Wybiła trzynasta.
Nie wiedząc
już, co ze sobą zrobić, razem z Jaredem rozwaleni na całej kanapie oglądaliśmy
jakiś program, który nawet nie był po angielsku.
Od ósmej rano
zrobiliśmy już masę rzeczy, a mimo to,
do tej pory nie natknęliśmy się jeszcze na żadną znajomą twarz. Właściwie cały
budynek wydawał się być całkiem wymarły. Gdyby nie obsługa hotelowa i garstka
turystów w restauracji na dole, zaczęłabym się naprawdę martwić.
Jared zdążył
wrócić do swojego pokoju, wziąć prysznic i się przebrać. Zjedliśmy razem
śniadanie, a potem nawet wybraliśmy się na spacer na plażę, która była nieco
oddalona od hotelu, stojącego na klifie. Spędziliśmy naprawdę miły poranek
biegając i wygłupiając się na piasku. Jednak po powrocie do budynku, zaczęliśmy
się już trochę niecierpliwić. Za godzinę wszyscy razem mieliśmy zjeść wspólny
obiad, a potem pojechać do Kissamos, by stamtąd jutro z samego rana wypłynąć
statkiem w rejs na Balos. Niestety, chyba tylko nasza dwójka była
podekscytowana tą wycieczką, bo wszyscy inni nadal spali.
Spojrzałam na
Jareda, który sprawdzał coś w telefonie. Uśmiechnęłam się, patrząc na jego
skupioną twarz. Nie mogąc oprzeć się pokusie, delikatnie przejechałam palcem
wokół schodzącego już siniaka pod okiem. Muzyk oderwał wzrok od urządzenia i
spojrzał na mnie.
-Gdybym
chciał, Harve wyglądałby gorzej – mruknął z dumą, na co parsknęłam śmiechem.
-Z tego, co
wiem, to raczej ciężko było ci się zebrać z podłogi – stwierdziłam zaczepnie,
na co zmrużył groźnie oczy.
Widziałam, jak
szykuje się, by mi coś odpowiedzieć, więc nie chcąc kusić losu, po prostu
przytuliłam go mocno, całując w skroń.
-Żartuję, Jay
– westchnęłam – jak Ally do mnie wtedy zadzwoniła, to miałam ochotę wsiąść w
pierwszy lepszy samolot i przylecieć, by zabić Harvey’a – przyznałam, odsuwając
się od niego.
-Jakoś sobie
to wyjaśniliśmy, ale i tak mogłaś przylecieć – przyznał poważnie.
Półleżał w
skupieniu studiując moją twarz. Przysiadłam na piętach i westchnęłam głęboko.
-Potrzebowałam
czasu – przypomniałam cicho, wpatrując się w swoje dłonie.
-Upiłaś się
wtedy, prawda? – spytał.
Uniosłam na
niego wzrok, dostrzegając delikatny, kpiący uśmieszek na ustach Leto.
Zmarszczyłam
brwi, rzucając mu przy tym pytające spojrzenie.
Podniósł się
do góry, siadając obok mnie.
-To ty do mnie
dzwoniłaś – stwierdził pewnie, patrząc mi w oczy z rozbawieniem.
Będąc
wystarczająco blisko, trącił swoim nosem mój, uśmiechając się przy tym
zwycięsko.
-Może –
przyznałam, zakładając ręce na piersiach.
-Nie może,
tylko na pewno – droczył się, szczerząc zęby.
-Niby po co
miałabym do ciebie dzwonić? – patrzyłam na jego rozpromienioną twarz spod
przymrużonych powiek.
-Bo za mną
tęskniłaś – uśmiechając się szeroko, wtulił się w moją szyję.
-Wcale nie –
prychnęłam.
Uwielbiałam
się z nim droczyć. Oboje doskonale znaliśmy prawdę, ale to zupełnie nam w
niczym nie przeszkadzało.
Zmierzwiłam mu
włosy, a ona oderwał się ode mnie, patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem.
-Twoja mama
powiedziała mi co innego – mruknął zadowolony.
-Na pewno
podkoloryzowała.
-Czy ja wiem –
westchnął, łapiąc za kosmyk moich włosów i owijając go sobie wokół palca –
opowiedziała mi wszystko – stwierdził, patrząc mi cały czas w oczy.
-Ciekawe, co
dokładnie? – spojrzałam na niego unosząc jedną brew.
Znając moją
mamę, nagadała mu takich głupot, że głowa mała. Jane była osobą, której nie
zamykały się usta. Mówiła bardzo dużo, ale też sporą część z tego
wyolbrzymiała. Mogłabym być na nią zła, że rozmawiała z Jaredem, ale widząc
jaki był teraz szczęśliwy opowiadając mi o tym, byłam skłonna wybaczyć mamie,
że odebrała od niego telefon.
-Że za mną
tęsknisz, że chcesz wrócić, ale się boisz, że obcięłaś włosy i wyglądasz w nich
ślicznie – wyliczał z uśmiechem – miała racje – przyznał – wyglądasz
przepięknie, a podobno bałaś się, że mi się nie spodoba – stwierdził zadowolony.
Schylił się,
by mnie pocałować, ale odepchnęłam jego głowę, na co zmrużył gniewnie oczy.
-Coś jeszcze?
– spytałam, uśmiechając się niewinnie.
-Tak – skinął
głową już z nieco poważniejszą miną – że wróciłaś kompletnie pijana z klubu. Z
kim byłaś? – przyglądał mi się uważnie z uniesioną jedną brwią.
-Ze starymi
znajomymi – pokazałam mu język.
-Pewnie wśród
nich była twoja szkolna miłość – prychnął niby poważnie, choć jego oczy były
pełne radosnych iskierek. Zniknęły nagle, kiedy usłyszał odpowiedz.
-Tak, Dan też
był z nami.
Wyraz jego
twarzy zmienił się w ułamku sekundy. Wesołość ustąpiła miejscu zdziwieniu,
potem gniewowi, a na samym końcu czystej, męskiej zazdrości.
-Co za Dan? –
spytał ponuro, lustrując mnie przenikliwym spojrzeniem.
Odsunęłam się
od niego siadając w rogu wielkiego narożnika. Wzruszyłam ramionami, uśmiechając
się niewinnie.
-Ze szkoły.
-Przystawiał
się do ciebie? – zapytał prosto z mostu już bez cienia wesołości.
-Powiedziałam,
że mam faceta – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Mięśnie jego
twarzy lekko drgnęły. Szybko nad tym zapanował, nadal próbując wyglądać
poważnie, ale te niebieskie oczy znowu się rozjaśniły.
-Nie spytałaś
przez telefon, czy chcę z tobą być – wypalił, na co teraz to ja zrobiłam
obrażoną minę.
-Nie chodziło
o ciebie – spojrzałam na niego ponuro – mam innego – próbowałam mu jeszcze
dogryźć, ale zupełnie się tym nie przejmując, ze śmiechem przygarnął mnie w
swoje ramiona i zamknął w nich szczelnie
- głupek – mruknęłam jeszcze, zanim usłyszeliśmy jakiś szmer.
Odsunęłam się
od muzyka, nadstawiając uszu.
-Nasz gwiazdy
wstały? – szepnął rozbawiony, patrząc na drzwi do sypialni Allyson.
Nim zdążyłam
nawet wzruszyć ramionami, pojawił się w nich Harve, w skupieniu, próbując
zamknąć je jak najciszej. Nie dostrzegając nas, na palcach skierował się do
wyjścia.
Podrywając się
z miejsca, przyklęknęłam na kanapie, opierając o jej górną część przedramiona i
wpatrywałam się w plecy brata, który nagle przystanął w miejscu.
-Jak noc? –
spytałam radośnie.
Jared dołączył
szybko do mnie, więc w momencie, kiedy Harve odwrócił się w naszą stronę, widział
dwójkę uśmiechających się dziwnie idiotów, wychylających się znad kanapy.
-Arrow –
przewrócił oczami.
Na pewno nie
był zadowolony z tego, że go zatrzymaliśmy. Co chwilę niepewnie spoglądam na
drzwi, za którymi jeszcze niedawno spał i wyglądał jakby chciał uciec stąd jak
najszybciej. Coś było nie tak, a ja miałam dziwne przeczucie, że na horyzoncie
pojawił się nowy problem. Upewniłam się w tym tylko, kiedy nasze spojrzenia się
spotkały.
Wiedziałam, że
to się tak skończy. Przespał się z Ally, a teraz tego żałował. Oboje są dorośli i nie przejęłabym się tym aż
tak bardzo, gdyby nie to, że Collins się w nim podkochiwała. Nawet jeśli byli
pijani, to i tak dał jej nadzieję, a teraz uciekał. Gdyby Jared zrobiłby mi coś
takiego, chyba złamałby mi serce.
-Arrie –
usłyszałam przy uchu.
Ocknęłam się z
zamyślenia, patrząc na zaniepokojonego szatyna. Harve, zdążył już wyjść, więc z
westchnięciem, przysiadłam na piętach.
-Wiem, że Ally
to twoja przyjaciółka i pewnie chciałabyś ich ze sobą zeswatać, ale to tylko
jedna noc, nie muszą od razu… - zaczął, ostrożnie dobierając słowa, ale szybko
mu przerwałam kręcąc głową.
-Jay, nie o to
chodzi – westchnęłam.
-Więc o co? –
usiadł obok mnie, obejmując delikatnie.
Próbowałam
znaleźć jakieś odpowiednie słowa, ale to było dosyć ciężkie. Obiecałam Ally, że
nikomu o tym nie powiem. Ufałam Jaredowi i chciałam być z nim szczera, by
uniknąć jakichkolwiek nieporozumień, ale w tym temacie, czułam jakąś wewnętrzną
blokadę. Na szczęście wokalista był inteligentny i szybko domyślił się o co
chodzi.
-To trochę
komplikuję sprawę – przyznał po chwili namysłu – ale nie przejmuj się tak
bardzo. Wszystko samo się ułoży – zapewnił dając mi buziaka.
-Myślisz?
-Ja to wiem –
uśmiechnął się, by po chwili delikatnie musnąć moje usta swoimi.
Objęłam go za
szyję, przyciągając mocniej.
Może miał
rację? Może wszystko jakoś samo się ułoży? Allyson była twarda, poradzi sobie.
Zresztą nie wiedziałam, co o tym wszystkim sądził Harve. Pewnie był na kacu,
spanikował i uciekł. Postanowiłam, że porozmawiam z nim, jak już sobie wszystko
przemyśli.
Znowu jakiś
szmer.
-Nie patrzę! –
usłyszałam i oderwałam się od Leto, napotykając wzrokiem na postać
przyjaciółki, która zasłaniając sobie oczy dłonią, po omacku, próbowała dostać
się do łazienki.
-Collins, nie
zgrywaj się – przewróciłam oczami.
Oderwała dłoń
od twarzy i spojrzała na nas z uśmiechem.
-W końcu –
dziękczynnie wzniosła oczy ku górze, za co rzuciłam w nią poduszką, którą akurat
miałam pod ręką.
-Ej! – pisnęła
– tak prawda – naburmuszyła się – już nikt nie mógł z wami wytrzymać – mówiła
zaaferowana, machając przy tym dłońmi – ta panikuje, ten do nikogo się nie
odzywa. Zwariować można było – podsumowała – idę się ogarnąć – westchnęła
ruszając w stronę łazienki.
Jak szybko się
pojawiła, tak szybko zniknęła.
W momencie,
kiedy zamknęła za sobą drzwi, mój uśmiech wyparował. Ally nie umiała udawać…
-Dobra mina do
złej gry – westchnął szatyn, na co skinęłam głową.
Z jednej
strony nie mogłam się doczekać, kiedy zejdziemy na dół na obiad, a z drugiej ta
myśl napawała mnie lękiem. Chloe i Constance.
Chciałam wejść
do ogrodu z uśmiechem trzymając Jareda za rękę i z pełną satysfakcją obserwować
minę Bartoli. Ta wizja była niezwykle piękna. Niestety po chwili, przypominała
sobie o tym, że będzie tam również kobieta, przed którą chciałam wypaść jak
najlepiej. Wczoraj rozmawiałam z nią bez żadnego skrępowania. Świetnie się
dogadywałyśmy. Jednak od wczoraj, sporo rzeczy się zmieniło.
Jared zniknął
na całą noc i jeśli chodziło o Chloe, to miałam nadzieję, że jej wybujała
wyobraźnia nie zawiodła i tym razem, jednak gdy pod uwagę brałam to, co
pomyślała sobie o mnie mama Jareda… Wtedy już nie było mi tak do śmiechu.
Chciałam żeby brała mnie na poważnie. Między mną, a jej synem nie wydarzyło się
wczoraj nic poza rozmową, pocałunkami i przytulaniem się. Nie dlatego, że
byliśmy zbyt zmęczeni albo nie chcieliśmy. Po prostu oboje stwierdziliśmy, że
nie będziemy budować związku na seksie. Nie, nie zamierzaliśmy żyć w celibacie,
chodziło raczej o to, że stąpaliśmy po jeszcze grząskim gruncie. Sporo czasu
zajęło nam dojście do miejsca, w którym byliśmy teraz. Miałam nadzieję, że
Connie nie wyciągnie pochopnych wniosków i nie zmieni o mnie zdania.
Była też jeszcze
druga sprawa, do której również przyznałam się Jaredowi. Henry, facet, z którym
przespałam się w Londynie. Bałam się, że Leto zarzuci mi, że zrobiłam to z
pierwszym lepszym mężczyzną, a z nim nie chcę, mimo, że podobno go kocham.
Kochałam i właśnie dlatego chciałam zaczekać. Chciałam mu udowodnić, że Anglik
nic dla mnie nie znaczył, a jego traktuję poważnie.
-Możesz się
uspokoić? – spytała Ally i w tym momencie do pokoju wrócił przebrany już Jared.
Miał na sobie
czarne spodenki i białą, luźną powycinaną po bokach koszulkę. Gdyby nie to, że
nadal byłam lekko zdenerwowana, zdziwiłabym się na widok, nieosłoniętych żadnym
materiałem łydek wokalisty. Shannon zawsze nabijał się z niego, że woli się
gotować w upał niż pokazywać ludziom swoje krzywe strzałki na nogach. Tym razem
się przemógł.
-Co się
dzieje? – spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nic –
próbowałam go zbyć, uciekając spojrzeniem w bok.
-Przecież
widzę, że coś jest nie tak – próbował dalej.
-Arrie, lecz
się – Ally popukała mnie w głowę, przechodząc obok.
-Ally, powiesz
mi? – spytał wokalista, na co przewróciłam oczami.
-Boi się
twojej mamy – odpowiedziała od razu, nie odrywając wzroku od trzymanych w
dłoniach wieszaków z sukienkami i porównując, która z nich jest lepsza.
-Arrie,
żartujesz sobie? – parsknął śmiechem, a ja zrobiłam naburmuszoną minę –
przecież wczoraj rozmawiałaś z nią co chwilę – stwierdził z niedowierzaniem.
-Ale wczoraj to
było wczoraj – rzuciłam zła, że nic nie rozumie.
Westchnął
głęboko i pokręcił głową.
-Arrie –
przytulił mnie do siebie – widziałem się z nią przed chwilą i jest
przeszczęśliwa – zaśmiał mi się cicho do ucha.
-Bałam się, że
jak pomyśli, że od razu się ze sobą przespaliśmy, to zmieni o mnie zdanie –
powiedziałam niepewnie.
Dopiero
słysząc słowa, które padły z moich ust, zdałam sobie sprawę z tego jakie to
idiotyczne.
Jared zaczął
chichotać. Odsunął się od mnie i z wielkim uśmiechem na twarzy pokręcił głową.
-Wierz mi
Arrie, ona była wręcz zawiedziona, że tego nie zrobiliśmy.
-Jak to?!
Ally, do tej
pory zajęta wyborem sukienki i nie zwracająca na nas szczególnej uwagi, teraz
stała wpatrzona w nas z otwartymi ustami.
-Zostawiliśmy
pole do popisu tobie i Harvey’owi – uśmiechnęłam się nieco złośliwie, będąc już
w o niebo lepszym nastroju.
Collins, cała
czerwona na twarzy prychnęła i trzaskając drzwiami wróciła do swojego pokoju.
-Serio,
powiedziałeś o tym mamie? – skrzywiłam się zdziwiona.
-Arrie, ona
pytała mnie już o wnuki! – przewrócił oczami, a ja nieco zbladłam - rozmawiałaś
z Ally? – zmienił szybko temat, ściszając ton do konspiracyjnego szeptu.
Widocznie nie
tylko ja uważałam, że pewne kwestie powinniśmy zostawić na później.
-Nie
–pokręciłam głową bez przekonania – zbywa mnie – westchnęłam – zabolało ją to.
Udaje, że wszystko jest w porządku, ale tak naprawdę ma minę, jakby zaraz miała
się rozpłakać. Chyba nie powinnam jej była tego mówić – podniosłam się z
miejsca, żałując swoich ostatnich słów.
Podeszłam do
jej drzwi i zapukałam cicho. Kiedy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi po prostu
weszłam do środka. Allyson stała na środku pokoju, dłońmi poprawiając dół
swojej sukienki.
-Nie będę
płakać – powiedziała od razu, twardym głosem – to moja wina i tyle.
Spojrzała na
mnie wzrokiem pełnym zawodu.
Bez słowa
pokonałam dzielącą nas odległość i przytuliłam się do niej.
-Dobrze, że
chociaż tobie się udało – powiedziała cicho.
-Tobie też się
uda – zapewniłam, na co pokręciła tylko głową.
-Nie, Arrie –
odsunęła się – daję sobie z tym spokój. Zajmę się pracą, a z czasem jakoś
zapomnę – powiedziała, machając dłońmi, by pozbyć się łez z oczu, którym nie
udało się jeszcze spłynąć.
-Mogę z nim…
-Nie ma mowy –
przerwała mi szybko – poradzę sobie.
-Na pewno?
-Tak – kiwnęła
głową i pokusiła się o lekki uśmiech.
Odwzajemniłam
go i powoli skierowałam się w stronę drzwi, za którymi czekał Jared.
Nagle Ally
złapała mnie jeszcze za rękę. Spojrzałam na nią zdziwiona, podczas gdy na jej
twarzy nie było już widać żadnych oznak kryzysu. Był tylko cwany uśmieszek.
-Serio tego
nie zrobiliście? – spytała cicho nieco rozbawiona.
-Nie –
przyznałam.
-Chloe nie
musi tego wiedzieć – uśmiechnęła się wrednie.
-Zdecydowanie
nie – zmrużyłam oczy w zadowoleniu.
Wychodząc na
taras wydawało mi się, że wszyscy na nas patrzą. W zasadzie chyba nawet
faktycznie tak było. Wczorajsza akcja z Chloe za pewne obudziła we wszystkich
ciekawość. Nie można było zapomnieć również o tym, że byli tu ludzie z ekipy,
którzy na co dzień byli świadkami naszych wzlotów i upadków, więc teraz, kiedy
Leto w końcu trzymał mnie za rękę, prowadząc między stolikami, na pewno śmiali
się z nas pod nosem.
Usiedliśmy za jednym
z trzech długich stołów. Od razu poczułam się rzucona na głęboką wodę,
dostrzegając kto siedzi naprzeciw. Jednak jeden szczery uśmiech starszej kobiety
wystarczył, by ogromny ciężar spadł mi z serca.
Jared
delikatnie ścisnął moją dłoń, a ja już w pełnie spokojna odwzajemniłam jej gest
i wszyscy wspólnie zabraliśmy się za jedzenie.
Atmosfera przy
stole była bardzo wesoła. Tomo ciągle żartował, że ktoś mu wczoraj zniknął z
oczu, ale odniosłam wrażenie, że nie miał o to zbyt wielkich pretensji.
-Mam nadzieję,
że wracasz z nami w trasę? – zaczepił mnie w pewnym momencie i jak na komendę
wszystkie oczy, zwróciły się w moim kierunku.
-Jeszcze o tym
nie rozmawialiśmy – zaczęłam nieco skrępowana.
Nie wiem
dlaczego nie poruszyliśmy do tej pory tego tematu. Może dlatego, że wydawało mi
się być naturalne to, że Jared cały czas będzie obok. Dopiero teraz zdałam
sobie sprawę z tego, że mój dwumiesięczny okres współpracy z nimi właściwie się
kończył.
-Oczywiście,
że wraca – powiedział twardo, mężczyzna obok, a ja spojrzałam na niego
niepewnie.
Uśmiechnął się
delikatnie, ale wiedziałam, że i tak muszę z nim jeszcze o tym porozmawiać.
-Fantastyczna
wiadomość – zawołał wesoło Chorwat – przysięgam, że jeszcze tydzień, a chyba
bym go udusił – wskazał palcem na Jareda, który nie był już taki wesoły.
Spojrzałam
pytająco na nachmurzonego muzyka. Kiedy Ally się z niego nabijała, nie bardzo
się tym przejęłam, ale kiedy kolejna osoba sugerowała, że był nieznośny,
naprawdę zaczęłam się zastanawiać, co on odwalał.
-Coś ty im
wszystkim zrobił – zapytałam z politowaniem.
-Nic –
odburknął obrażony, na co większość parsknęła śmiechem.
Na pewno tym
kimś nie była Chloe, która od samego przyjścia, nieustannie mordowała mnie
wzrokiem. Gdyby nie obecność innych, a szczególnie Jareda obok mnie, naprawdę
zaczęłabym się bać o swoje życie i to wcale nie jest żart. Szczególnie, kiedy
Leto obejmował mnie delikatnie albo całował w skroń, dziwiłam się, że Bartoli
nie stoi jeszcze za mną i nie próbuje mnie udusić.
-I tak się
dowiem – mruknęłam, patrząc na Shannona, który uśmiechał się wymownie.
_______________________________________________________
Szczerze mówiąc: przechodzę mały kryzys związany z tym opowiadaniem. Długo się zastanawiałam, czy dodać ten rozdział, choć miałam go napisanego już 2 dni temu. Czuję, że jest o niczym i w ogóle tak... Lepiej mi się pisało, kiedy Arrie i Jared się nie odzywali. Przynajmniej miałam pewność, że nie wyjdzie przesłodzone. Ok, może mi przejdzie ta chwila zwątpienia.
Dziękuję, że jesteście ze mną! Ta ostatnia przerwa trwała bardzo długo, a jednak wiele z Was ze mną zostało! Dziękuję! xo tylko dlatego zdecydowałam się dodać jednak ten rozdział. Bo jesteście, męczycie mnie i w ogóle, uwielbiam Was <3
Mam też małą niespodziankę. Dawno temu obiecałam, że zabiorę się za przerabianie starego bloga. I tak o to stał się cud i macie tutaj pierwszy rozdział :D KLIK
Mam też małą niespodziankę. Dawno temu obiecałam, że zabiorę się za przerabianie starego bloga. I tak o to stał się cud i macie tutaj pierwszy rozdział :D KLIK
Mam nadzieję, że chociaż to się spodoba!
Pozdrawiam i jeszcze raz Wam dziękuję <3