Otworzyłam oczy, nie bardzo wiedząc, co się stało. Przecież przymknęłam powieki tylko na chwilę, a gdy ponownie je uchyliłam do pokoju wlewało się już światło dzienne. Nie wiedziałam, która może być godzina, ale na pewno wczesna. Niestety, nie to było moim największym problemem. Wstałam i ledwo trzymając się na nogach, ruszyłam przed siebie, obijając się o wszystkie ściany. Nie byłam pewna, w którą stronę mam iść, jednak stwierdziłam, że otwarte drzwi to dobry kierunek. Całe szczęście okazało się, że Jared miał łazienkę w pokoju, co było w tym momencie spełnieniem moich marzeń. Sam zainteresowany siedział z podkurczonymi nogami i twarzą ukrytą w dłoniach pod ścianą tuż obok muszli klozetowej, do której od razu dopadłam. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałam się nad tym, jak to jest umierać, w tym momencie nawet mogłam tego doświadczyć. Każda komórka mojego ciała przeklinała mnie za dzisiejszą noc. Sama doprowadziłam się do tego stanu, a teraz płaciłam za swoją głupotę. W pewnym momencie, ktoś odgarnął mi włosy do tyłu, jednak nawet nie zareagowałam, dalej przykuta do muszli.
-Jak się czujesz? – padło jedno z najgłupszych pytań w
całej historii głupich pytań, kiedy już usiadłam na podłodze, przykładając
dłonie do skroni.
Uniosłam się lekko, mierząc go wymownym spojrzeniem.
Głowa mi pękała, a oprócz tego mój żołądek został zupełnie opróżniony. Zresztą
mężczyzna sam przypominał jedno, wielkie nieszczęście. Cały blady, rozczochrane
włosy, podkrążone, zaszklone oczy. Jeśli wyglądałam choć w połowie tak źle jak
on, byłam gotowa się rozpłakać.
-Wiesz, chyba z nami jeszcze nie jest tak źle –
stwierdził, z nikłym uśmiechem błąkającym się po twarzy..
-To może być gorzej? – jęknęłam zrozpaczona. Byłam
przekonana, że w najbliższym czasie nie tknę alkoholu.
-Poczekaj, aż zejdziemy na dół – westchnął i podniósł
się, wyciągając do mnie dłoń.
Chwyciłam ją i razem zeszliśmy na parter. Po drodze
dziękowałam niebiosom, że ktoś wynalazł takie coś, jak balustrada, bo gdyby nie
to, już dawno sturlałabym się ze schodów.
Weszliśmy do salonu i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z
tego, co Jared miał na myśli. Panował tam jeden wielki bałagan. Ilość
porozrzucanych butelek po piwie, zdecydowanie mnie przeraziła. Kto normalny
zdołałby tyle tego wypić? Jeszcze dziwniejsze było to, że na dywanie obok Tomo,
leżał nie kto inny, jak Harvey.
-Co on tu robi? – zdezorientowana wskazałam palcem na
brata, który wtulony był w długowłosego bruneta.
-Nie tylko ty miałaś ciężki wieczór – usłyszałam za uchem
i aż podskoczyłam, na co Shannon parsknął śmiechem.
Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby całą noc spędził
grzecznie w swoim łóżku. Choć może to mój zamglony umysł nie był w stanie
dojrzeć niczego, po za szerokim uśmiechem perkusisty.
-Dlaczego nie przyszłaś do mnie, co? – dodał z wyrzutem.
-Tak wyszło – wzruszyłam ramionami, nie chcąc dłużej
ciągnąć tego tematu.
Prawda była taka, że sama nie wiedziałam dlaczego
przyszłam z tym do Jareda. Chyba po prostu nasze wcześniejsze rozmowy sprawiły,
że w pewnym stopniu zaczęłam mu ufać. Udowodnił, że jak nikt inny prócz Harvey’a,
potrafi mnie wysłuchać.
-Dobra już cię nie męczę, choć do kuchni, bo wyglądasz
koszmarnie – parsknął śmiechem i obejmując ramieniem, zaprowadził mnie do
pomieszczenia obok, gdzie przy stole siedział już jego brat. Wyglądał na trochę
nieobecnego, jednak, kiedy nas dostrzegł, wyprostował się na krześle, a Shannon posadził mnie obok niego –
to ile wczoraj wypiliście? – perkusista spoglądał na nas z założonymi na piersiach rękami i
uniesioną jedną brwią. Wyglądał na wyraźnie czymś rozbawionego.
-Sam już nie wiem – Jared przetarł twarz dłonią, po czym
podparł na niej głowę – najpierw mieliśmy wino, a potem chyba poszedłem po
piwo.
No tak, to by tłumaczyło dlaczego ten poranek wygląda
tak, a nie inaczej. Mieszanie tak się kończy.
-No to widzę, braciszek nieźle zaszalał – zaśmiał się
Shannon, krzątając się przy lodówce – ze mną nigdy nie chcesz pić!
-To była wyjątkowa sytuacja – mruknął brunet, a raczej jak się wczoraj okazało -
szatyn. Teraz zdecydowanie było widać, że jego włosy są jaśniejsze tuż przy
skórze.
-Bardzo – rozradowany Leto postawił przed nami dwie
szklanki, którym przyjrzałam się z mieszanymi uczuciami. Chyba wolałam nie
ryzykować. Ciecz wewnątrz nie wyglądała zbyt zachęcająco, jednak Jared od razu
wypił swoją porcję na raz. Skrzywił się i odstawił naczynie, po czym opadł tułowiem na stół, opierając głowę
na ramionach. Twarz miał zwróconą w moim kierunku, więc doskonale widziałam, że
ma przymknięte powieki. Nadal był bardzo blady – właśnie Harvey opowiadał, że
czeka was mała rewolucja. Będziecie niańczyć i zmieniać pieluchy – droczył się
– wypij to, serio – zmienił ton na bardziej rzeczowy i wskazał na szklankę
przede mną, po czym wziął dwie kolejne i wyszedł.
Westchnęłam głęboko i przyglądając się dziwnej mieszaninie zaczęłam się zastanawiać, co powinnam zrobić z tą niecodzienną sytuacją rodziców. Leto miał rację. Najlepsza była
rozmowa o czym przekonałam się sama. Kiedy już wyrzuciłam z siebie wszystko,
zdałam sobie sprawę z tego, że faktycznie mogą być dobre strony tego zajścia.
Pojawił się cień szansy, że rodzice jeszcze do siebie wrócą. Oczywiście pod
warunkiem, że ich romans nie był jednorazowym wyskokiem, a ich naprawdę nadal
coś jeszcze do siebie ciągnie. Chciałam wierzyć w tę teorię Jareda. Tęskniłam
za czasami, kiedy rodzice normalnie ze sobą rozmawiali. To dziecko może ich na
nowo do siebie zbliżyć. Została tylko jedna niewiadoma: czy tata znowu nie
stchórzy? Kiedyś miał jeszcze możliwość sprzeciwienia się pomysłowi mamy, teraz sam nabroił i musiał pokazać, że
jest mężczyzną. W końcu wychował już dwójkę dzieci.
-Przestań na razie o tym myśleć – wyrwał mnie z letargu.
Spojrzałam w lewo i dostrzegłam jak Leto przygląda mi się
z dołu. Wyglądał już dużo lepiej, choć nadal był zmęczony. Zrobiło mi się
trochę głupio, bo to przecież moja wina, jednak sama też za to płaciłam.
Zawroty już minęły, ale nadal czułam się
fatalnie.
-To nie takie proste – westchnęłam, wbijając wzrok w
blat.
-Wiem – mruknął – ale z tym i tak będziesz musiała się
mierzyć później. Teraz lepiej to wypij –wyprostował się i podsunął mi szklankę,
na co zmarszczyłam nos – to naprawdę pomaga – zaśmiał się cicho.
Niepewnie wpatrując się w naczynie w końcu zaryzykowałam
i podniosłam je do ust. Już po chwili chciałam je odstawić, ale Jared mi na to
nie pozwolił.
-Pij do końca – powiedział, przytrzymując szklankę, tak
bym nie mogła jej odsunąć.
-Jesteś okropny! – jęknęłam, kiedy wypiłam już wszystko,
a zadowolony Leto poszedł pozmywać.
-Mam nadzieję, że jednak mniej okropny niż herbatka
Shannona – zażartował, a ja podobnie jak on wcześniej, opadłam na stół.
-Widzę, że działa – do kuchni wszedł właśnie perkusista i
poklepał mnie po plecach – Harve i Tomo też już zmartwychwstali. Za godzinę nic
wam już nie będzie.
Jak mówił Shannon, tak się stało…
Ramię w ramię z Harvey’em staliśmy z założonymi na
piersiach rękami i nie spuszczaliśmy wzroku z wbitych w kanapę, zażenowanych
rodziców. Wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że muszą tu zostać
poruszone pewne kwestie, a im szybciej to się stanie, tym lepiej. Nie było
sensu tego przeciągać, tym bardziej, że sprawa była dość delikatna. Nie do
pomyślenia jest to, co wywinęła dwójka ludzi, których wydawało mi się, że znam.
Właśnie, wydawało... Udowodnili mi to wczoraj, a raczej wtedy, kiedy się ze sobą przespali,
co było ostatnią rzeczą, jakiej mogłam się po nich spodziewać. A jednak.
Rodzice dbają o to, żebyśmy nigdy z Harvey’em o nich nie zapomnieli.
-Któreś z was w końcu coś powie? – uniosłam jedną brew.
Starałam się, by mój głos pozbawiony był jakichkolwiek
emocji. Nie chciałam kolejnej awantury mimo, że w środku aż mnie skręcało by na
nich nawrzeszczeć. Przez tyle czasu doprowadzali nas do szału, ale teraz
przeszli samych siebie. Zniszczyli własne związki. W głębi serca miałam
nadzieję, że do siebie wrócą i wszystko się ułoży jednak rozum podpowiadał mi,
że to wcale nie będzie takie proste. Z tymi ludźmi nic nigdy nie może być
proste. Są mistrzami komplikowania wszystkiego.
-A o czym tu mówić? – zaczęła mama, a ojciec spojrzał na
nią spod byka.
-Może o tym, że będziemy mieć rodzeństwo – mruknął Harve.
-I to wcale nie przyrodnie, o czym w sumie mogliśmy
myśleć – dodałam, zaciskając mocniej dłonie wokół ramion.
Denerwował mnie ton, z jakim się do nas zwracała, jakby
to nie powinno nas obchodzić. Przed wykrzyczeniem jej tego w twarz, hamowała
mnie tylko świadomość tego, że była w ciąży. Humorki miewała już bez tego, więc
spodziewałam się, że kolejne miesiące, aż do porodu, będą dla nas istną katorgą.
-Co chcecie wiedzieć? – odezwał się tata, lecz nadal nie
był w stanie na nas spojrzeć.
-Wszystko – odpowiedziałam od razu.
Chciałam już mieć to za sobą, poznać wszystkie fakty i stanowisko rodziców w tej sprawie. W końcu musieli coś postanowić.
-Kiedy to zrobiliście? – sprecyzował Harve, domyślając
się, że mogą zacząć kręcić.
-Chyba nie będziecie tak nad nami stali? – zaczęła już
łagodniej mama. Widziałam jak się zaczerwieniła, a jej ton głosu już nie był
taki pewny, jak wcześniej.
Harvey podsunął nam pufy i oboje się na nich
rozsiedliśmy, nadal świdrując rodziców wyczekującymi spojrzeniami. Musieli się
liczyć z tym, że jako ich dzieci, będziemy chcieli znać prawdę. Całą prawdę.
Byliśmy już dorośli i jeśli wcześniej bali się, że czegoś nie będziemy w stanie
zrozumieć, teraz mieli przed sobą w pełni dojrzałych ludzi. Sami przeszliśmy
już swoje w życiu, więc nie mogli nas traktować jak nieświadomych niczego
nastolatków.
-Więc? – rzuciłam matce wymowne spojrzenie, które
sprawiło, że jeszcze bardziej wbiła się w kanapę, jakby chciała się przed nami
ukryć.
-Nadal mieszkamy w jednym mieście, więc to normalne, że
czasem się mijamy – zaczął niepewnie tata, drapiąc się po głowie. Ciągle
uciekał spojrzeniem, na co przewróciła oczami.
-I co w związku z tym? Kłócicie się na środku ulicy? –
rzuciłam z ironią. Spodziewałam się spiorunowania wzrokiem, jednak nadal żadne
z nich nawet na mnie nie zerknęło. Ich dłonie były chyba bardziej interesujące
niż własna córka, czy syn.
-Nie kłócimy się… - rzuciła zawstydzona matka, a ja
miałam ochotę się roześmiać. Zamiast tego zerwałam się na równe nogi i odeszłam
na bok, bojąc się, że powiem coś, czego będę żałować.
Tak, nie kłócicie… Bzykacie się po kątach, a przed nami
udajecie skłócone, byłe małżeństwo.
-Arrie, wiem co sobie myślisz! – zawołała, kiedy stałam do nich tyłem z założonymi na
piersiach rękami i przyglądałam się jakiejś książce na półce.
-Więc słucham! – odwróciłam się ponownie twarzą do nich.
-Nie odzywamy się do siebie na ulicy – zaczął tata, na co
rodzicielka pokiwała głową.
-To jak to się stało, że rozpieprzyliście własne związki?
– Harvey też już tracił cierpliwość.
-Wtedy oboje mieliśmy kryzysy – broniła się mama.
Wyglądała na spanikowaną i zagubioną. Nigdy jej takiej
nie widziałam, zawsze była pewna siebie, czasem opryskliwa. Kiedy byłam w
przedszkolu zawsze powtarzała mi, że nie mogę być zwykłą dziewczynką bez
własnego zdania. Zawsze powinnam być twarda i nie dać sobą rządzić, a chłopców traktować
z dystansem. Według niej żaden „laluś i beksa” na mnie nie zasługiwał. Zbyt
pewnych siebie też powinnam omijać. Idealny byłby taki, który będzie umiał
słuchać, ale też będzie potrafił sam coś powiedzieć. Inni byli skreśleni na starcie.
Zawsze powtarzała, że tata jest idealny pod każdym względem i ja też mam sobie
znaleźć kogoś takiego. Tylko jeśli miałabym skończyć tak jak oni, to chyba wolę
być sama.
-Pokłóciłem się z Melissą i poszedłem do pubu. Tego
samego gdzie się poznaliśmy kilka lat temu z mamą – mówił mężczyzna, spoglądając co jakiś czas na
byłą żonę – siedziała przy barze, pijąc drinka za drinkiem, więc się dosiadłem.
Okazało się, że Dusty się wyprowadził. Siedzieliśmy, piliśmy, rozmawialiśmy.
Pierwszy raz od tylu lat nie krzyczeliśmy. Wspominaliśmy czasy, kiedy byliście
jeszcze małymi berbeciami – tata aż się uśmiechnął na to wspomnienie.
Czułam się z tym dziwnie. Złość mi już chyba minęła, ale
zastąpiło ją inne uczucie, którego nawet nie potrafiłam nazwać. Kiedy się nie
kłócili, przypominali tych samych ludzi, których pamiętałam z dzieciństwa.
Widziałam, jak tata spoglądał na mamę i odwrotnie. Jared miał rację. Między
nimi nadal musiało coś być. Pytanie, czy to coś, okaże się na tyle silne, by
mogli do siebie wrócić, czy po prostu zaczną żyć w zgodzie, tak jak przystało
na małżeństwo po rozwodzie, które mimo wszystko było raczej udane. Kiedyś
oddałabym wiele, by chociaż potrafili rozmawiać, teraz chyba chciałam, by znów
byli razem. Wiem, że to nie było takie proste, ale też nie niemożliwe.
-Rozmawialiśmy, a potem chyba domyślacie się, jak to się
skończyło – wzruszył ramionami.
-Domyślamy – wróciłam szybko na swoje miejsce i
przyjrzałam im się z bliska.
Wyglądali na zupełnie zagubionych, ale nie dziwiłam im
się. Sama nie wiedziałam co mam czuć, myśleć, czy mówić. Totalnie pokręcona
sytuacja, którą trzeba było jakoś rozwiązać.
-Co chcecie zrobić? – spytałam, patrząc to na jedno, to
na drugie.
-Na razie wrócimy do Bostonu – odezwała się mama – musimy
się z tym oswoić, przemyśleć to. Arrie, to nie takie proste – w końcu spojrzała
mi w oczy, a ja poczułam się trochę lepiej.
Już nie starała się za wszelką cenę pokazać, że nie
powinno nas to obchodzić. Jej wzrok był smutny, ale też i pełen nadziei.
-Wiem, ale ta cała sytuacja… Co z dzieckiem? Co z Melissą
i Dusti’m?
-Daj nam to przemyśleć - tym razem tata próbował mnie trochę przystopować – mama na pewno urodzi
to dziecko, ale co będzie dalej z nami, to się okaże. Musimy porozmawiać z Mel
i Dusti’m. Wyjaśnić im to wszystko… - westchnął i przetarł dłonią zmęczone
powieki – przede wszystkim musimy się z tym oswoić. Tak jak dla ciebie i
Harvey’a, dla nas też to jest szok.
-Rozumiem – odpuściłam, spuszczając głowę. Chciałam jeszcze
o coś zapytać, ale nie miałam już odwagi. Wstawałam, chcąc już iść na górę,
kiedy nagle mój brat zadał nurtujące mnie pytanie.
-Jest szansa?Jakakolwiek… Że jeszcze do siebie wrócicie?
-Zawsze jest jakaś szansa, ale nie możemy wam niczego
obiecać. Możliwe, że wrócimy do swoich partnerów, jeśli oni nam przebaczą i
jeśli my dojdziemy do wniosku, że tak będzie najlepiej. Jedyne, czego możecie być pewni to to, że przestaniemy doprowadzać was do szału.
-A kiedy wyjeżdżają? – spytał.
Był już wieczór, a ja siedziałam na balkonie z komórką
przy uchu, relacjonując mu wszystko. Dzwonił już wcześniej, ale odsypiałam noc.
Odebrałam dopiero po kolacji, za co na początku udawał obrażonego, jednak już
po chwili dopytywał mnie o wszystkie szczegóły. Byłam trochę zdziwiona, że ma
mój numer, ale szybko mi wyjaśnił, że przecież dzwoniłam do niego w dniu meczu,
kiedy szukał swojego telefonu.
-Jutro rano Harve ma ich odwieźć na lotnisko –
westchnęłam opierając czoło o barierkę.
-Czyżbym wyczuwał zawód w twoim głosie? – zaśmiał się.
-Kiedy chcą, potrafią być naprawdę w porządku –
powiedziałam.
Podczas kolacji było inaczej niż do tej pory. Wszyscy
rozmawialiśmy, żartowaliśmy. Tak, jakby nic się nie stało, a oni nadal byli
małżeństwem.
-Jared?
-Wiem – szepnął – uda się, tylko daj im czas –
odpowiedział, na co lekko się uśmiechnęłam.
-Pierwszy raz żałuję, że wyjeżdżają - jęknęłam – jestem okropna!
-Nie jesteś – znowu ten zaraźliwy śmiech – są gorsze
rzeczy na tym świecie.
-No dzięki! – zawołałam z udawanym oburzeniem.
-Zawsze do usług!
Westchnęłam głęboko.
Westchnęłam głęboko.
-Dziękuję – szepnęłam – za wszystko.
-Nie ma za co, Arrow – odparł – tak w ogóle to Harve
mówił ci o jutrzejszej imprezie?
Zmarszczyłam czoło, próbując coś sobie przypomnieć, jednak
nic nie przychodziło mi do głowy.
-Nic nie wiem – rzuciłam niepewnie – co to za impreza?
-Mój przyjaciel organizuje, dziwne że Harvey nic ci nie
powiedział – zamyślił się.
-Może dlatego, że nie jestem zaproszona? – parsknęłam
śmiechem.
-Jak to nie? – zawołał zbulwersowany – jesteś zaproszona,
ja cię zapraszam!
-Jared, przestań – skarciłam go, przygryzając wargę, by
się nie roześmiać – ja nikogo tu nie znam oprócz was.
-No to poznasz! – nie dawał za wygraną.
-Nie wiem, czy mam ochotę – droczyłam się z nim.
-Jaka ty jesteś uparta – zawołał głosem męczennika, na co
parsknęłam śmiechem.
-I kto to mówi? – odgryzłam się.
-Dobra, nieważne – westchnął – na dwudziestą bądź gotowa!
-Ale Jared! – zawołałam, jednak po drugiej stronie
słychać było już tylko dźwięk przerwanego połączenia.
Odetchnęłam głęboko i kręcąc głową oparłam się o ścianę
budynku, patrząc na chowające się za horyzontem słońce. Uwielbiałam tę porę
dnia. Była magiczna.
-Myślałem, że pójdziesz spać – usłyszałam i tuż obok
przysiadł się Harvey.
-Zaraz pójdę – objęłam kolana ramionami i przyjrzałam mu
się, przekrzywiając lekko głowę.
-Jutro wieczorem cię gdzieś zabieram – stwierdził, wpatrując się w zachód słońca.
-A jednak – mruknęłam cicho.
-Co jednak? – zapytał zdezorientowany.
-Nic – uśmiechnęłam się i mocno w niego wtuliłam.
Ten dzień był chyba jednym z najbardziej przełomowych w
moim życiu. Dał nadzieję na to, że wiele może się zmienić na lepsze.
Twoi bohaterowie są uroczy. Nawet jak mają kaca. ;- p
OdpowiedzUsuńShannon i jego herbatka - zupełnie nie wiem, dlaczego mnie to rozbawiło. Po za tym bardzo miło się czyta to, co piszesz.
xoxoxo
bardzo, bardzo dziękuję! :D xoxox <3
UsuńDziękuję! :) Wiedziałam, ze dasz radę! Rozdział świetny, nie wiem czym Ty się przejmujesz ;) Wszystko jest takie naturalne, nie naciągane. Normalne (no może nie do końca, mowa o sytuacji rodziców hehe) codzienne życie :P Imprezy itd. Każdy chyba miał do czynienia z przyjacielem klozetem. Jakby jeszcze dear Shannon zechciał zdradzić przepis na tą cudowną herbatkę byłabym wdzięczna :D
OdpowiedzUsuńCzekam na rozwój wydarzeń... ciekawe co wydarzy się na owej imprezie... No i nie mogę się już doczekać tego masowania w trasie :P
Weny życzę, mam nadzieję, że już masz kilka pomysłów na ciekawy ciąg dalszy i znowu szybko coś wstawisz.
- S.
Dziękuję! tajemnicza herbata pozostanie tajemnicą :) hehe :D co się wydarzy na imprezie? :> już mam pewnie pomysł i pewnie Was zaskoczę (mam nadzieję) :D a masowanie? też czekam :D do tego czasu jednak trochę jeszcze spędzą LA chyba, że zdecyduję się na większy przeskok w czasie, ale to zależy od pomysłów ;) a kiedy coś wstawię tonie wiem :c mam strasznie ograniczony czas :c ale postaram się! ;)
Usuńjsdkfhjdksakhjgadghsjdgjfgdhj, jak wiesz, czytałam z zapartym tchem w nocy :3
OdpowiedzUsuńOpłaciło Cię pogonić, oj, opłaciło! Rozdział zajebisty, tajemnicza mikstura Shannona (bo że to zwykła herbatka to wątpię), braciszek również skacowany. Oj, ciekawe życie mają w tym Los Angeles. :3
Żeby tylko Matt do nich nie przyleciał, bo on jest zjebany, o czym Ty dobrze wiesz XD
hahaha! co Ty masz do tego Matta! :D ja bardzo go lubię :> cieszyłabym się gdyby jednak pojawił się w opku :>
UsuńJared ma z Arrow być :)
OdpowiedzUsuńkiedy nowy rozdział ? :>
hihi :D zobaczymy, jak to się potoczy :D a kiedy nowy? nie mam pojęcia ;/ mam problemy z laptopem i wolnym czasem... o ile ten pierwszy problem mogę jakoś rozwiązać o tyle ten drugi strasznie mnie ogranicza ;/ w środe i czwartek miałam ogromną ochotę pisać, ale po prostu nie miałam jak, tyle miałam zadane ;/ koniec półrocza, więc co chwilę coś ;/ całe szczęście ferie nadchodzą ;) postara, się szybko, ale ten tydzień, przynajmniej do środy zdecydowanie zawalony nauką ;_;
UsuńWczoraj znalazłam w nocy Twoje opowiadanie i od razu zaczęłam czytać, po 7 rozdziałach chce tylko więcej!!! Kiedyś też pisałam w sumie o 30STM, a teraz zaczęłam znów [ten-desires.blogspot.com] Ogółem jestem ciekawa jak to będzie między Arrie i J'em! (Arrie, ciekawe imie, nie znałam takiego) No i coś mi wie wydaje że nie będzie im tak łatwo i że Jared sie mocno zakochaaa!
OdpowiedzUsuńI chętnie usłyszę przepis Shannona na herbatkę!
Usuńtajna receptura ;)
UsuńPo przeczytaniu tego rozdziału, na myśl nasuwa mi się jedno "to było dobre ".
OdpowiedzUsuńOby tak dalej, pozdrawiam :)
kiedy nowy?
OdpowiedzUsuńniedługo! teraz miałam strasznie dużo na głowie... koniec semestru i studniówka ;_; ale już się powoli zbieram do pisania! przepraszam za taki poślizg! ;)
UsuńTak btw. Nominowałam Cię do Liebster Blog Awards. Wszystkie info znajdziesz u mnie na blogu, pod nagłówkiem w menu. :))
OdpowiedzUsuńhttp://sue-historia-z-marsa.blogspot.com/p/liebster-blog-awards-nominacje.html
kiedy będzie nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńzaczęłam pisać :D a to już dobrze! :) do niedzieli będzie :D obiecuję! a jak nie to możecie mnie zlinczować xD ale postaram się dodać, bo im dłużej trwa ta przerwa tym trudniej będzie mi coś naskrobać :) biorę się do roboty! ;)
Usuńbędzie dzisiaj nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńpiszę w notesie, więc w notesie będzie na pewno, ale na bloga przepiszę chyba dopiero jutro :c ale będzie! staram się jak mogę! :D
Usuńdawaj rozdział :D
OdpowiedzUsuńhaha uwielbiam Cię! <3 jeszcze trochę! bo chcę coś jeszcze zawrzeć! :D bo na razie za krótki! :D spokojnie, obiecałam, że będzie! i tylko dzięki Tobie go piszę! :D bo inaczej to bym pewnie znowu odwlekała :D
Usuńpisz, pisz ! :D
OdpowiedzUsuń