poniedziałek, 18 maja 2015

Chapter 24.

Wybiła trzynasta.
Nie wiedząc już, co ze sobą zrobić, razem z Jaredem rozwaleni na całej kanapie oglądaliśmy jakiś program, który nawet nie był po angielsku.
Od ósmej rano zrobiliśmy już masę rzeczy, a  mimo to, do tej pory nie natknęliśmy się jeszcze na żadną znajomą twarz. Właściwie cały budynek wydawał się być całkiem wymarły. Gdyby nie obsługa hotelowa i garstka turystów w restauracji na dole, zaczęłabym się naprawdę martwić.
Jared zdążył wrócić do swojego pokoju, wziąć prysznic i się przebrać. Zjedliśmy razem śniadanie, a potem nawet wybraliśmy się na spacer na plażę, która była nieco oddalona od hotelu, stojącego na klifie. Spędziliśmy naprawdę miły poranek biegając i wygłupiając się na piasku. Jednak po powrocie do budynku, zaczęliśmy się już trochę niecierpliwić. Za godzinę wszyscy razem mieliśmy zjeść wspólny obiad, a potem pojechać do Kissamos, by stamtąd jutro z samego rana wypłynąć statkiem w rejs na Balos. Niestety, chyba tylko nasza dwójka była podekscytowana tą wycieczką, bo wszyscy inni nadal spali.
Spojrzałam na Jareda, który sprawdzał coś w telefonie. Uśmiechnęłam się, patrząc na jego skupioną twarz. Nie mogąc oprzeć się pokusie, delikatnie przejechałam palcem wokół schodzącego już siniaka pod okiem. Muzyk oderwał wzrok od urządzenia i spojrzał na mnie.
-Gdybym chciał, Harve wyglądałby gorzej – mruknął z dumą, na co parsknęłam śmiechem.
-Z tego, co wiem, to raczej ciężko było ci się zebrać z podłogi – stwierdziłam zaczepnie, na co zmrużył groźnie oczy.
Widziałam, jak szykuje się, by mi coś odpowiedzieć, więc nie chcąc kusić losu, po prostu przytuliłam go mocno, całując w skroń.
-Żartuję, Jay – westchnęłam – jak Ally do mnie wtedy zadzwoniła, to miałam ochotę wsiąść w pierwszy lepszy samolot i przylecieć, by zabić Harvey’a – przyznałam, odsuwając się od niego.
-Jakoś sobie to wyjaśniliśmy, ale i tak mogłaś przylecieć – przyznał poważnie.
Półleżał w skupieniu studiując moją twarz. Przysiadłam na piętach i westchnęłam głęboko.
-Potrzebowałam czasu – przypomniałam cicho, wpatrując się w swoje dłonie.
-Upiłaś się wtedy, prawda? – spytał.
Uniosłam na niego wzrok, dostrzegając delikatny, kpiący uśmieszek na ustach Leto.
Zmarszczyłam brwi, rzucając mu przy tym pytające spojrzenie.
Podniósł się do góry, siadając obok mnie.
-To ty do mnie dzwoniłaś – stwierdził pewnie, patrząc mi w oczy z rozbawieniem.
Będąc wystarczająco blisko, trącił swoim nosem mój, uśmiechając się przy tym zwycięsko.
-Może – przyznałam, zakładając ręce na piersiach.
-Nie może, tylko na pewno – droczył się, szczerząc zęby.
-Niby po co miałabym do ciebie dzwonić? – patrzyłam na jego rozpromienioną twarz spod przymrużonych powiek.
-Bo za mną tęskniłaś – uśmiechając się szeroko, wtulił się w moją szyję.
-Wcale nie – prychnęłam.
Uwielbiałam się z nim droczyć. Oboje doskonale znaliśmy prawdę, ale to zupełnie nam w niczym nie przeszkadzało.
Zmierzwiłam mu włosy, a ona oderwał się ode mnie, patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem.
-Twoja mama powiedziała mi co innego – mruknął zadowolony.
-Na pewno podkoloryzowała.
-Czy ja wiem – westchnął, łapiąc za kosmyk moich włosów i owijając go sobie wokół palca – opowiedziała mi wszystko – stwierdził, patrząc mi cały czas w oczy.
-Ciekawe, co dokładnie? – spojrzałam na niego unosząc jedną brew.
Znając moją mamę, nagadała mu takich głupot, że głowa mała. Jane była osobą, której nie zamykały się usta. Mówiła bardzo dużo, ale też sporą część z tego wyolbrzymiała. Mogłabym być na nią zła, że rozmawiała z Jaredem, ale widząc jaki był teraz szczęśliwy opowiadając mi o tym, byłam skłonna wybaczyć mamie, że odebrała od niego telefon.
-Że za mną tęsknisz, że chcesz wrócić, ale się boisz, że obcięłaś włosy i wyglądasz w nich ślicznie – wyliczał z uśmiechem – miała racje – przyznał – wyglądasz przepięknie, a podobno bałaś się, że mi się nie spodoba – stwierdził zadowolony.
Schylił się, by mnie pocałować, ale odepchnęłam jego głowę, na co zmrużył gniewnie oczy.
-Coś jeszcze? – spytałam, uśmiechając się niewinnie.
-Tak – skinął głową już z nieco poważniejszą miną – że wróciłaś kompletnie pijana z klubu. Z kim byłaś? – przyglądał mi się uważnie z uniesioną jedną brwią.
-Ze starymi znajomymi – pokazałam mu język.
-Pewnie wśród nich była twoja szkolna miłość – prychnął niby poważnie, choć jego oczy były pełne radosnych iskierek. Zniknęły nagle, kiedy usłyszał odpowiedz.
-Tak, Dan też był z nami.
Wyraz jego twarzy zmienił się w ułamku sekundy. Wesołość ustąpiła miejscu zdziwieniu, potem gniewowi, a na samym końcu czystej, męskiej zazdrości.
-Co za Dan? – spytał ponuro, lustrując mnie przenikliwym spojrzeniem.
Odsunęłam się od niego siadając w rogu wielkiego narożnika. Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się niewinnie.
-Ze szkoły.
-Przystawiał się do ciebie? – zapytał prosto z mostu już bez cienia wesołości.
-Powiedziałam, że mam faceta – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Mięśnie jego twarzy lekko drgnęły. Szybko nad tym zapanował, nadal próbując wyglądać poważnie, ale te niebieskie oczy znowu się rozjaśniły.
-Nie spytałaś przez telefon, czy chcę z tobą być – wypalił, na co teraz to ja zrobiłam obrażoną minę.
-Nie chodziło o ciebie – spojrzałam na niego ponuro – mam innego – próbowałam mu jeszcze dogryźć, ale zupełnie się tym nie przejmując, ze śmiechem przygarnął mnie w swoje ramiona i zamknął w nich szczelnie  - głupek – mruknęłam jeszcze, zanim usłyszeliśmy jakiś szmer.
Odsunęłam się od muzyka, nadstawiając uszu.
-Nasz gwiazdy wstały? – szepnął rozbawiony, patrząc na drzwi do sypialni Allyson.
Nim zdążyłam nawet wzruszyć ramionami, pojawił się w nich Harve, w skupieniu, próbując zamknąć je jak najciszej. Nie dostrzegając nas, na palcach skierował się do wyjścia.
Podrywając się z miejsca, przyklęknęłam na kanapie, opierając o jej górną część przedramiona i wpatrywałam się w plecy brata, który nagle przystanął w miejscu.
-Jak noc? – spytałam radośnie.
Jared dołączył szybko do mnie, więc w momencie, kiedy Harve odwrócił się w naszą stronę, widział dwójkę uśmiechających się dziwnie idiotów, wychylających się znad kanapy.
-Arrow – przewrócił oczami.
Na pewno nie był zadowolony z tego, że go zatrzymaliśmy. Co chwilę niepewnie spoglądam na drzwi, za którymi jeszcze niedawno spał i wyglądał jakby chciał uciec stąd jak najszybciej. Coś było nie tak, a ja miałam dziwne przeczucie, że na horyzoncie pojawił się nowy problem. Upewniłam się w tym tylko, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
Wiedziałam, że to się tak skończy. Przespał się z Ally, a teraz tego żałował.  Oboje są dorośli i nie przejęłabym się tym aż tak bardzo, gdyby nie to, że Collins się w nim podkochiwała. Nawet jeśli byli pijani, to i tak dał jej nadzieję, a teraz uciekał. Gdyby Jared zrobiłby mi coś takiego, chyba złamałby mi serce.
-Arrie – usłyszałam przy uchu.
Ocknęłam się z zamyślenia, patrząc na zaniepokojonego szatyna. Harve, zdążył już wyjść, więc z westchnięciem, przysiadłam na piętach.
-Wiem, że Ally to twoja przyjaciółka i pewnie chciałabyś ich ze sobą zeswatać, ale to tylko jedna noc, nie muszą od razu… - zaczął, ostrożnie dobierając słowa, ale szybko mu przerwałam kręcąc głową.
-Jay, nie o to chodzi – westchnęłam.
-Więc o co? – usiadł obok mnie, obejmując delikatnie.
Próbowałam znaleźć jakieś odpowiednie słowa, ale to było dosyć ciężkie. Obiecałam Ally, że nikomu o tym nie powiem. Ufałam Jaredowi i chciałam być z nim szczera, by uniknąć jakichkolwiek nieporozumień, ale w tym temacie, czułam jakąś wewnętrzną blokadę. Na szczęście wokalista był inteligentny i szybko domyślił się o co chodzi.
-To trochę komplikuję sprawę – przyznał po chwili namysłu – ale nie przejmuj się tak bardzo. Wszystko samo się ułoży – zapewnił dając mi buziaka.
-Myślisz?
-Ja to wiem – uśmiechnął się, by po chwili delikatnie musnąć moje usta swoimi.
Objęłam go za szyję, przyciągając mocniej.
Może miał rację? Może wszystko jakoś samo się ułoży? Allyson była twarda, poradzi sobie. Zresztą nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądził Harve. Pewnie był na kacu, spanikował i uciekł. Postanowiłam, że porozmawiam z nim, jak już sobie wszystko przemyśli.
Znowu jakiś szmer.
-Nie patrzę! – usłyszałam i oderwałam się od Leto, napotykając wzrokiem na postać przyjaciółki, która zasłaniając sobie oczy dłonią, po omacku, próbowała dostać się do łazienki.
-Collins, nie zgrywaj się – przewróciłam oczami.
Oderwała dłoń od twarzy i spojrzała na nas z uśmiechem.
-W końcu – dziękczynnie wzniosła oczy ku górze, za co rzuciłam w nią poduszką, którą akurat miałam pod ręką.
-Ej! – pisnęła – tak prawda – naburmuszyła się – już nikt nie mógł z wami wytrzymać – mówiła zaaferowana, machając przy tym dłońmi – ta panikuje, ten do nikogo się nie odzywa. Zwariować można było – podsumowała – idę się ogarnąć – westchnęła ruszając w stronę łazienki.
Jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła.
W momencie, kiedy zamknęła za sobą drzwi, mój uśmiech wyparował. Ally nie umiała udawać…
-Dobra mina do złej gry – westchnął szatyn, na co skinęłam głową.

Z jednej strony nie mogłam się doczekać, kiedy zejdziemy na dół na obiad, a z drugiej ta myśl napawała mnie lękiem. Chloe i Constance.
Chciałam wejść do ogrodu z uśmiechem trzymając Jareda za rękę i z pełną satysfakcją obserwować minę Bartoli. Ta wizja była niezwykle piękna. Niestety po chwili, przypominała sobie o tym, że będzie tam również kobieta, przed którą chciałam wypaść jak najlepiej. Wczoraj rozmawiałam z nią bez żadnego skrępowania. Świetnie się dogadywałyśmy. Jednak od wczoraj, sporo rzeczy się zmieniło.
Jared zniknął na całą noc i jeśli chodziło o Chloe, to miałam nadzieję, że jej wybujała wyobraźnia nie zawiodła i tym razem, jednak gdy pod uwagę brałam to, co pomyślała sobie o mnie mama Jareda… Wtedy już nie było mi tak do śmiechu. Chciałam żeby brała mnie na poważnie. Między mną, a jej synem nie wydarzyło się wczoraj nic poza rozmową, pocałunkami i przytulaniem się. Nie dlatego, że byliśmy zbyt zmęczeni albo nie chcieliśmy. Po prostu oboje stwierdziliśmy, że nie będziemy budować związku na seksie. Nie, nie zamierzaliśmy żyć w celibacie, chodziło raczej o to, że stąpaliśmy po jeszcze grząskim gruncie. Sporo czasu zajęło nam dojście do miejsca, w którym byliśmy teraz. Miałam nadzieję, że Connie nie wyciągnie pochopnych wniosków i nie zmieni o mnie zdania.
Była też jeszcze druga sprawa, do której również przyznałam się Jaredowi. Henry, facet, z którym przespałam się w Londynie. Bałam się, że Leto zarzuci mi, że zrobiłam to z pierwszym lepszym mężczyzną, a z nim nie chcę, mimo, że podobno go kocham. Kochałam i właśnie dlatego chciałam zaczekać. Chciałam mu udowodnić, że Anglik nic dla mnie nie znaczył, a jego traktuję poważnie.
-Możesz się uspokoić? – spytała Ally i w tym momencie do pokoju wrócił przebrany już Jared.
Miał na sobie czarne spodenki i białą, luźną powycinaną po bokach koszulkę. Gdyby nie to, że nadal byłam lekko zdenerwowana, zdziwiłabym się na widok, nieosłoniętych żadnym materiałem łydek wokalisty. Shannon zawsze nabijał się z niego, że woli się gotować w upał niż pokazywać ludziom swoje krzywe strzałki na nogach. Tym razem się przemógł.
-Co się dzieje? – spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nic – próbowałam go zbyć, uciekając spojrzeniem w bok.
-Przecież widzę, że coś jest nie tak – próbował dalej.
-Arrie, lecz się – Ally popukała mnie w głowę, przechodząc obok.
-Ally, powiesz mi? – spytał wokalista, na co przewróciłam oczami.
-Boi się twojej mamy – odpowiedziała od razu, nie odrywając wzroku od trzymanych w dłoniach wieszaków z sukienkami i porównując, która z nich jest lepsza.
-Arrie, żartujesz sobie? – parsknął śmiechem, a ja zrobiłam naburmuszoną minę – przecież wczoraj rozmawiałaś z nią co chwilę – stwierdził z niedowierzaniem.
-Ale wczoraj to było wczoraj – rzuciłam zła, że nic nie rozumie.
Westchnął głęboko i pokręcił głową.
-Arrie – przytulił mnie do siebie – widziałem się z nią przed chwilą i jest przeszczęśliwa – zaśmiał mi się cicho do ucha.
-Bałam się, że jak pomyśli, że od razu się ze sobą przespaliśmy, to zmieni o mnie zdanie – powiedziałam niepewnie.
Dopiero słysząc słowa, które padły z moich ust, zdałam sobie sprawę z tego jakie to idiotyczne.
Jared zaczął chichotać. Odsunął się od mnie i z wielkim uśmiechem na twarzy pokręcił głową.
-Wierz mi Arrie, ona była wręcz zawiedziona, że tego nie zrobiliśmy.
-Jak to?!
Ally, do tej pory zajęta wyborem sukienki i nie zwracająca na nas szczególnej uwagi, teraz stała wpatrzona w nas z otwartymi ustami.
-Zostawiliśmy pole do popisu tobie i Harvey’owi – uśmiechnęłam się nieco złośliwie, będąc już w o niebo lepszym nastroju.
Collins, cała czerwona na twarzy prychnęła i trzaskając drzwiami wróciła do swojego pokoju.
-Serio, powiedziałeś o tym mamie? – skrzywiłam się zdziwiona.
-Arrie, ona pytała mnie już o wnuki! – przewrócił oczami, a ja nieco zbladłam - rozmawiałaś z Ally? – zmienił szybko temat, ściszając ton do konspiracyjnego szeptu.
Widocznie nie tylko ja uważałam, że pewne kwestie powinniśmy zostawić na później.
-Nie –pokręciłam głową bez przekonania – zbywa mnie – westchnęłam – zabolało ją to. Udaje, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę ma minę, jakby zaraz miała się rozpłakać. Chyba nie powinnam jej była tego mówić – podniosłam się z miejsca, żałując swoich ostatnich słów.
Podeszłam do jej drzwi i zapukałam cicho. Kiedy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi po prostu weszłam do środka. Allyson stała na środku pokoju, dłońmi poprawiając dół swojej sukienki.
-Nie będę płakać – powiedziała od razu, twardym głosem – to moja wina i tyle.
Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym zawodu.
Bez słowa pokonałam dzielącą nas odległość i przytuliłam się do niej.
-Dobrze, że chociaż tobie się udało – powiedziała cicho.
-Tobie też się uda – zapewniłam, na co pokręciła tylko głową.
-Nie, Arrie – odsunęła się – daję sobie z tym spokój. Zajmę się pracą, a z czasem jakoś zapomnę – powiedziała, machając dłońmi, by pozbyć się łez z oczu, którym nie udało się jeszcze spłynąć.
-Mogę z nim…
-Nie ma mowy – przerwała mi szybko – poradzę sobie.
-Na pewno?
-Tak – kiwnęła głową i pokusiła się o lekki uśmiech.
Odwzajemniłam go i powoli skierowałam się w stronę drzwi, za którymi czekał Jared.
Nagle Ally złapała mnie jeszcze za rękę. Spojrzałam na nią zdziwiona, podczas gdy na jej twarzy nie było już widać żadnych oznak kryzysu. Był tylko cwany uśmieszek.
-Serio tego nie zrobiliście? – spytała cicho nieco rozbawiona.
-Nie – przyznałam.
-Chloe nie musi tego wiedzieć – uśmiechnęła się wrednie.
-Zdecydowanie nie – zmrużyłam oczy w zadowoleniu.

Wychodząc na taras wydawało mi się, że wszyscy na nas patrzą. W zasadzie chyba nawet faktycznie tak było. Wczorajsza akcja z Chloe za pewne obudziła we wszystkich ciekawość. Nie można było zapomnieć również o tym, że byli tu ludzie z ekipy, którzy na co dzień byli świadkami naszych wzlotów i upadków, więc teraz, kiedy Leto w końcu trzymał mnie za rękę, prowadząc między stolikami, na pewno śmiali się z nas pod nosem.
Usiedliśmy za jednym z trzech długich stołów. Od razu poczułam się rzucona na głęboką wodę, dostrzegając kto siedzi naprzeciw. Jednak jeden szczery uśmiech starszej kobiety wystarczył, by ogromny ciężar spadł mi z serca.
Jared delikatnie ścisnął moją dłoń, a ja już w pełnie spokojna odwzajemniłam jej gest i wszyscy wspólnie zabraliśmy się za jedzenie.
Atmosfera przy stole była bardzo wesoła. Tomo ciągle żartował, że ktoś mu wczoraj zniknął z oczu, ale odniosłam wrażenie, że nie miał o to zbyt wielkich pretensji.
-Mam nadzieję, że wracasz z nami w trasę? – zaczepił mnie w pewnym momencie i jak na komendę wszystkie oczy, zwróciły się w moim kierunku.
-Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy – zaczęłam nieco skrępowana.
Nie wiem dlaczego nie poruszyliśmy do tej pory tego tematu. Może dlatego, że wydawało mi się być naturalne to, że Jared cały czas będzie obok. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że mój dwumiesięczny okres współpracy z nimi właściwie się kończył.
-Oczywiście, że wraca – powiedział twardo, mężczyzna obok, a ja spojrzałam na niego niepewnie.
Uśmiechnął się delikatnie, ale wiedziałam, że i tak muszę z nim jeszcze o tym porozmawiać.
-Fantastyczna wiadomość – zawołał wesoło Chorwat – przysięgam, że jeszcze tydzień, a chyba bym go udusił – wskazał palcem na Jareda, który nie był już taki wesoły.
Spojrzałam pytająco na nachmurzonego muzyka. Kiedy Ally się z niego nabijała, nie bardzo się tym przejęłam, ale kiedy kolejna osoba sugerowała, że był nieznośny, naprawdę zaczęłam się zastanawiać, co on odwalał.
-Coś ty im wszystkim zrobił – zapytałam z politowaniem.
-Nic – odburknął obrażony, na co większość parsknęła śmiechem.
Na pewno tym kimś nie była Chloe, która od samego przyjścia, nieustannie mordowała mnie wzrokiem. Gdyby nie obecność innych, a szczególnie Jareda obok mnie, naprawdę zaczęłabym się bać o swoje życie i to wcale nie jest żart. Szczególnie, kiedy Leto obejmował mnie delikatnie albo całował w skroń, dziwiłam się, że Bartoli nie stoi jeszcze za mną i nie próbuje mnie udusić.

-I tak się dowiem – mruknęłam, patrząc na Shannona, który uśmiechał się wymownie.
_______________________________________________________
Szczerze mówiąc: przechodzę mały kryzys związany z tym opowiadaniem. Długo się zastanawiałam, czy dodać ten rozdział, choć miałam go napisanego już 2 dni temu. Czuję, że jest o niczym i w ogóle tak... Lepiej mi się pisało, kiedy Arrie i Jared się nie odzywali. Przynajmniej miałam pewność, że nie wyjdzie przesłodzone. Ok, może mi przejdzie ta chwila zwątpienia.
Dziękuję, że jesteście ze mną! Ta ostatnia przerwa trwała bardzo długo, a jednak wiele z Was ze mną zostało! Dziękuję! xo tylko dlatego zdecydowałam się dodać jednak ten rozdział. Bo jesteście, męczycie mnie i w ogóle, uwielbiam Was <3
Mam też małą niespodziankę. Dawno temu obiecałam, że zabiorę się za przerabianie starego bloga. I tak o to stał się cud i macie tutaj pierwszy rozdział :D KLIK
Mam nadzieję, że chociaż to się spodoba!
Pozdrawiam i jeszcze raz Wam dziękuję <3