-Mamo, odbierzesz?! – zawołałam, kiedy w kuchni
rozdzwonił się mój telefon, a ja z trudem łapiąc równowagę, próbowałam czym
prędzej wciągnąć na siebie czarne rurki.
-Już ją daję – w pokoju pojawiła się mama, z lekką kpiną
patrząc na porozwalane dookoła mnie ciuchy, które przymierzałam już od godziny.
-Kto – spytałam cicho, na co ona tylko wzruszyła
ramionami, podając mi telefon.
Natychmiast spojrzałam na wyświetlacz, na co parsknęła
śmiechem.
-Chciałabyś – mruknęła zadziornie, a ja zmroziłam ją
spojrzeniem, odwracając się na pięcie.
-No, co tam? – zaczęłam.
-Arrie! Nie uwierzysz! – zawołała wyraźnie zaaferowana
Ally, kiedy tylko usłyszała mój głos.
-Co się stało? – spytałam, lekko zaniepokojona.
Przysiadłam na łóżku, a mama zatrzymała się w połowie
drogi dzielącej ją od drzwi, przyglądając mi się z niemym pytaniem wypisanym na
twarzy.
Wzruszyłam ramionami, co jeszcze bardziej rozbudziło jej
ciekawość.
-Mamo! – zganiłam ją, machając ręką w stronę drzwi.
Jane prychnęła i wyraźnie niezadowolona, wyszła z pokoju,
mrucząc pod nosem, że i tak się wszystkiego dowie.
-Mów, Ally – ponagliłam przyjaciółkę.
-Harve pobił się z Jaredem! – oznajmiła, a ja poczułam
jak mój żołądek właśnie wywinął orła.
-O czym ty mówisz – wychrypiałam, mając nadzieje, że
Allyson chce mnie wkręcić – jak to się pobili?
-Normalnie – Collins się niecierpliwiła – wszyscy
pakowali się do lotu i nagle bum! – Ally wydawała się być bardzo
podekscytowana, w przeciwieństwie do mnie.
Dwójka facetów, na których najbardziej mi zależało
okładała się pięściami, a ja nie miałam pojęcia co, jak i dlaczego. W dodatku
Ally zamiast mi od razu wszystko wyjaśnić, rozmawiała z kimś w tle i była
wyraźnie rozbawiona.
-Allyson! – zawołałam, ledwo panując nad drżeniem głosu.
-Przepraszam – zawołała od razu wracając do telefonu –
Emma właśnie przyszła mi powiedzieć, że Sophie się pakuje, rozumiesz? – mogłam
przysiąc, że była w znakomity humorze.
-Co mnie obchodzi Sophie! – wrzasnęłam nagle.
Allyson zamilkła. Sama byłam chyba jeszcze bardziej
zdziwiona swoją reakcją niż ona. Mrugnęłam kilka razy i zacisnęłam wolną dłoń w
pięść.
-Przepraszam – szepnęłam, zawstydzona – po prostu chcę
wiedzieć co z Harvey’em - wyjaśniłam – i Jaredem – dodała nieco ciszej, choć
chyba tak naprawdę chodziło mi głównie o niego.
-Nie, nie, w porządku. To ja przepraszam, ale tyle się
dzieje! – Ally starała się panować nad emocjami, choć i tak nie potrafiła
ukryć, jak strasznie jest z czegoś zadowolona – Arrie, o co chodzi z Jaredem? –
zmieniła nagle temat - bo on nic nikomu nie mówi i kiedy wrócił bez ciebie to
myśleliśmy, że to koniec, ale teraz już sama nie wiem? – zniknęło rozbawienie,
zastąpione czystą ciekawością.
-Nie teraz – moje policzki zaczęły lekko płonąć – powiedz
mi, co tam się stało? – ponagliłam ją.
-O nie! – przyjaciółka nie dawała za wygraną – i tu cię mam! Od czterech dni próbuję od ciebie to
w końcu wyciągnąć, więc informacja za informację! – zarządziła wyraźnie z
siebie zadowolona.
-Allyson! – syknęłam.
Nie miałam ochoty na jej gierki. Chciałam jak najszybciej
dowiedzieć się, co to za bójka, a nie tłumaczyć się dlaczego jestem idiotką.
-Arrow! – odbiła piłeczkę.
-Jesteś… - warknęłam, nie mogąc znaleźć odpowiedniego
słowa.
-Uparta? – dokończyła – nie bardziej niż ty, Tawney.
-Dał mi czas na zastanowienie – mruknęłam – o co się
pobili?!
-Czyli to zastanowienie trwa do soboty – zagruchała,
zupełnie ignorując drugą część mojej wypowiedzi.
-Jakiej soboty? Ally, proszę powiedź mi co tam się stało
– bezradnie przyłożyłam dłoń do czoła, próbując zapanować nad emocjami.
-Jak to: JAKIEJ SOBOTY?! - ton jej głosu zmienił się
diametralnie – tylko mi nie mów, że cię nie będzie?
-Gdzie mnie nie będzie, o co ci chodzi? – byłam już tak
skołowana i poirytowana, że gdyby nie dzielił nas ocean to najprawdopodobniej
potrząsnęłabym nią z całych sił.
-Arrow, nie osłabiaj mnie nawet – nie tylko mi zaczęły
puszczać już nerwy – przecież w sobotę jest ślub!
Czy moja szczęka właśnie odbiła się od podłogi?
Chyba tak.
-Zapomniałaś – stwierdziła cicho, kiedy przez dłuższą
chwilę nie byłam w stanie wyrzucić z siebie żadnego słowa.
Nagle dotarło do mnie, jak wielką egoistką byłam. Nie
widziałam niczego poza czubkiem własnego nosa. Jak mogłam zapomnieć o ślubie,
którym cała ekipa żyła od co najmniej trzech tygodni? W dodatku ślubie dwójki
ludzi, którzy wspierali mnie jak najlepiej tylko mogli? Gdybym miała pod ręką
pistolet, właśnie strzeliłabym sobie nim w głowę.
-Ally – jęknęłam żałośnie.
-Jesteś niemożliwa – westchnęła – wszyscy myśleliśmy, że
po prostu między wami jest aż tak źle i nie przyjedziesz, a ty po prostu zapomniałaś…
- w jej głosie dało się wyczuć niedowierzanie, ale i pewnego rodzaju ulgę.
-Naprawdę wyleciało mi z głowy – bezradnie rzuciłam się
plecami na łóżko, nie mogąc uwierzyć we własną ignorancję.
-No, to na co jeszcze liczysz? – zawołała żywo –
sprawdzaj samoloty i widzimy się na najlepszej imprezie, jaką świat widział! –
zachichotała – Shannon pomaga w organizacji, więc będzie się działo!
-Nie wątpię – uśmiechnęłam się lekko.
-Nie wątpię – uśmiechnęłam się lekko.
-Arrie, nawet nie wiesz, jaki kamień spadł mi z serca –
ciągnęła dalej – naprawdę myśleliśmy, że wszystko skończone – zamyśliła się –
Jared chodzi taki jakiś nieobecny, jest niemiły, opryskliwy. W dodatku Chloe
się przypałętała – mruknęła zadziornie – myślałam, że nie ma gorszej pluskwy od
Sophie, ale widocznie się myliłam.
-Chloe z wami jest? – zmarszczyłam brwi, nie do końca
zadowolona z tego obrotu sprawy.
-Jest – prychnęła – cały czas chodzi za Jaredem, ale
skoro wracasz, to nie daję, jej żadnych szans – zawołała ochoczo.
-Ally, zaskoczyłaś mnie i nie wiem, na pewno wracam –
zaczęłam się nieporadnie tłumaczyć – nie wiem, czy jestem już gotowa, to znaczy
– potarłam palcami skroń – wiem, że chcę spróbować, ale nie wiem, czy to dobry
moment, znaczy…
-Boisz się – stwierdziła tonem eksperta.
Zamilkłam.
-Arrie, przestań! Kiedy jak nie teraz? Wiesz, co tu się
dzieje? – mówiła z takim zaangażowaniem, że gdyby nie mój nagły przypływ
paniki, pewnie bym się uśmiechnęła pod nosem.
-Właśnie nie wiem, Ally – jęknęłam, podnosząc się nagle
do pozycji siedzącej – nie wiem, a chciałabym! – dodałam, nieco głośniej niż
chciałam, ale zupełnie zaczęłam tracić kontrolę nad sobą.
Podświadomie zdawałam sobie sprawę z tego, że nie mogę
opuścić tego ślubu. Nie mogłam zawieść Tomo i Vicki. Wiedziałam, że muszę tam
być, a co za tym idzie spotkanie z Jaredem stawało się nieuchronne, a ja nadal
nie wiedziałam, co powinnam mu powiedzieć. Skrzywdziłam go i po tym wszystkim,
po prostu bałam mu się spojrzeć w oczy. Choć chyba jeszcze bardziej bałam się
tego, że już nie będzie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
-Trzeba było nie wyjeżdżać…
-Allyson! – skarciłam ją.
-Dobrze, tak, wiem, musiałaś – westchnęła – niech będzie,
ale przez to sporo cię tu ominęło.
-Powiesz mi w końcu coś konkretnego, czy mam się
rozłączyć? – mruknęłam, tracąc już cierpliwość.
Wiedziałam, że Collins uwielbia się droczyć, ale w tym
momencie przechodziła samą siebie.
-A co? Śpieszy ci się gdzieś? – drażniła się dalej.
-Tak, wychodzę za chwilę.
-Gdzie? – nawet nie próbowała ukryć zżerającej ją
ciekawości.
-Do klubu – jęknęłam – Ally, proszę powiedz, co się
stało!
-A z kim?
-Ally!
-No co? Tak tylko pytam – zaczęła się bronić – on się
zadręcza, a ty się bawisz – powiedziała niby to od niechcenia, choć mogłam
przysiąc, że na jej twarzy wykwitł wredny uśmieszek samozadowolenia.
-Przysięgam, że kiedy cię w końcu dorwę, to cię uduszę –
wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Czekam – zagruchała radośnie – dobra, a teraz na
poważnie – zmieniła ton głosu na bardziej konspiracyjny – mam masę
najświeższych ploteczek! Lepiej sobie usiądź! – zatrajkotała podekscytowana.
-Siedzę – stwierdziłam, na razie nie podzielając jej
entuzjazmu.
-Dobra, więc miałam zacząć od tego, że Shannon ma
dziewczynę, ale może lepiej od razu przejdziemy do…
-Co? Jaką dziewczynę? – zerwałam się na równe nogi.
Zapomniałam o tym, że nadal nie byłam kompletnie ubrana,
więc jak długa wylądowałam plackiem na podłodze, ze spodniami do połowy
naciągniętymi na tyłek.
-Arrie, co się dzieje? – w drzwiach od razu pojawiła się
mama.
-Mamo, podsłuchujesz?! – krzyknęłam poirytowana jej
zachowaniem, jak i faktem, że leżałam wypięta pośladkami w jej stronę.
-Nie, ja tylko… Steve, coś się przypala? - zniknęła tak
szybko, jak się pojawiła.
-Arrie, co u licha? – głos przyjaciółki sprowadził mnie
na ziemię.
-Nic, nic – wyplątałam się ciemnych rurek i cisnęłam nimi
w kąt – jak to ma dziewczynę? Shannon? –
usiadłam na podłodze, opierając się plecami o łóżko.
-Tak! W dodatku podobno są ze sobą już od kilku tygodni.
-Poznałaś ją?
Ciężko mi było uwierzyć, że Shannon faktycznie kogoś ma i
to już od jakiegoś czasu. Nigdy o nikim nie mówił. Zresztą na pierwszy rzut oka
wydawał się typem mężczyzny, który nie szuka stałych związków. Był w porządku,
lubiłam z nim przebywać, ale nigdy nie sądziłam, że sprawi nam taką
niespodziankę.
-Nie, jeszcze nie, ma przylecieć dopiero jutro, ale nieważne.
Teraz to, co najbardziej cię interesuje. Piękna śliwa pod okiem Leto.
-Ally, mogłabyś się nie zgrywać? – spytałam, słysząc jej
kpiący ton głosu.
-Nie denerwuj się tak – zachichotała – wierz mi, kiedy
dojdę do końca, będziesz w podobnym nastroju.
-Nie wątpię – rzuciłam posępnie.
Na razie w ogóle nie było mi do śmiechu.
-No to wiesz, zapowiadał się zwykły nudny dzień – oczami
wyobraźni widziałam wielki uśmiech na twarzy przyjaciółki, ale postanowiłam się
już nie odzywać – ja już się spakowałam, więc poszłam zobaczyć jak idzie Timowi
i Braxtonowi. Oczywiście byli w totalnej rozsypce, ale nieważne. Siedziałam
sobie na kanapie, kiedy nagle w korytarzu rozległ się jakiś hałas, krzyki.
Poszliśmy zobaczyć, co się dzieje, a tam Harve okłada Jared, wrzeszczy coś o
tobie, Sophie. Nikt nie wie, co się dzieję, dopiero po chwili pojawił się
Shannon i nieźle wkurzony odciągnął twojego brata. Szarpał się jak cholera,
ale razem z Emmą szybko podbiegłyśmy do
Jareda. Zupełnie nie kontaktował, rozwalony nos, łuk brwiowy, masakra – skomentowała,
a ja zakryłam usta dłonią.
Nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. W jednej
chwili poczułam potrzebę znaleźć się przy nich jak najszybciej. Miałam ochotę
potrząsnąć Harvey’em. Obwiniał Jareda o to, że nie odbierałam od niego
telefonów? Czy co jeszcze mógł wymyślić mój brat? A może Leto naprawdę zrobił
coś głupiego?
-O co poszło? – przez gulę w gardle, ledwo udało mi się
wyrzucić z siebie to pytanie.
-Sophie! – zawołała poirytowana – zgadnij, co ta suka
wymyśliła?!
-Nie mam pojęcia – szepnęłam.
Wstałam i z nerwów zaczęłam kręcić się po pokoju.
-Przed chwilą była druga awantura i okazało się, że ta
idiotka wmówiła twojemu bratu, że Jared się z nią przespał!
-Co zrobiła? – zatrzymałam się w miejscu, kręcąc głową z
niedowierzania.
-Kretynka – stwierdziła z pogardą w głosie.
-Ale to nieprawda, co nie, Ally? – spytałam cicho.
-Arrie! Oczywiście, że nieprawda! – skarciła mnie –
wiesz, że ona się podkochiwała w Leto? – parsknęła z niedowierzaniem, a ja
zagryzłam wargę – chciała wykorzystać Harvey’a żeby się do niego zbliżyć. Teraz
Jared był zupełnie nie do życie, zlewał wszystkich, musiał jej też chyba cos
powiedzieć, skoro posunęła się do czegoś takiego.
-Co z nim? – zapytałam podchodząc do okna.
Oparłam głowę o szybę i przymknęłam powieki, próbując się
uspokoić. Tego się nie spodziewałam. Uważałam Sophie za nieszkodliwą. Teraz
okazało się, że namieszała i to porządnie. Miałam ochotę jak najszybciej dorwać
ją w swoje ręce.
-Do wesela raczej się nie zagoi, ale nic mu nie będzie –
zażartowała, choć mi nadal nie było do śmiechu.
-Ally – jęknęłam żałośnie.
Martwiłam się i to cholernie. Byłam w takim stanie, że
mogłabym nawet i w tym momencie wskoczyć do samolotu i lecieć do Europy. Bałam
się spotkania z nim, ale po tym co przed chwilą usłyszałam, chciałam jak
najszybciej sprawdzić, czy aby na pewno nic poważnego mu nie jest.
-Arrie, uspokój się – zaczęła chichotać – nic mu nie
jest. Zresztą jak mu powiem, że będziesz w sobotę to zaraz będzie chodził w
podskokach – droczyła się dalej.
-Allyson Collins, nawet nie waż się nikomu pisnąć słowa,
że będę!
-Ale dlaczego? – spytała zbita z tropu – to jakaś
tajemnica?
-Tak, tajemnica –pokiwałam głową.
Głupio mi się było przyznać, ale miał to być bufor
ratunkowy w razie, gdybym jednak się rozmyśliłam.
-Romantycznie – zaświergotała.
-Bardzo – mruknęłam posępnie.
-Dobra Arrie, szykuj się na najlepsze – rzuciła
podekscytowana.
-Zamieniam się w słuch.
-Sophie jest w drodze na lotnisko!
-Harve przejrzał na oczy?
-Bingo! – zawołała radośnie – wywalił ją za drzwi.
Ogólnie jeszcze nie gadał z Jaredem. Wiesz jaki on jest, ciężko przełknąć mu
dumę. Zresztą padły ostre słowa. Strasznie mu nawrzucał, kazał mu się od ciebie
odpieprzyć i w ogóle nieciekawie było. Ale pewnie się pogodzą! – stwierdziła
ochoczo – Harvey jest strasznie zły na Sophie, w dodatku przeżywa to, że nie
chcesz z nim gadać. Może powinnaś…
-Nie – przerwałam jej od razu.
-Chciał dobrze…
-Nie broń go.
-Jak coś, to zadzwoń i tata po ciebie podjedzie –
zapewniała mama, kiedy miałam już wychodzić.
-Mamo, przestań, wezmę taksówkę – zganiłam ją, zakładając
szpilki.
-Po prostu się martwię.
-Mamo! – złapałam ją za ramiona i korzystając z tego, że
w tym momencie byłam od niej wyższa o kilka centymetrów dałam jej buziaka w
czoło – jestem dorosła, poradzę sobie.
Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, pomachałam tacie na
pożegnanie i tuląc ją do siebie po raz ostatni wyszłam na klatkę, gdzie czekała
już na mnie Elin.
-Wyglądasz zabójczo – obrzuciła mnie spojrzeniem z góry
na dół, kiedy byłyśmy już pod klubem.
-I kto to mówi – stwierdziłam, patrząc na jej kusą spodniczkę
i krótki top, odsłaniający płaski brzuch.
Sama nie chciałam się zbytnio stroić, więc postawiłam na
dopasowane, ciemne rurki i luźny, biały tank top. Nie zależało mi, by
kogokolwiek poderwać. Chciałam powspominać i spędzić czas ze starymi znajomymi.
-Arrie, to naprawdę ty? – przed nami stanęła
czteroosobowa grupka młodych ludzi z wysokim, brązowookim brunetem na czele.
-Nic się nie zmieniłeś, Dan – stwierdziłam, patrząc na
ten szelmowski uśmiech, który od zawsze gościł na jego twarzy.
-Ty za to bardzo – stwierdził, patrząc na mnie z uznaniem
– wypiękniałaś – podsumował, co wywołało rumieńce na moich policzkach.
-Dziękuję – speszyłam się, a po chwili już lekko
wstawiona Kate prowadziła mnie w stronę stolika, który był dla nas
zarezerwowany.
-Chłopak ją rzucił i trochę już wypiła przed wyjściem –
wyjaśnił mi na ucho jej brat, kiedy blondynka pobiegła od razu w stronę baru.
Paul był moim rówieśnikiem i chodziliśmy do jednej klasy,
co sprawiło, że z całej paczki, to właśnie z nim miałam zawsze najlepszy
kontakt. W podstawówce był typowym kujonem, co skutkowało tym, że nie miał zbyt
wielu przyjaciół. Zakolegowaliśmy się ze sobą tylko ze względu na Kate, której
mama zagroziła, że jeśli nie będzie zabierać brata na nasze codzienne wypady,
zabroni jej kolegować się z Harvey’em. To zaowocowało tym, że z czasem
przekonałam się to Paul’a i byłam chyba jedyną osobą w klasie, która z nim
rozmawiała. Z czasem doprowadziło to do tego, że i ja stałam się „dziwolągiem”
wytykanym palcami przez rówieśników, ale ich opinia jakoś nigdy nie mnie
obchodziła. Trzymałam się z bratem i paczką jego przyjaciół, co w zupełności mi
wystarczyło.
-Ja też się z chęcią już napiję. Przynieść wam coś? – Dan
puścił mi oczko i spojrzał zachęcająco na Chrisa, który od dłuższego czasu
skupiał się tylko na Elin.
-Pójdę z tobą – stwierdził chłopak.
Nie minęła nawet północ, a wszyscy byliśmy już nieźle
wstawieni. Dużo wspominaliśmy, śmiejąc się z najdziwniejszych historii. Nawet
nie myślałam, że jeszcze będę miała okazję z nimi rozmawiać. Byłam przekonana,
że nasze drogi rozeszły się na dobre. Miłe zaskoczenie.
-… i nie chcę cię już więcej widzieć – zakończyła swój
monolog Kate, kiedy się rozłączyła.
W silnym stanie upojenia alkoholowego, stwierdziła, że
zadzwoni do swojego byłego i mu nawrzuca. Słysząc te wszystkie epitety pod jego
adresem, aż rozbolał mnie brzuch od śmiechu. Kate jak zawsze była szczera do
bólu.
-Teraz twoja kolej – rozbawiona podała mi telefon i osunęła
się po ścianie w dół, siadając na płytkach.
Byłyśmy same w toalecie, chociaż nawet, jeśli byłoby
inaczej, raczej byśmy się tym nie przejęły. Nie po tej ilości alkoholu, którą
wypiłyśmy.
-Na co kolej? – wychrypiałam, patrząc na nią
nieprzytomny, zamglonym wzrokiem.
-Dzwonisz! – klasnęła w dłonie.
-Ale gdzie? – zmarszczyłam brwi.
-Czy to ważne? – uśmiechnęła się głupkowato.
-Nie – odpowiedziałam po chwili pijackiego zastanowienia.
Wybrałam pierwszy lepszy numer, jaki przyszedł mi do
głowy i przystawiając telefon do ucha, czekałam, aż ktoś odbierze.
-Co powiemy temu złamasowi? – rozbawiona Kate, przysunęła
się do mnie, co było nie lada wyzwaniem, patrząc na jej stan.
-Ci – przysunęłam palec do ust, sama próbując zapanować
nad swoim chichotem.
-Halo? – nagle po drugiej stronie rozległ się zaspany
głos, który sprawił, że w ułamku sekundy, jakbym zupełnie wytrzeźwiała.
Zamilkłam, patrząc przestraszona na Kate, która jakby nie
do końca rozumiejąc, co się dzieje, rozłożyła się na podłodze i z tępym
uśmieszkiem na twarzy, wpatrywała się w sufit, machając przy tym dłońmi.
Odwróciłam wzrok w drugą stronę i wstrzymałam powietrze.
-To jakiś głupi żart? – warknął poirytowany.
Spanikowana szybko się ocknęłam i przerwałam połączenie.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co się właśnie
stało.
Słyszałam jego
głos.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, by po chwili wybuchnąć
śmiechem.
-Co jest? – Stinson z trudem podniosła na mnie wzrok.
-Nic – śmiałam się dalej, co sprawiło, że i nieświadoma
niczego blondynka do mnie dołączyła – która godzina może być w Europie?
-Czy to ważne, Arrie? – podniosła się na klęczki – bo teraz
chyba nie dam rady tego sprawdzić – stwierdziła lekko zmartwiona.
-Nie, to nie jest ważne – przyznałam.
Teraz to już nie była tylko zasługa alkoholu, że byłam w
znakomity humorze. Czułam się wspaniale, a przecież nic wielkiego się nie
wydarzyło. Mimo wszystko cieszyłam się, jak dziecko.
-Dzisiaj w nocy mam lot – stwierdziłam nagle, pomagając Stinson,
wstać na nogi – albo może to już jutro? – zamyśliłam się na chwilę, po czym
wzruszyłam ramionami i znowu zaczęłam chichotać – nieważne.
-Zostawisz mnie tu samą? – Kate spojrzała na mnie smutno,
podtrzymując się umywalki.
-Masz Paul’a – posłałam jej nikły uśmiech.
-On nie wejdzie ze mną do damskiej toalety – mruknęła ponuro,
ale po chwili uśmiechnięte wracałyśmy do naszego stolika.
-Co tam tak długo robiłyście? – Dan od razu poderwał się
z miejsca.
-Nic ciekawego – Kate machnęła ręką.
-Jeśli tak mówisz – westchnął i zanim się zorientowałam,
porwał mnie do tańca – mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz? – uśmiechnął się
szelmowsko.
-Chyba tak – przyznałam, nadal będąc myślami, gdzie
indziej.
Już dawno przestałam zwracać uwagę na otoczenie, jednak,
kiedy poczułam jego dłonie na swoich pośladkach, w mojej głowie zapaliła się
czerwona lampka.
Spojrzałam na niego surowo. Nie wypił wcale dużo,
właściwie tylko dwa drinki, więc do tej pory czułam się swobodnie w jego
towarzystwie. Teraz nagle się to zmieniło.
-Masz kogoś? – mruknął mi na ucho, widząc moją minę.
-Tak – odpowiedziałam, uciekając wzrokiem na bok.
Nawet nie byłam pewna, czy to co mówię, czasem nie jest
prawdą. Może i nie byłam z Jay’em oficjalnie, ale byłam pewna, że jeśli z kimś
będę to tylko z nim. Mogła to być wina wypitego alkoholu, ale w tym momencie
byłam o tym przekonana.
-Przepraszam, przyszłaś sama, więc myślałem, że…
-Nie ma go w kraju – brnęłam w to dalej.
-W takim razie – uśmiechnął się słabo, wracając dłońmi na
moją talię.
-Wiesz, że kiedyś się w tobie podkochiwałem – zaśmiał się
Dan, kiedy trzy godziny później odprowadzał mnie do mieszkania.
-Serio? – spojrzałam na niego ze śmiechem.
-Serio, serio – pokiwał głową.
-I co? Pewnie Harve ci to wyperswadował z głowy? – założyłam
ręce na piersiach, patrząc na niego z kpiną.
-Skąd wiedziałaś? – parsknął śmiechem.
-Cały Harvey – wywróciłam oczami.
-Trochę zajęło mi pogodzenie się z tym, że wyjechałaś –
westchnął już dużo poważniej, wpatrując się w niebo.
-Może lepiej, że tak się stało – szepnęłam, obejmując się
ramionami.
Było wiele powodów, dla których wtedy chciałam zostać, a
głównym z nich był właśnie on. Nigdy mu tego nie powiedziałam i nie powiem.
Alkohol wyparował ze mnie już na tyle, że mogłam myśleć racjonalnie. To co
było, minęło. Nie było sensu do tego wracać. Oboje mieliśmy swoje życia. Gdybym
mu się teraz przyznała, on mógłby wpaść na jakiś wspaniały pomysł, by jednak
zrealizować swoje zamiary z klubu. Bycie trzeźwym ma jednak swoje plusy. Nie
umiałabym sobie spojrzeć w twarz, gdybym pozwoliła mu na jakiś nieprzemyślany
ruch. Już się nauczyłam, jakie konsekwencje mogą nieść za sobą spontaniczne
decyzje.
Zmądrzałam?
Kiedy tylko podniosłam powieki, pierwsze, co zrobiłam to
pobiegłam do łazienki.
Chociaż nie jestem pewna, czy „pobiegłam”, to dobre
słowo. Odbijając się od wszystkich ścian, w końcu zawisłam nad muszlą klozetową.
-Może jesteś w ciąży – usłyszałam za plecami rozbawiony
głos.
-Mamo, wyjdź – jęknęłam żałośnie.
Zamiast tego, podeszła do mnie i kucając za moimi
plecami, zebrała moje włosy i trzymała je, kiedy ja pozbywałam się resztek
alkoholu z organizmu.
-Nigdy nie sądziłam, że kiedyś mnie to spotka –
westchnęła poważnie – trzymać włosy upitej córki, kiedy ta klęczy nad kiblem.
-Mamo! – warknęłam.
W innej sytuacji może i bym się zaśmiała, jednak teraz,
kiedy bolał mnie każdy mięsień, nie mówiąc już o pękającej głowie, ani trochę
nie byłam skora do żartów.
-Próbuję rozluźnić atmosferę – parsknęła śmiechem.
-Słabo ci idzie – mruknęłam człapiąc się na nogi i
podchodząc do umywalki.
-Późno wczoraj wróciłaś – zagadnęła.
-Po trzeciej – przyznałam.
-Twój telefon od rana dzwoni w korytarzu – stwierdziła jak
gdyby nigdy nic.
Przyjrzałam jej się uważnie, powoli analizując jej słowa.
Po chwili jednak zrezygnowana przemyłam twarz zimną wodą. Dopiero, kiedy
wycierałam się puszystym ręcznikiem, nagle dotarł do mnie sens jej słów.
Zastygłam w bezruchu.
-Co mu powiedziałaś?!
_______________________________________________________
Kolejny zapychacz ;__;
Mam wrażenie, że większość czeka na 22. xD albo nawet nie wie, że na niego czeka xoxo
Dziękuję za 30 tysięcy wyświetleń i za każdy Wasz komentarz <3
mam mieszane uczucia do tego rozdziału, mam nadzieję, że z kolejnym będzie lepiej :P
Do następnego! xoxo
Pozdrawiam!
O nie! Jak mogłaś tak skończyć? Przeczytałam wszystko jednym tchem! To się dopiero porobiło! Rewelacja! Nie wiem jak Arrie umiała po takim telefonie iść na imprezę i świetnie się bawić! Na jej miejscu na rzęsach bym stanęła, aby polecieć do Europy natychmiast!
OdpowiedzUsuńZapowiada się całkiem interesujący ciąg dalszy! Mam cichą nadzieję, ze już niedługo...
Aj ta Chloe... czasami zastanawiam się czy ją ktokolwiek lubi.... poza Jaredem :P
Pozdrawiam
- S.
Arrie, to Arrie jest nieprzewidywalna z tymi swoimi decyzjami... Ile razy pisałam coś, a po chwili to usuwałam, bo zupełnie nie chciała ze mną współpracować :/
Usuńhahaha, no właśnie Chloe... no cóż, szykuje się jej starcie z Arrie, chyba, że plany ulegną zmianie xD zobaczymy :D :??
W sumie to chciałabym to napisac bardzo szybko, bo jak nie teraz to dopiero po drugim marca będę miała spokojniejszą głowę... A teraz w sumie mi się to w miarę sprawnie pisało ;)
zobaczymy! :)
Pozdrawiam!
myślę, że mam całkiem dobrą wiadomość ;) pół rozdziału już jest ;) zobaczymy jak będzie z czasem, żeby go dokończyć ;)
UsuńTrzymam kciuki za ten "wolny czas" :) Zrób miłą niespodziankę :D
Usuńp.s. wybierasz się może na Artifact? Nie wiem w końcu czy jest w tym pakiecie VIP bilet na seans czy go trzeba kupić oddzielnie...
Ale swoją drogą niezłą aukcję wystawili na AIW... start od 5 000$ :P Ciekawe czy zobaczymy kogoś wchodzącego razem z chłopakami na scenę w ERGO :D
Pozdrawiam
-S.
Idę na Arti i tak w VIPie jest juz bilet na seans :) jeju te pakiety są kosmiczne, a sama chyba nawet jakbym miała tyle pieniedzy to bym nie kupiła. Jakoś źle bym sie tam czuła i niezręcznie. To nie dla mnie wiec z dystansem podchodze do tego. Ani nie hejtuje aiw ani nie chwalę chociaż dramy na pe są straszne xD
UsuńWow, napisalam ten rozdział, dodam go albo wieczorem albo jutro bo jeszcze nienjestem pewna czy nie schrzanilam :c
Pozdrawiam xox
Właśnie rozważam Artifact, ale po wybraniu biletu wyświetla mi się informacja, ze trzeba zakupić bilet oddzielnie... Zastanawiam się też, czy nie za szkoda mi kasy. Byłam w Rybniku. AIW są świetnie zorganizowani. Super podejście do każdego (pomijam zachowanie i bezradność polskich ochroniarzy - biedny Ander). Ale ceny są kosmiczne. Z drugiej strony im się nie dziwię, tylko u nas sprzedało się wszystko jak ciepłe bułeczki, więc mogą na nas zarobić, to czemu nie mają korzystać :P
UsuńNie myśl tak długo nad rozdziałem. Pierwsza myśl zawsze najlepsza ;)
-S.
Nie ogarniam niestety tej nowej strony AIW ;__; koleżanka kupiła mi bilet.
UsuńTak! Kocham ekipę AIW! są cudowni!
Poprawię błędy i dodaję! ;)
(:
OdpowiedzUsuńZmadrzala - czy na długo? Kolejny rozdział zapowiada się interesująco - pewnie wymyśliłas coś takiego że wszystkim kapcie spadną ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
-K.B
Ps sesja udana?
Jeszcze trwa :c na matematyce sie noga podwinela ale bedzie dobrze :)
UsuńHmm.chciałabym żeby tak było:D jakas niespodziewajka ktora wam sie spodoba :D zobaczymy czy sie uda. Poprawie błędy i dodaję:)