piątek, 27 grudnia 2013

Chapter 6.

Idąc ścieżką wyłożoną kostką brukową miałam niepokojące przeczucie, że coś się stało. W oknach paliło się światło, a z każdy pokonanym metrem do moich uszu docierały coraz bardziej wyraźne dźwięki, a raczej krzyki, które nie zwiastowały niczego dobrego.
Przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej sprawdzić, co się wydarzyło. Stanęłam na ganku i wyciągnęłam rękę w stronę klamki, jednak zamiast na nią nacisnąć, musiałam odskoczyć w bok, by uniknąć spotkania z drzwiami. Zdezorientowana patrzyłam, jak wypada przez nie Melissa, ciągnąc za sobą ogromną walizkę na kółkach.  Za nią natomiast wybiegł mój tata, próbując ją zatrzymać. Za każdym razem, gdy chwytał ją za ramię, ona mu się wyrywała i szła dalej. Wokół mnie panował jeden wielki harmider, bo oprócz nawoływań ojca, z wnętrza dochodził lament mojej matki, która przepraszała za coś Dusti’ego. 
Kompletnie zszokowana weszłam w głąb domu, jednak to, co tam zastałam upewniło mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że podczas mojej nieobecności wydarzyło się coś, czego nie można było nazwać zwykłą kłótnią.
Na środku korytarza stała torba podróżna. Wyminęłam ją i ruszyłam w stronę salonu, skąd dochodziły krzyki. Przystanęłam w progu obok Harvey’a, który z otwartą buzią wpatrywał się w zapłakaną matkę, która za wszelką cenę próbowała zmusić swojego narzeczonego, by na nią spojrzał. Z dłońmi na jego policzkach, powtarzała ciągle te same słowa, jednak mężczyzna nie uraczył jej nawet spojrzeniem, co było jeszcze dziwniejsze, niż cała ta scena.
-Dusty, ja tak bardzo przepraszam – w kółko to samo, jednak mężczyzna niewiele sobie z tego robił.
W końcu strzepnął jej dłonie ze swojego ciała i ruszył w naszą stroną. Nim zdążył postawić drugi krok, przed nim znowu pojawiła się moja rodzicielka. Dławiąc się łzami, wtuliła się w ciało mężczyzny, podczas gdy ten stał jak posąg. Jego wyraz twarzy zdawał się być zupełnie obojętny, jednak jego oczy zdradzały jego faktyczny stan. Były pełne bólu, żalu i zawodu. W jednej chwili poczułam niemiły ucisk w żołądku i gulę w gardle, kiedy zdałam sobie sprawę że on ledwie powstrzymuje łzy.
Bez namysłu złapałam kurczowo dłoń swojego brata, który podobnie jak ja był w głębokim szoku. To wszystko wyglądało tak, jakby się rozstawali. Wybiegająca z domu Melissa, goniący ją tata i ta druzgocąca scena w salonie. Szlochająca matka i Dusty…
-Nie chciałam tego – jęknęła, wtulając twarz w szyję narzeczonego.
-Ja też nie – odpowiedział beznamiętnie, przenosząc wzrok ze ściany na mnie, co sprawiło, że jeszcze mocniej ścisnęłam Harvey’a.
Ogarnęła mnie panika, bo zdałam sobie sprawę z tego, że to wszystko mogło rozpocząć się przeze mnie. Moja potyczka z matką mogła być impulsem do dalszych wydarzeń. W dodatku teraz musiałam mierzyć się z tym pełnym żalu spojrzeniem. Tym samy, którym obdarzył mnie Matt, kiedy kładłam na kuchennym stole swoje klucze od mieszkania.
-Dusty, proszę cię – kolejna, pełna nadziei prośba.
-Nie potrafię – szepnął i odsunął od siebie kobietę, która upadła na kolana. Ukryła twarz w dłoniach i łkała głośno, podczas gdy brunet minął nas i chwytając swoją torbę, wyszedł na zewnątrz.
-Co się tu stało? – wychrypiałam niemal bezgłośnie, nadal będąc w szoku.
Jednak zamiast mi odpowiedzieć, Harve ruszył w stronę załamanej mamy i klękając obok niej, mocno ją do siebie przytulił.
-Synku, ja naprawdę nie chciałam – płakała, podczas gdy mój brat gładził ją po włosach.
Czułam się bezsilna i jakby odrzucona. Nie miałam pojęcia, o co chodzi i jakoś nikt nie śpieszył się, by mi to wyjaśnić. Chciałam podejść do tej dwójki, jednak nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Zdezorientowana patrzyłam przed siebie, a w moich oczach zaczęły zbierać się  łzy. Powinnam coś zrobić, ale co? Może wcale nie byłam im teraz potrzebna? Moje ręce zaczęły mimowolnie drżeć. Ta niepewność, która mnie ogarnęła była nie do zniesienia.
Dopiero słysząc za sobą jakiś  ruch, zdołałam oderwać wzrok od rodzicielki, która przez ten czas ani trochę się nie uspokoiła. Odwróciłam się i dostrzegłam, jak tata przysiada na drugim schodku, przykładając dłoń do czoła. Zawsz tak robił, kiedy próbował zebrać myśli, najczęściej po tym, gdy coś przeskrobałam i musieliśmy to naprawić. Wyglądał na zmartwionego, co sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej.
Na drżących nogach ruszyłam w jego stronę. Nie widział mnie, nawet wtedy, kiedy znalazłam się tuż przed nim.
-Tato – powiedziałam niemal bezgłośnie, lecz mimo nieustających nawoływań mamy, usłyszał mnie.
Wzdrygnął się lekko, kiedy wyrwałam go z zamyślenia. Uniósł głowę i spojrzał mi głęboko w oczy, które były dokładnie takie same jak jego i Harvey'a.
Nic nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie ze smutkiem. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był wewnętrznie rozdarty, a ja nie bardzo wiedząc, co zrobić, przykucnęłam przed nim i oparłam dłoń na jego kolanie, by nie stracić równowagi. Westchnął i na chwile spuścił wzrok, głęboko się nad czymś zastanawiając, po czym ponownie na mnie spojrzał.
-Nawaliłem, kochanie – powiedział z gorzkim uśmiechem na twarzy i oparł dłoń na moim policzku, delikatnie masując go kciukiem – po raz kolejny nawaliłem.
-Nie mów tak – wydusiłam z siebie, co nie przyszło mi łatwo. Nie panowałam nad swoim głosem, czy drżeniem rąk. To wszystko przypominało mi to, co już kiedyś przeżyłam.
-Ale taka jest prawda – westchnął, spuszczając głowę – od zawsze niszczę życie twojej matce.
-Tato... – zaczęłam, jednak szybko mi przerwał.
-Nigdy nie byłem w stanie dać jej tego, czego pragnęła –stwierdził ze smutkiem, przymykając powieki – zawsze byłem egoistą, myślałem tylko o sobie. Stawiała sprawę jasno, mówiła czego chce, a mimo to, ja nie byłem w stanie jej tego dać. Nie chciałem. Bałem się.
-O czym ty mówisz? – zapytałam z niepokojem.
-Chciała kolejnego dziecka – mówił z pustym spojrzeniem, utkwionym w ścianie za mną – mówiła mi to każdego dnia – szepnął ze łzami w oczach – ale ja się bałem. Wy byliście już dojrzali, snuliście plany na przyszłość, zapomniałem, jak to jest zmieniać pieluchy. Bardziej byłem przygotowany na zostanie dziadkiem, niż ojcem – na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, lecz szybko zniknął.
-Dlatego się rozstaliście? – spytałam z żalem.
Przez tyle lat zastanawiałam się, co było przyczyną ich kłótni, a potem rozwodu. Niejednokrotnie obwiniałam o to siebie, chcąc znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie. I nagle nadszedł ten dzień, kiedy postanowił wyjawić mi prawdę. W tym momencie mojego życia, kiedy wszystko zaczynało się od nowa, ja miałam poznać powód, dla którego moje losy potoczyły się tak, a nie inaczej. Czy tego chcieli, czy nie, ich kłótnie miały ogromny wpływ na podejmowane przeze mnie decyzje. Gdyby nie to, może bym wcale nie wyjechała?
-Tak –skinął głową – robiła mi awantury, chcąc jakoś na mnie wypłynąć, jednak byłem nieugięty. Paraliżował mnie strach, że sobie nie poradzę, że jestem już na to za stary. W końcu się rozstaliśmy.
-I nadal kłóciliście – stwierdziłam z nieukrywanym wyrzutem w głosie.
-Chciałem, żeby do mnie wróciła, ale nie chciałem dziecka. Kochałem ją, a ona kochała mnie. Oboje pragnęliśmy być razem, ale na innych warunkach. Te kłótnie były desperacką próbą, przekazania swoich racji, a potem stały się po prostu przyzwyczajeniem. Wiem, że ty i Harvey cierpieliście przez to, ale nie umieliśmy inaczej. Przepraszam.
Znowu spojrzał mi głęboko w oczy, ale to na razie było dla mnie zbyt wiele. Musiałam sobie to wszystko poukładać. W mojej głowie przewijały się głównie domysły, że któreś z nich miało romans. Nigdy nie wpadłabym na to, że powodem mogłoby stać się dziecko.
-A to, co się tu wydarzyło – zaczęłam, próbując opanować drżenie głosu – o co chodziło?
Przez chwilę milczał, a ja z niepokojem wpatrywałam się w jego twarz. W takim stanie wydawał się starszy. Był 48-latkiem, a w tym momencie wglądał na przynajmniej dwadzieścia lat starszego. Bił się z myślami, podczas gdy ja przeżywałam wewnętrzne katusze.
-Mama jest w ciąży – westchnął w końcu, ukrywając twarz w dłoniach.
Analizowałam jego słowa, jednak trudno było mi odnaleźć w nich jakikolwiek sens i znaczenie dla sprawy. Dlaczego ta jedna wiadomość spowodowała tyle zamętu? Wszyscy powinni się cieszyć i gratulować. Zamiast tego, w domu panowało przygnębienie, a wręcz rozpacz.
-Jak Dusty mógł ją teraz zostawić? – zapytałam o coś, co nie dawało mi spokoju.
Mama była z nim szczęśliwa, on cały czas powtarzał, że ją kocha, więc dlaczego stchórzył w takim momencie? To właśnie teraz powinien przy niej być, okazywać jej miłość, a nie odchodzić mimo, że przecież błagała go, by został. Wiążąc się z dojrzałą kobietą powinien być świadomy tego, czego chce. Ona przeszła już swoje w życiu, więc tym bardziej powinien się nad tym wszystkim zastanowić, zanim zaczęli się spotykać. Jeśli szukał związku bez zobowiązań, to źle trafił. Po za tym, planowali ślub, to wszystko nie mogło tak nagle się rozpaść. Przecież on wydawał się być taki rozsądny i odpowiedzialny, dlaczego nie chce tego dziecka?
-Arrow…  - zaczął tata, ale nie zamierzałam go słuchać. Podniosłam się do pozycji stojącej i spojrzałam na niego z wyrzutem.
-Dlaczego on go nie chce? – spytałam z żalem w głosie.
-Dusty nie może mieć dzieci – usłyszałam zachrypnięty głos i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził.
W progu stała mama, cała czerwona na twarzy od łez. Przez moment przyglądałam jej się z otwartymi ustami, nie mogąc zebrać myśli. Skoro to nie dziecko Dusti’ego, to czyje? Całe współczucie, które czułam względem matki, wyparowało. Zdradziła swojego narzeczonego. Teraz wszystko zaczęło się układać, ale pozostał nadal jeden niewyjaśniony szczegół.
-Więc kto jest ojcem? – spytałam, czując, że chyba nie chce znać odpowiedzi na to pytanie.
-Ja – usłyszałam ciche westchnienie, które upewniło mnie w moich przypuszczeniach i stało się ostatnim, brakującym elementem układanki.
Zrozpaczona Melissa, pełen żalu i zawodu wzrok Dusti’ego. Wszystko to sprawiło, że zrobiło mi się słabo. Byłam zdezorientowana i zawiedziona. W jednej chwili czułam się tym wszystkim przytłoczona, by w następnej ogarnęła mnie zupełna pustka.
Patrzyłam na nich oboje, zastanawiając się, dlaczego nie mogę mieć normalnego życia. Bez żadnych kłótni i niespodzianek. Zwykłe nudne życie, na które narzeka tylu ludzi, ja przyjęłabym z otwartymi ramionami.
Ostatni raz obrzuciłam ich wszystkich spojrzeniem, po czym na miękkich nogach ruszyłam w stronę drzwi. Czułam się obco w swoim własnym ciele. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Chciałam płakać, krzyczeć, śmiać się w jednym momencie, ale nie byłam w stanie nawet otworzyć ust.
-Co ty tu ro… Co się stało?- zapytał, kiedy tylko otworzył drzwi.
Podniosłam niepewnie głowę, od razu napotykając na pytając spojrzenie niebieskich oczu. Ich właściciel próbował ukryć zdziwienie, przybierając na twarz nikły uśmiech, jednak nie miało to dla mnie znaczenia. Chyba się tego domyślił, bo już po chwili zaprzestał temu i z szczerą ciekawością wpatrywał się we mnie wyczekująco.
-Zostało wam jeszcze coś mocniejszego? – spytałam z nadzieją.
Miałam zamiar przejść się po mieście, jednak to chyba nie był najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę fakt, że w ogóle go nie znam i jest już po północy. Całe szczęście w domu Leto zobaczyłam palące się światło i przypomniałam sobie, że dzisiaj raczej nie zamierzali kłaść się wcześniej spać, mimo że Jared stał przede mną w spodniach dresowych i powyciąganej koszulce.
-Jasne, wchodź – wpuścił mnie do środka, a ja od razu usłyszałam głośny śmiech Shannona, dochodzący z głębi domu. Spojrzałam niepewnie w tym kierunku.
-Pójdziemy do mnie – powiedział, jakby czytał mi w myślach.
Zdecydowanie nie odnalazłabym się teraz w wesołej pogawędce z podpitym starszym Leto i Tomo. Wystarczyło, że miałam popsuć ten wieczór, a raczej już noc, Jaredowi.
-Jeśli nie możesz, to… - zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
-Daj spokój – przyjrzał mi się uważnie – i tak miałem zamiar zostawić ich już samych.
-Tym bardziej powinnam jednak…
-Skończ już – przewrócił oczami – drugie drzwi na lewo – wskazała na schody prowadzące na piętro – zaraz przyjdę, tylko zabiorę im jakąś butelkę. Zdecydowanie już im wystarczy.
-Dziękuję – szepnęłam, na co posłał mi delikatny uśmiech i poszedł w stronę kuchni.
Wspięłam się schodami na górę i  stanęłam pod drzwiami, o których mówił. Nacisnęłam klamkę i niepewnie weszłam do środka. Na szafce nocnej paliła się lampka, co oszczędziło mi szukania w ciemności włącznika.
Rozejrzałam się dookoła i lekko uśmiechnęłam. Było całkiem przytulnie. Duże łóżko, obok niego gruby, włochaty dywan. Po lewej stronie znajdowały się drzwi balkonowe, a po prawej garderoba, albo łazienka.
-Już jestem – usłyszałam za plecami i spojrzałam na mężczyznę, trzymającego dwie butelki wina, korkociąg i dwa kieliszki – tylko tyle udało mi się zwędzić.
- Wystarczy – uśmiechnęłam się blado i usadowiłam na miękkim dywanie, opierając się plecami o łóżko.
Jared otworzył pierwszą butelkę i nalał nam czerwonego wina. Po tym jak podał mi mój kieliszek, usiadł po turecku naprzeciwko mnie.
-Powiesz mi, co się stało? - zapytał, uważnie mi się przyglądając, jakby się bał, że się wycofam.
Z jednej strony chciałam to wszystko z siebie wyrzucić, a z drugiej, było mi po prostu głupio. Czułam wstyd, choć przecież nic nie zrobiłam. Jednak to byli moi rodzice, a skutki błędów, które popełniali, nie dotykały tylko ich. Odbijały się również na mnie i na Harvey'u.
Opróżniłam cały swój kieliszek za jednym zamachem, na co Jared trochę się skrzywił, ale bez słowa napełnił go ponownie.
-Co być zrobił, gdyby ktoś ciągle cię zawodził? - zapytałam, patrząc ze zbolałą miną na bruneta.
-Porozmawiałbym z nim o tym - stwierdził, obejmując kolana ramionami i oparł na nich podbródek, nie spuszczając ze mnie wzroku.
-A jeśli ja nie chcę już więcej z nimi rozmawiać? - załamał mi się głos, jednak udało mi się powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
-Rozmowa jest najlepsza - stwierdził, przechylając lekko głowę na bok.
Nie spodobała mi się jego odpowiedź, bo to oznaczało, że musiałabym znowu spojrzeć im w twarz. W tym momencie dla mnie było to zbyt wiele. Bałam się tego, choć tak naprawdę, to nie ja powinnam odczuwać strach. Jednak wizja rozmowy z nimi mnie paraliżowała. Spanikowana sięgnęłam po butelkę stojącą obok kolana Jareda i pociągnęłam z niej spory łyk.
-Nie będę z nimi rozmawiać - oznajmiłam, spuszczając wzrok i zaciskając palce w okół szkła.
-Będziesz się z tym męczyć?
-Nie - odpowiedziałam, hardo patrząc mu w oczy - wyjadę.
-Znowu ucieczka - westchnął, mrużąc powieki, na co pokazałam mu środkowy palec i upiłam kolejny, duży łyk czerwonego trunku.
Jared parsknął śmiechem, a ja obrzuciłam go morderczym spojrzeniem, jednak w ogóle go to nie wzruszyło.
-Arrie, nie możesz wiecznie uciekać od problemów - powiedział, przybierając już poważny wyraz twarzy, po czym sam opróżnił swój kieliszek i odstawił go gdzieś na bok.
-Nie uciekam - kolejny spory łyk, od którego aż zakręciło mi się w głowie.
-Arrow!
-Jared! - odbiłam piłeczkę, na co westchnął głęboko.
-Co tam się stało? - zapytał wyraźnie zmartwiony.
-Po za tym, że będę mieć siostrzyczkę, albo braciszka, to nic - rzuciłam z ironią, wywołując na jego twarzy konsternację.
-To przecież nie koniec świata - stwierdził po chwili - kto jest w ciąży? Twoja mama, czy Melissa?
-Mama -odpowiedziałam, opróżniając do końca butelkę, co Jared skwitował niezbyt zadowolonym spojrzeniem, ale to zignorowałam. I tak było już za późno. Miałam tylko nadzieję, że nie zasnę w połowie rozmowy.
-Nie jest jeszcze przecież tak stara. Z tego, co mówiłaś to Dusty też jest w porządku, więc w czym problem? - zerknął na mnie, odkorkowując drugą butelkę, bo kieliszek, który wcześniej napełnił też był już pusty.
-W tym, że to nie on jest ojcem - mój ton głosu stał się całkowicie normalny. Co prawda plątał mi się język, ale emocjonalnie stałam się zupełnie obojętna, jakby to wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
-Jak to? - Jared zamarł ze wzrokiem utkwionym we mnie.
Podczas, gdy mi się tak przyglądał, ja zamiast przejmować się obecną sytuacją rodziców, rozmyślałam nad tym, że jest całkiem przystojny i uroczy z tym zarostem.
-Jaki tym masz w końcu kolor włosów? - palnęłam bez zastanowienia, zdając sobie sprawę z tego, że on chyba ma odrosty.
-Brązowe - spojrzał na mnie zdumiony - jaki to ma związek?
-Żaden - stwierdziłam, zabierając mu pełną butelkę.
-Chyba ci już wystarczy - uśmiechnął się lekko i odebrał mi wino zanim zdążyłam się go napić.
-Mój ojciec przespał się z moją matką, więc mam prawo się z tego powodu upić - zawołałam obrażona, a Jaredowi opadła szczęka.
Chciałam wykorzystać ten moment, jednak zszokowany Leto sam pociągnął zdrowy łyk z butelki, po czym dobrowolnie mi ją oddał.
-To może pójdę po więcej - zaproponował i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.

-Może to coś zmieni na lepsze? - westchnął, kiedy siedzieliśmy razem oparci o łóżko, kończąc trzecią butelkę.
Kiedy wrócił, opowiedziałam mu całe zajście, a on cierpliwie słuchał popijając ze mną na zmianę wino. Czułam ulgę choć nie byłam pewna, czy zawdzięczałam ją wypitemu alkoholowi, czy mężczyźnie obok, który starał mi się pomóc.
-Co masz na myśli? - wybełkotałam już nieźle wstawiona.
-Może wrócą do siebie? - zerknął na mnie.
-Nie wiem czy tego chcę - oparłam na jego ramieniu głowę, która coraz bardziej zaczynała mi ciążyć. Alkohol zdecydowanie nie był moim przyjacielem i szybko się ze mną rozprawiał.
-Nie bądź egoistką - zaśmiał się, mierzwiąc mi włosy.
Może i miał rację nazywając mnie w ten sposób, ale ja się po prostu bałam kolejnego zawodu. Ciężko było mi się pogodzić z ich rozstaniem, a kiedy w końcu byłam przekonana, że oboje znowu się ustatkują i może przestaną kłócić, wywinęli taki numer. Zdążyłam uporać się z myślą, że nie każde małżeństwo trwa wiecznie. Teraz mogłoby się im udać, ale co jeśli jest już za późno i nie będą umieli się dogadać? Znowu się rozstaną. Mimo, że byłam już dorosła, to nadal pozostawałam ich córką, a kolejna ich rozłąka byłaby równie bolesna, co poprzednia. Przez tyle lat zaparcie twierdziłam, że jestem obojętna na to wszystko, jednak prawda była inna. Po pewnym czasie nawet sama zaczęłam wierzyć w swoje kłamstwo.
-Ja się po prostu boję - podniosłam się lekko i opierając dłoń o jego klatkę piersiową, spojrzałam na niego smutnym, trochę rozbieganym wzrokiem. Jared uśmiechnął się tylko i kręcąc głową, przysunął mnie do siebie i mocno przytulił.
-Dostali szansę, nie zmarnują jej - szepnął, a ja miałam nadzieję, że się nie myli.

18 komentarzy:

  1. Głupie opowiadania! Be!

    Nie no, żartuję oczywiście XD Żebranie o lajki, też to kocham <3 Przynajmniej staram się wszędzie w miarę na bieżąco komentować.

    Dobra, koniec pierdzielenia.
    Opowiadanie zajebiste. Nosz kurde, nie sądziłam, że matka Arrow puściła się w pewnym momencie z jej ojcem, skoro oni teoretycznie się nienawidzili :o Czemu więc to zrobili? I w którym momencie? Mieli przecież wówczas na pewno swoich partnerów.
    Jared i Arrow upijający się w pokoju Jareda.. Hm hm ;> Szkoda, że nie doszło do niczego więcej, hehe. I to pytanie April, jakiego koloru są włosy Jareda to rozbroiło mnie na łopatki :D

    Czekam na więceeej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hihi, tak śmiesznie, ale różne rzeczy się dzieją :D Ogólnie, zapewne rodzice wylądują na dywaniku i będą się tłumaczyć :D

      Hahahah! nie doszło i nie dojdzie! :D
      a więcej nie wiem kiedy, ale na razie nie chce mi się pisać, a nic na siłę xD

      Usuń
  2. Trafiłam tu niedawno i na pewno zostanę na dłużej. Fajnie piszesz, masz taki lekki styl i przyjemnie się czyta Twoją historię. Po za tym bardzo podoba mi się pomysł z masażystką dla Shannon'a. Jared też jest tu takim zupełnie normalnym, miłym facetem. Czekam na to, co dalej wymyślisz i życzę weny. ; >

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie dziękuję! Cieszę się, że Ci się podoba i mam nadzieję, że nadal będzie! :) Będę starać się jak mogę :) a wena oczywiście się przyda <3

      Usuń
  3. W końcu wpadłam tu, bo już jakiś czas temu sobie to postanowiłam. :)
    Co do stylu pisania to przyjemnie się czyta i nie zauważyłam nic, co by jakoś przeszkadzało. Jest przyjemnie, w lekki sposób pisane. Tam na początku bloga (pierwsze 2 notki, o ile pamiętam), nałapałam się paru błędów, ale to nic. Co do tego posta, podoba się i sądzę, że będę tutaj zaglądała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooooooo, dziękuję! te błędy czasem ciężko wyłapać, ale staram się jak mogę! :) jeszcze raz dziękuję i zapraszam ;) ja też muszę zajrzeć do Ciebie, ale teraz mam totalny mętlik i ani pisać ani czytać :c ale niebawem się mnie spodziewaj ! :D

      Usuń
  4. Gaawd, tak strasznie dawno mnie tu nie było! Przepraszam!
    Uwielbiam i nienawidzę Cię za to szybkie dodawanie rozdziałów. :D Jak mi się nudzi to jest spoko, ale jak mam szkołę to już nie. :P
    Co do akcji to.. hm... wpadka? Jezu, w poprzednim rozdziale taka sielanka, może zostanie z nimi na wieczorku [mogłaby, jestem ciekawa co by się tam działo ;D], a teraz taki dramat. O.o Zaskoczyłaś mnie, nie powiem...
    Kiedy tatuś gonił swoją kobitkę, a matula błagała swojego chłopaka - wiedziałam, że oni coś odwalili. Ale czegoś takiego się nie spodziewałam...
    że niby kiedy oni zdążyli się ze sobą przespać? W ogóle jak do tego doszło? Podobno cały czas się kłócą? O co chodzi?! xD
    No i miło, że Letoś przyjął Arrow. ♥ Nie spodziewałam się aż takiego chlania, powiem Ci. Ale najbardziej zszokował mnie fakt, że jakby... Jay się tym przejął, right? Gawd, a co, jeśli on się o nią martwi i się troszczy i w ogóle, aww <3
    Wyszło chyba bez ładu i składu... wszystko wina tego niewyspania po sylwestrze! ;P Pisz tam kolejny szybciutko. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahah :D no cóż :D nagle i niespodziewanie :D poniosło mnie :D ale niedługo będą się z tego tłumaczyć :D i Jared w pewien sposób się tym przejął ;) a co mu chodzi po głowie na razie nie wiadomo ;D tym bardziej że jest tu mój kochany Harvey ;) zobaczycie z czasem :D

      Usuń
  5. super opowiadania :) niech Arrow bedzie z
    Jared!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję! :D a nad tym to jeszcze pomyślę :> zobaczę co mi do głowy wpadnie :D mam nadzieję, że nie zawiodę, ale kto z kim to się jeszcze okaże :D

      Usuń
  6. kiedy nowy rozdzial?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie mam pojęcia :c ostatnio totalny brak weny :c ale właśnie zabieram się do pisania, trzymajcie kciuki! ;)

      Usuń
  7. Nie mów, że nie chce Ci się pisać! Nie zostawiaj tego! My tu czekamy na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eh, nie tyle nawet co mi się nie chce, a bardziej, że nie wiem co pisać i jak :o totalny brak weny ale próbuję się z nim uporać i właśnie zasiadam do pisania ;) już pół strony są już jakieś pomysły ;) szału nie będzie, ale trzeba wyjaśnić kilka spraw więc taka trochę przejściówka! i obiecuję, że póki ktoś będzie chciał to czytać, ja będę pisać! :D dziękuję <3

      Usuń
    2. Dasz radę! :) Myślę, że co najmniej kilka osób będzie dopingować i motywować do działania. Głowa do góry długopis/klawiatura w rękę i jakoś pójdzie ;)
      -S.

      Usuń
    3. Dziękuję za wsparcie! <3 już co raz lepiej! ponad pół rozdziału! :D teraz trochę pod górkę, ale w tym tygodniu postaram się dodać! :D jeśli teraz mi pójdzie to pisanie, to może nawet jutro! :D ;) trzymajcie kciuki! ;) nie będzie to rozdział wysokich lotów, alee :D no cóż :D rodzice muszą się wytłumaczyć :D

      Usuń