i uciec jak najdalej, ale w tej właśnie chwili, jakby czytając mi w myślach zadzwoniła Ally, motywując mnie do działania. Z podniesioną głową wsiadłam do mniejszej maszyny, jednak zaraz po zapięciu pasów, poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła. Drżały mi ręce, a serce biło o wiele za szybko.
-Arrie, spokojnie – powiedziałam sama do siebie, próbując się opanować.
Nikt poza Allyson nie wiedział, że będę na ślubie. Co prawda mama rozmawiała z Jaredem, ale nic konkretnego mu nie powiedziała. Przyznała, że pytał ją o to, czy będę dzisiaj na Krecie, ale Jane była szczerze zaskoczona tym pytaniem. Nawet nie zdążyłam jej o tym poinformować i chyba dobrze się stało. Jay raczej nie spodziewał się mnie dzisiaj zobaczyć. Mama wypierała się, że powiedziała mu coś więcej, ale tata ją wydał. Całe szczęście ograniczyła się tylko to zrelacjonowania mu tego, że spotkałam starą znajomą i spędziłam wieczór w jej towarzystwie.
Potem oczywiście nie obyło się bez suszenia mi głowy, dlaczego to nie powiedziałam jej nic o tym ślubie. Jej zawodzenie w połączeniu z okropnym kacem, doprowadziły to tego, że skończyło się na trzaskaniu drzwiami. Dopiero po dwóch godzinach, kiedy zarezerwowałam  już sobie lot i ból głowy minął wyjaśniłam jej o co chodzi, dzieląc się też przy tym wszystkimi obawami. Na koniec sama doszła do wniosku, że nawet lepiej, że nie widziała wcześniej o tym weselu, bo wtedy pewnie wygadałaby się Jaredowi. Jakbym tego wcześniej nie wiedziała…
Stwierdziła też, że Leto bardzo za mną tęskni i wydawał się być zdesperowany, ale czułam, że tutaj trochę podkoloryzowała. Jane i hormony to mieszanka raczej wybuchowa. Nie można było wszystkich jej słów brać na poważnie. Mimo to nadal zastanawiało mnie, dlaczego próbował się ze mną skontaktować? Chciał, żebym była na ślubie, czy może domyślił się, że to ja do niego dzwoniłam w nocy?
-Arrie! - nim zdążyłam zdecydować, w którą stronę hangaru pójść, Ally ściskała mnie już z całych sił.
-Allyson Collins, udusisz mnie – wyrzuciłam z siebie ledwo łapiąc oddech, jednak mimo to, poczułam się lepiej.
Byłam roztrzęsiona, przestraszona, więc ramiona przyjaciółki było najlepszym, co mnie mogło spotkać w tym momencie. Wiedziałam, że miałam przed sobą osobę, na którą zawsze mogłam liczyć, która będzie mnie wspierać, choćby nie wiem co.
-Jeju, ale masz cudne włosy – złapała za moje brązowe pasma, zaraz po tym, jak się ode mnie odsunęła – w ogóle wyglądasz wspaniale – rozpromieniła się jeszcze bardziej.
-Nie żartuj – westchnęłam – jestem po imprezie, przespałam może dwie godziny lotu i jeszcze ta zmiana strefy czasowej  – pokręciłam głową.
-Czyli pożytku z ciebie dzisiaj nie będzie miał – puściła mi oczko i uciekła z moją walizką, zanim zdążyłam uderzyć ją w ramię.
-Bardzo zabawne – przewróciłam oczami – którą sukienkę w końcu wybrałaś? Tą czarną?
Allyson była przebojowa i pewna siebie, ale nigdy, przenigdy nie wiedziała, co na siebie założyć. To zawsze był jej główny problem. Od wczoraj zdążyła wysłać mi zdjęcia kilkunastu sukienek, pytając o radę.
-Nie – zarumieniła się, uciekając wzrokiem – kupiłam dzisiaj czerwoną, rozkloszowaną.
-Mogłam się domyślić – westchnęłam głęboko, wsiadając do taksówki.
-A ty w końcu, co zakładasz? – zapytała, siadając obok mnie i podając kierowcy adres hotelu.
-Sukienkę – rzuciłam, na co zmroziła mnie wzrokiem – zobaczysz – uśmiechnęłam się lekko.
Miałam nadzieję, że jej się spodoba. Zawsze była ze mną szczera, więc ufałam jej opiniom. Jeśli powie, że wyglądam dobrze, będę czuła się pewniej. Jednak jak na razie od tej pewności dzieliły mnie lata świetlne. Szczerze mówiąc, nie zależało mi na tym, żeby podobać się wszystkim, chciałam podobać się tylko jednej jedynej osobie. Na tę chwilę nie była jednak nawet pewna, czy w ogóle spodoba się mu moja obecność tutaj.
Nagle poczułam jak przyjaciółka łapie mnie za dłoń, posyłając przy tym ciepły uśmiech. Odetchnęłam głębiej, próbując odpędzić od siebie ponure myśli. Wszystko będzie w porządku. Musi być, prawda?

Nie wiem jakim cudem nikt po drodze nas nie zauważył, ale pół godziny później, siedziałyśmy już w hotelowym pokoju Ally, gdzie czekały na nas dwie kobiety. Serce biło mi jak szalone, kiedy skradałyśmy się korytarzami, próbując uniknąć spotkania z kimkolwiek ze znajomych. Raz słyszałyśmy za sobą nawet głos Harvey’a, więc ile sił w nogach pobiegłyśmy schować się za najbliższym zakrętem. Gdyby ktoś nas zobaczył stwierdziłby, że jesteśmy stuknięte, ale czy minąłby się on z prawdą?
-Mamy godzinę, zdążymy? – zapytałam przerażona, kiedy jedna z kobiet, złapała mnie za rękę i posadziła na krześle, od razu przesuwając dłoń po moich mokrych włosach.
Wzięłam szybki prysznic, chcąc odświeżyć się po podróży, jednak kiedy spojrzałam na zegarek, ogarnęła mnie panika.
-Musimy – odpowiedziała z obcym akcentem i uśmiechnęła się lekko, zabierając się od razu do roboty.
Na początku szczerze wątpiłam, że to się uda, jednak widząc, jak Aleksa i Lidia sprawnie posługują się swoimi narzędziami pracy, zaczęłam się trochę uspokajać. Kiedy młodsza z nich zajmowała się moim makijażem, Ally była już gotowa. Ubrana, uczesana i pomalowana prezentowała się znakomicie.
-Wyglądasz wspaniale – przyznałam szczerze, patrząc na jej postać. Nie była zbyt wysoka, ale w tych czarnych szpilkach i krótszej sukience jej nogi wyglądały jak z okładki. W dodatku makijaż i fryzura były dobrane idealnie do urody Brytyjki. W tej stylizacji dorbne piegi niewątpliwie były atutem. No i oczywiście długość jej falowanych włosów, tak świetnie ułożonych sprawiła, że poczułam lekkie poczucie winy, że ścięłam swoje.
-Arrie, jak założysz tą sukienkę, to mogę się schować – pomachała mi przed oczami białym, koronkowym materiałem – pożyczysz mi ją kiedyś!
W ogóle nie zamierzałam kupić tej sukienki. Dopiero mama mnie do niej przekonała , co w tym momencie wydawało mi się być strzałem w dziesiątkę. Czułam się w niej dobrze. Kobieco i seksownie, co miało dodać mi pewności siebie, której niewątpliwie potrzebowałam przed spotkaniem z Leto.
-Jasne – uśmiechnęłam się, przymykając powiekę, by Lidia mogła położyć na nią cień – ile mamy czasu? – spytałam po chwili.
-Zaraz powinnyśmy wyjść – przyznała nerwowo Ally.
-Już kończę – zapewniła makijażystka.
Po pięciu minutach w końcu się ode mnie odsunęła, a na jej ustach zagościł triumfalny uśmiech. Nie miałam jednak czasu, nawet spojrzeć w lusterko, bo Ally pociągnęła mnie w swoją stronę i razem z kobietami, pomogła mi założyć sukienkę, tak aby nie zniszczyć przy tym ani fryzury, ani makijażu.
-Jeszcze buty – podenerwowana Collins szybko podała mi moje kremowe szpilki i już kompletnie ubrana, mogłam w końcu stanąć przed lustrem.
Przez kilka chwil nie mogłam uwierzyć, że osoba stojąca przede mną, to ja. Zakryłam usta dłonią z niedowierzaniem, oglądając się z każdej strony, po czym bez zastanowienia przytuliłam do siebie najpierw Aleksę, a potem Lidię.
-Jesteście niesamowite – pisnęłam.
Pasma włosów idealnie spływały na moje ramiona, a makijaż mimo, że dość delikatny, perfekcyjnie maskował moje cienie pod oczami i nadawał twarzy świeży wygląd. Podobałam się sobie.
-Trochę kusa ta sukienka – stwierdziła zadziornie Ally.
Faktycznie, materiał sięgał mi do połowy opalonego uda, jednak nie czułam się z tym źle. Zawsze próbowałam obciągnąć sukienkę jak najniżej, a dzisiaj o dziwno w ogóle jej długość mi nie przeszkadzała.
-Chodź, ktoś inny też się musi napatrzeć – Allyson pociągnęła mnie w stronę drzwi tak nagle, że ledwie udało mi się złapać jeszcze za torebkę.
-Bawcie się dobrze! – dziewczyny pomachały nam na pożegnanie.
-Dzięki, rozliczymy się jutro – zawołała Collins przez ramię, kiedy byłyśmy już w połowie korytarza.
-Ślub też jest w hotelu? – spytałam zdezorientowana i lekko podekscytowana, kiedy wsiadłyśmy do windy.
-Nie, tylko wesele – wyjaśniła wciskając guzik z numerem zero – ślub jest na klifie.
-Romantycznie – stwierdziłam – a daleko to?
-Nie – pociągnęła mnie za rękę, kiedy tylko winda stanęła –  całkiem blisko.
Wyszłyśmy przed hotel i tak szybko, na ile pozwalały nam szpilki ruszyłyśmy brukowaną ścieżką w nieznanym mi kierunku. Musiałam zaufać Collins, że droga wiodąca lekko pod górę doprowadzi nas do celu.
 -Ally, boję się – szepnęłam, widząc grupkę ludzi na horyzoncie.
-Arrow Tawney – zagrzmiała, zatrzymując się nagle i łapiąc mnie za ramiona – jesteś wspaniałą kobietą, wyglądasz oszałamiająco, a ten facet zrobiłby dla ciebie wszystko – potrząsnęła mną, co mnie zupełnie zszokowało i aż otworzyłam usta ze zdziwienia – weź się w garść – złapała mnie za dłonie, obejmując je mocno swoimi – pokaż im wszystkim, że jesteś silną, pewną siebie kobietą…
-…ale ja nie jestem… – wyjąkałam cicho, spuszczając głowę.
-Jesteś, Arrie – westchnęła, uśmiechając się lekko – tylko musisz w siebie uwierzyć – przytuliła mnie mocno – nie możesz oglądać się za siebie, tylko iść dalej.
Mówiłam już, że mam najlepszą przyjaciółkę na świecie?
Zacisnęłam mocno powieki, by po chwili je uchylić i odsunąć się od Brytyjki.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się lekko, na co rozbawiona pokręciła głową i bez słowa łapiąc mnie za rękę, pociągnęła w stronę krzeseł, które powoli były zajmowane przez przybyłych gości.
Idąc tak teraz po specjalnie rozwiniętym dywanie, czułam na sobie spojrzenia ludzi z ekipy. Odwracali się za nami, szeptali, jakby nie do końca wiedzieli, co się dzieje. Byłam pewna, że wielu z tych ludzi zastanawiało się, dlaczego wyjechałam i jaki związek miało to ze zniknięciem Jareda na dwa dni. Plotki szybko się rozchodziły.
Nagle przystanęłam w miejscu, uchylając lekko usta. Za łukiem przyozdobionym białymi kwiatami, rozpościerał się jeden z najpiękniejszych widoków, jakie widziałam w życiu. Słońce świeciło wysoko na niebie, a morskie fale rozbijały się o klif, na którym staliśmy. W oddali można było dostrzec żaglówki i statki wycieczkowe. Nawet zapach unoszący się w powietrzu sprawiał, że ta sceneria wydawała się być jeszcze bardziej bajkowa.
-Ally, widzisz… - zaczęłam, obracając się w bok, licząc, że zobaczę tam swoją przyjaciółkę.
Zamiast niej, kilka metrów dalej stał ktoś zupełnie inny, przyglądając mi się uważnie.
W idealnie skrojonym garniturze, białej koszuli i czarnym krawacie wyglądał jeszcze lepiej niż zawsze. Postawione włosy i lekki zarost dopełniały tylko dzieła. Jego warga była delikatnie spuchnięta, a lekkie zaczerwienie pod okiem sugerowało, że nie było z nim tak źle, jak się bałam. Stał dość daleko, więc nie byłam w stanie zdecydować, czy jego spojrzenie było wrogie, czy po prostu poważne. Po za tym, nie ufałam swoim zmysłom w stu procentach. Moje myśli szalały, a ja nie potrafiłam znaleźć w nich żadnego sensu. W brzuchu fruwało stado motyli, co tylko upewniło mnie w przekonaniu, że mój organizm zwariował.
Nie wiem, jak długo tak na siebie patrzeliśmy. Kiedy w końcu, zrobił ruch, jakby chciał podejść w moją stronę wstrzymałam oddech. Biłam się z myślami, czy pobiec do niego, czy raczej uciec, gdzie pieprz rośnie. Chociaż którejkolwiek opcji bym nie wybrała, pewnie i tak nadal stałabym w miejscu, nie mogąc się poruszyć.
Pewnie, by tak było, gdyby ktoś nie sprowadził mnie na ziemię. Jay też przystanął w miejscu, kiedy Chloe przysłoniła mu drogę, podchodząc do niego z ogromny uśmiechem i jak gdyby nigdy nic, zaczęła poprawiać mu krawat i marynarkę.
Poczułam jakby ktoś najpierw dał mi w twarz, a potem wrzucił do wody, nie pozwalając wynurzyć się na powierzchnię.
Najprawdopodobniej stałabym tam dalej, jak słup soli, gdyby z pomocą nie nadszedł mi ten, którego imienia od kilku dni nie chciałam nawet słyszeć.
-Arrie? – spojrzał na mnie zdziwiony i lekko zdezorientowany.
Gdyby nie sytuacja, w której się znalazłam, pewnie kazałabym mu zejść mi z oczu. W tym momencie był jednak moim wybawieniem.
-Zaprowadź mnie na moje miejsce – wyrzuciłam z siebie na wydechu, kątem oka widząc, jak Chloe ciągnie za rękę Jareda, w stronę krzesełek.
Wszystko szło dobrze, dopóki nie pojawiła się ONA. PRZYJACIÓŁKA. W dodatku wyglądało na to, że świetnie odnajdywała się w jego towarzystwie.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś, że z nią idzie – syknęłam Ally na ucho, kiedy Harve, posadził mnie obok niej.
-Arrie – spojrzała na mnie zmartwiona – on po prostu nie miał z kim…
-Mogłaś mi powiedzieć – przerwałam jej, odwracając się w stronę podestu, gdzie zgromadziła się już grupka ludzi.
Siedziałam tak, uparcie wpatrując się w przestrzeń przede mną, dopóki ktoś nie przysłonił mi tego widoku. Na domiar złego, był to nie kto inny, jak Chloe. Obdarowałam ją wrogim spojrzeniem, dopiero po chwili dostrzegając kto stoi obok niej. Kiedy kobieta, poprawiała sobie sukienkę, by siadając jak najmniej ją pognieść, Jared patrzył na mnie lekko zagubionym wzrokiem.
Zebrałam się w sobie i po prostu go zignorowałam. Dopiero, kiedy już usiadł przed Harvey’em zaczęłam bezkarnie wpatrywać się w jego plecy, jak i plecy Chloe, rozmyślając w jaki sposób ją zamordować.
Czy byłam zazdrosna?
Tak! I to piekielnie mocno.
Mógł iść z każdym, ale on jak na złość wybrał ją. Co gorsza mogłam być zła tylko na samą siebie. Nie na Ally, która mi o tym nie wspomniała, nie na Harvey’a, który siedział obok mnie, bojąc się nawet drgnąć, ani w końcu nawet nie na samego Jareda, który może nawet i nieumyślnie zemścił się na mnie w najgorszy z możliwych sposobów. Nie znosiłam Chloe, za to, jak mnie traktowała. Zadzierała nosa i trzymała się zdecydowanie zbyt blisko mojego faceta. Tak, mojego faceta!
Postanowiłam, że koniec z pieprzonym strachem, panikowaniem i niepewnością. Nie wycofam się, bo jakaś larwa chciała mnie wykurzyć. Koniec z użalaniem się nad sobą.
-Przepraszam – usłyszałam nagle przy uchu cichy głos brata.
Złapał mnie lekko za rękę, a ja spojrzałam na jego poranione kostki, które kilkanaście godzin wcześniej tłukły twarz muzyka.
Podniosłam głowę, patrząc hardo w oczy brata, który na początku wydawał się być zdziwiony, naglą zmianą mojego nastroju. Dopiero po chwili zrozumiał o co chodzi, i przygryzając w uśmiechu wargę, kręcił głową z pełnym zadowolenia wyrazem twarzy.
To co zrobił Harve, nie miało już znaczenia. Nie mogłam wiecznie szukać powodu, by się na niego złościć. Przecież to może właśnie dzięki jego durnemu pomysłowi, zrozumiałam, co czuję do szatyna, siedzącego z przodu? Im bardziej nam czegoś zabraniają, tym bardziej tego chcemy.
Z całych sił próbowałam skupić się na ceremonii, jednak jest to trudne, kiedy znienawidzona przez ciebie kobieta siedzi przed tobą i co chwilę mierzwi włosy facetowi, na którym ci zależy. Gdyby nie to, że Jared się od niej odsuwał Bartoli nie miałaby już rąk.
Harve razem z Allyson rzucali mi kpiące spojrzenia, kiedy udawałam, że nie obchodzi mnie to, co dzieje się przed nami.
Tak właściwie, to przestało mnie to faktycznie interesować w momencie, kiedy Tomo i Vicki zaczęli  składać sobie przysięgę małżeńską. Było w tym coś tak cudownego, że wszystko inne traciło na znaczeniu. Patrzenie na nich, mając świadomość tego, że mnie też czeka kiedyś taka chwila w życiu było czymś wyjątkowym i wspaniałym.
Po uroczystości odeszłam na bok, chcąc zrobić miejsce wszystkim tym, którzy ruszyli z gratulacjami do młodej pary. Postanowiłam, że porozmawiam z nimi na spokojnie trochę później.
Stanęłam przed rzędem krzeseł znowu dając pochłonąć się widokowi rozpościerającemu się przede mną. Wszystko było tu idealne. Nawet lekki wietrzyk, który targał kosmykami moich włosów był jak najbardziej mile widziany. Gdzieś z boku, w bezpiecznej odległości od urwiska bawiły się dzieci, biegając dookoła pod czujnym okiem nieznanego mi mężczyzny. Kilka metrów dalej Tomo z Vicki przyjmowali gratulacje od gości. Allyson bez przerwy rozmawiała o czymś z Harvey’em, a Shannon nawet na chwilę nie wypuszczał z rąk drobnej, brązowowłosej Kanadyjki. Rozmawiałam z nią dosłownie przez chwilę, ale wydawała się być przemiłą osobą.
-Piękny widok – usłyszałam za plecami, więc spojrzałam w tamtym kierunku.
Leto powoli zmierzał w moją stronę, z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Całkiem niezły – przyznałam, odwracając się z powrotem twarzą do morza.
-Nie o tym mówiłem – odpowiedział cicho z ustami tuż przy moim uchu.
-Ja też nie – rzuciłam, na co zaśmiał się delikatnie, nieświadomy tego, jak ciężko mi nad sobą panować.
Choć mnie nie dotykał, czułam za sobą jego obecność. Mógł stać góra kilka centymetrów ode mnie, o ile nie milimetrów. Czułam ciepło jego ciała i byłam pewna, że gdybym wychyliła się do tyłu, nie upadłabym.
-Jared, chodź. Zaraz nasza kolej – za naszymi plecami rozległ się stanowczy głos Chloe.
-Zaraz przyjdę – odpowiedział spokojnie Leto.
Spojrzałam na kobietę z założonymi na piersiach rękami. Powiedzieć, że mierzyłyśmy się wzrokiem to mało. My się wręcz zabijałyśmy.
-Zaraz musimy zejść do hotelu. Tomo z Vicki nie będą czekać w nieskończoność – Chloe nie odpuszczała.
-Porozmawiamy później – westchnął muzyk, rzucając mi przepraszające spojrzenie.
-Powiedział, że zaraz przyjdzie – powiedziałam szorstko i złapałam Jareda za rękę, kiedy zrezygnowany miał już odchodzić.
Zirytowana Chloe chciała mi czymś odpowiedzieć, ale wtedy zrobiłam coś, czego się po sobie nie spodziewałam.
Bartoli nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele jej teraz zawdzięczałam. Gdyby nie jej obecność i moja złość na nią, pewnie nie odważyłabym się zrobić tego, do czego właśnie się posunęłam. Bałabym się od tak stojąc, bez wahania wpić się w usta zdezorientowanego Leto.
Była to chwila, ale wystarczająco długa, by Jay zdążył zareagować.
-Teraz możesz już iść – niechętnie odepchnęła go od siebie.
Po raz ostatni spojrzałam w jego roziskrzone oczy i odeszłam zostawiając go z wyrazem niedowierzania, ale też i zadowolenia na twarzy. Chloe niestety nie była tak szczęśliwa jak on. Kątem oka zdołałam tylko dostrzec, jak robi się purpurowa, jednak zamiast się tym przejąć zupełnie zrelaksowana ruszyłam kamienna ścieżką w stronę hotelu, gdzie czekało nas jeszcze przyjęcie.
-Widziałam to – nagle obok mnie zmaterializowała się zmachana Ally, z pełnym podziwu wyrazem twarzy – chciałam zacząć klaskać, ale Harve mi nie pozwolił robić przedstawienia – tłumaczyła podekscytowana, niemal biegnąc obok mnie.
Nie wiem jakim cudem moje kroki były tak pewne, a ja sprawiałam wrażenie kompletnie opanowanej. Pewnie gdyby nie świadomość tego, że ktoś może mi się przyglądać, zdjęłabym szpilki i biegała w kółko krzycząc ze szczęścia. Musiałam zachować pozory normalności.
-Jak mi poszło? – spytałam konspiracyjnym tonem, patrząc prosto przed siebie, ledwie nad sobą jeszcze panując.
-Zaskakująco dobrze – po mojej drugiej stronie pojawił się Harve, łapiąc mnie w talii.
-No wiesz co? – udawałam obrażoną, choć tak naprawdę musiałam przygryzać wargi, by się nie roześmiać.
-Musimy coś zjeść przed następną rundą – zarządził mój brat
 _______________________________________________________________
Nie wiem jakim cudem tak szybko to napisałam, ale nie będę z tego powodu narzekać.
Zastanawiam się, czy trochę nie przesadziłam i w ogóle nie wyszło jakoś sztucznie? Pozostawiam to Wam do oceny.
Dziękuję za te komentarze! Uwielbiam z Wami rozmawiać, czytać Wasze przemyślenia i w ogóle <3 Bardzo mi do pomaga później przy pisaniu xoxo
Kiedy następny? Już teraz mówię, że nie mam pojęcia. Mam teraz trochę na głowie, niestety :c
Pozdrawiam! xoxo



11 komentarzy:

  1. Szybka jesteś ;)
    Dzięki! Trochę ciekawość zaspokoiłaś... ale oczywiście potrafisz skończyć w baaaardzo odpowiednim momencie ;)
    Akcja rewelacyjna hehe super odwaga. Można sobie wyobrazić minę Leto, na pewno był nieco zdezorientowany. Super, że Arrie przejęła inicjatywę. A jeszcze fajniej, ze ma przy sobie dwoje bardzo bliskich i oddanych przyjaciół - Ally i Harve. Na pewno jej to pomoże.
    Chloe... hehe dzięki Twojemu ff z pewnością jej nie polubię jeszcze bardziej. Fajnie byłoby, aby kiedyś ktoś jej tak nosa utarł.... Niby nic mi nie zrobiła, ale wyjątkowo jest drażniąca.
    Jeszcze raz dzięki za lekturę na dobranoc.
    Pozdrawiam
    -S.

    OdpowiedzUsuń
  2. wole ją taką waleczną, potrafiącą postawić na swoim - dobrze że zawsze może liczyć na Ch., która doprowadza ją do granic wytrzymałości powodując tym samym że robi rzeczy o które nawet się nie podejrzewa. Wierzę że się pogodzą na tym przyjęciu - ale to nie będzie ich ostatni rozejm - czekam na kolejny
    pozdrawiam
    -K.B.
    PS królowa nauk często daje popalić - wiem z autopsji - dasz radę ;-) nie tym to następnym razem - powodzenia , trzymam kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie było mnie tu tydzień i już dwa rozdziały :) ! Boskie. Bardzo mi się podobają i wgl jak mogłaś przerwać tak?! :D czekam z niecierpliwością na nowy. Życzę dużo weny.
    Pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest już marzec.. Kiedy coś dodasz? 😢

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy można liczyć na coś przed świętami ?
    Pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Łoooooo cholera kuźwa wow wowow owowowowo owowowowow.
    Shippuje ich tak bardzo mocno! A Chloe niech się udławi swoją własną sukienką, może w końcu odczepi się od tego Jareda. Nienawidzę tej baby! Wkurza mnie zarówno w ff jak i w realu.. xD plus ma fatalny styl :v
    A Arrie i Jared jsaasdhkjs mam nadzieję, że w końcu będzie trochę bardziej cukierkowato i do porzygu w następnym rozdziale, bo kurczę kocham takie sceny czytać i sobie wyobrażać ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, hej. Kocham cię i zastanawiam się kiedy dodasz następny rozdział... To kiedy?
    Z poważaniem,
    J.B

    OdpowiedzUsuń
  8. puk, puk, puk paiętasz o nas jeszcze? Żyjesz? niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, nie moge się doczekac aby przeczytać jak rozwinie się dalsza znajomośc Jareda z Arrow. Zaglądam tu praktycznie codziennie :)
    Byłaś na Artifakcie? Ciekawa jestem, czy Cię widziałam :)
    Goś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BYŁAM NA ARTIFAKCIE!!
      I WŁAŚNIE WRACAM DO PISANIA ;__; W TYM WŁASNIE MOMENCIE OTWIERAM WORDA :D

      Usuń
  9. Super ;-)
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń