piątek, 2 stycznia 2015

Chapter 19.

Przebrana w suche, ciepłe ubrania siedziałam przy stole obejmując dłońmi kubek herbaty. W pomieszczeniu panował półmrok. Mała lampka stojąca w kącie dawała niewiele światła, co nie przeszkadzało mi ani trochę. Było dobrze. Wierzyłam, że pomoże mi się to bronić przed mamą siedzącą tuż przede mną. Uważnie studiowała moją twarz, którą starałam się przykryć kurtyną rozpuszczonych, świeżo umytych i wysuszonych włosów. Na razie milczała tak samo jak ja, ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu. Dochodziła druga w nocy, ale nawet nie łudziłam się, że pozwoli mi pójść spać, nim jej wszystkiego nie wyjaśnię.
Tata siedział w salonie, oglądając powtórki programów. Nie wiem, czy naprawdę go to interesowało, czy po prostu Jane kazała mu zniknąć na pewien czas, by na spokojnie móc ze mnie wszystko wyciągnąć. Jared był w łazience i brał prysznic. Mama dała mu wcześniej jakieś stare ciuchy Harvey'a, żeby miał coś suchego do spania.
Takim więc oto sposobem zostałyśmy same, a ona wiedziała, że długo tak nie wytrzymam. Jako jedyna zawsze potrafiła mnie rozgryźć. Wiedziała, kiedy coś mnie gnębiło, kiedy musiałam się wygadać. Uparcie twierdziłam, że wcale tego nie potrzebowałam, ale prawda była inna i to mnie irytowało. Dlatego chwilę trwało zanim zaczynałam z nią rozmawiać. Musiałam najpierw pokonać własną dumę. Ona to rozumiała. Zawsze. Rozumiała i cierpliwie czekała.
Uniosłam kubek z herbatą, ale w połowie drogi dzielącej go od moich ust zmieniłam zdanie. Odstawiłam go. Splotłam palce dłoni ze sobą i oddychając głęboko uciekłam wzrokiem gdzieś na bok.
-Arrie, ulży ci. - zachęciła mnie.
Wzięła krzesło i przysiadła się bliżej mnie. Delikatnie zaczęła masować moje plecy, ale to nic nie dało. Nie przyniosło żadnego ukojenia. Nadal nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po pierwsze nie wiedziałam, co to mogłoby być. Po drugie bałam się tego, co mogłoby paść z moich ust.
W dodatku Harve złamał obietnicę. Jared wiedział, gdzie lecę, a mama wcale nie była zaskoczona naszym widokiem za drzwiami. Wręcz przeciwnie, czekała na nas. Obiecał mi, że nic nie powie, choć wcale nie musiał tego robić. Obiecał, a potem nie dotrzymał danego słowa.
Tak wiele myśli kłębiło się w moim umyśle, że nie mogłam sobie z nimi poradzić. Wszystkie przeplatały się między sobą, tworząc w mojej głowie chaos. Jak miałam w tym wszystkim znaleźć coś sensownego?
-Jesteś głodny? - chciałam zignorowć głos mamy, ale wtedy, w pomieszczeniu rozbrzmiał inny, który sprowadził mnie z powrotem na ziemię.
-Nie, dziękuję.
Spojrzałam niepewnie w jego kierunku. Stał oparty barkiem o framugę i wpatrywał się we mnie. Nie byłam w stanie wyczytać niczego z jego twarzy, więc nie zastanawiając się nad tym dłużej, wróciłam do gapienia się w kubek. Herbata już dawno zdążyła wystygnąć, a ja nadal nie wyrzuciłam z siebie choćby jednego słowa. Nie wiedziałam od czego zacząć. Ktoś mógłby stwierdzić, że od początku. Tylko, gdzie tak naprawdę był ten początek?
-Może chociaż ty mi powiesz o co chodzi? - zwróciła się do muzyka - Harve nic mi nie wyjaśnił, a Arrie milczy odkąd tu weszliście - zabrała rękę z moich pleców, a ja cicho prychnęłam.
-Harvey miał siedzieć cicho - wychrypiałam.
Mój głos brzmiał tak obco, że przez chwilę sama była zdziwiona, że on w ogóle należy do mnie. Potem znowu wróciła złość na brata.
-Ciekawe gdzie byś dzisiaj spała gdyby nie on - Jane zaczęła go bronić, a ja niczym obrażone dziecko podkurczyłam nogi na krześle, objęłam je ramionami i chcąc zapanować nad nerwami, oparłam czoło na kolanach, licząc w myślach do dziesięciu.
-Obiecał mi - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Liczyłam na niego. Wydawało mi się, że ostatnio znowu się do siebie zbliżyliśmy, a nasze relacje zaczęły się układać. Myślałam, że wszystko będzie tak jak dawniej i bez obaw mogę mu znowu zaufać.
-To nie jego wina.
Dlaczego jego cichy głos działał uspokajająco właśnie teraz? Robił mi na złość, bo w momencie, kiedy chciałam wyładować swoją złość, on mnie od tego odciągał.
Przecież przed chwilą chciałam się uspokoić?
Podniosłam głowę i spojrzałam na niego z wyrzutem. Miało go tu nie być, a on jeszcze bronił Harvey'a. Wszystko nie tak jak trzeba.
-Nie odzywaj się - fuknęłam na niego.
To wystarczyło żeby w jego oczach pojawił się dziwny błysk, a spokojny wyraz twarzy ustąpił miejsca gniewnemu. To nie wróżyło niczego dobrego. Moja mama wyczuła to natychmiast i próbowała załagodzić sytuację, stwierdzając, że jednak pora na sen, ale było już za późno.
-Będę mówił, co będę chciał - wysyczał jeszcze siląc się na spokój, choć widziałam, że w środku zaczął się już gotować.
-Steve! - zawołała moja matka, z całych sił próbując nie dopuścić do kłótni. Wiedziała, że jeśli czegoś nie zrobi, mogą paść słowa, których wszyscy będziemy później żałować. Jako jedyna w tym pomieszczeniu myślała jeszcze trzeźwo, próbując uchronić nas przed błędami.
-Nikt cię nie prosił żebyś tu przyleciał - wstałam z krzesła, patrząc na niego ze złością.
-Arrow! - zawołała moja matka, ale żadne z nas jej już nie słuchało.
-Miałem pozwolić, żebyś jutro wpadła na jakiś wspaniały pomysł lotu do Afryki albo Azji? - prychnął. Jego oczy aż pociemniały ze złości - Tam jeszcze nie byłaś? - zapytał ironicznie, zbliżając się do mnie - wróciłabyś może za kilka lat, co Arrie?!
Był zły. Bardzo zły i chyba tylko resztkami sił powstrzymywał się przed wykrzyczeniem tego wszystkiego.
W końcu zapadła cisza. W kuchni stał też już tata, ale nikt się nie odzywał, czekając na moją reakcję. Na wybuch, który jednak nie nastąpił. Nie nastąpił dlatego, że on miał stu procentową rację. Wątpię, że wyjechałabym do Afryki, ale na pewno zaszyłabym się gdzieś, nie mówiąc o tym nikomu. Choć ten plan rodził się dopiero w mojej głowie, on już go znał. Byłam aż tak przewidywalna?
Tak. Zawsze uciekałam.
Zawsze wyglądało to tak samo. Ten sam schemat. Problemy i ucieczka. Obiecałam sobie, że z tym skończę, ale to wszystko znowu zmierzała w tym samym kierunku.
Nabrałam powietrza, jakbym chciała coś powiedzieć, ale z tego zrezygnowałam. Zmarszczyłam brwi, spojrzałam na każdego z nich po kolei. Rodzice byli zmartwieni, nie wiedzieli co zrobić, więc stali i czekali. Tylko Jared wydawał się być pewny siebie, uparcie świdrując mnie ostrym spojrzeniem. Musiałam coś powiedzieć. Odgryźć się tak, żeby dał mi spokój. Ale co mogłam mu powiedzieć? Że wcale nie miał racji? Że powinien zająć się swoimi problemami?
-Nienawidzę cię - szepnęłam niemal bezgłośnie, ale byłam pewna że usłyszał, choć może nie chciałam, by tak się stało?
Nie spodziewał się tego. Moi rodzice też. Ja sama chyba również. Uchylił lekko usta. Wyglądał jakbym co najmniej go spoliczkowała. Chciał coś powiedzieć? Może tak, może nie. Nie wiem, bo wyszłam. Nie mogłam dłużej patrzeć na wyraz jego twarzy. Wiedziałam, że go zraniłam. Widziałam to w jego oczach. Nie powinnam, ale to zrobiłam. I zamiast tam zostać, po prostu uciekłam do swojego starego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i przykryłam kocem po sam czubek głowy, chcąc się ukryć przed światem. Zwinięta w kłębek zaczęłam cicho płakać. Miałam dość tego wszystkiego. W dodatku dzwoniący telefon tylko spotęgował moją złość. Kiedy po raz piąty usłyszałam ten sam irytujący dzwonek nie wytrzymałam i podniosłam się do pozycji siedzącej, sięgając do szafki nocnej na której leżał telefon. Mimo łez zdołałam dostrzec na wyświetlaczu imię, które wywołało kolejną falę szlochu.
-Obiecałeś - rzuciłam z pretensją, próbując opanować drżenie głosu.
-Arrie, zrozum - zaczął, ale mu przerwałam.
-Prosiłam cię żebyś nikomu nie mówił - kolejne łzy spłynęły po moich policzkach.
Zamilkł.
Z całych sił próbowałam uspokoić szloch. Łapiąc głęboko powietrze, zaciskałam powieki. Efekt był daleki od zamierzanego. W dodatku rozbolała mnie już głowa.
-Nie powiedziałem - po dłuższej chwili znowu usłyszałam jego cichy głos.
-To niby skąd on... - zaczęłam poirytowana tym, że nie chce się przyznać, ale po chwili coś do mnie dotarło.
Przyłożyłam wolną dłoń do czoła, zagryzając wargi z bezsilności.
Jak mogłam zapomnieć?

-Obiecałaś, że nie powiesz - spojrzał na mnie z wyrzutem, wychodząc z tatą z gabinetu lekarza.
Był cały posiniaczony. Złamana ręka, rozcięta warga, podbite oko. Widać było jak każdy ruch sprawia mu ból, a mimo to jedyne o czym myślał dwunastolatek to fakt, że tata dowiedział się, że powodem, dla którego brał udział w bójce była dziewczyna. Wstydził się. Był po prostu w takim wieku, że wstydził się tego, że jakaś dziewczyna skradła mu serce. Koledzy przecież by go wyśmiali.
-Nie powiedziała - stwierdził tata biorąc go pod ramię, kiedy chłopiec stanął przede mną - napisała, a przecież to jest różnica.
Harve przyglądał mi się uważnie, ale już nic nie powiedział. Wiedział, że nie może mieć do mnie pretensji. To była nasza zabawa. Łapanie się za słówka. Niesprecyzowane obietnice - tak się ze sobą droczyliśmy. Najczęściej to były jakieś błahe sprawy, nie wydawaliśmy się rodzicom, kiedy coś przeskrobaliśmy. Ten przypadek był inny. Musiałam to zrobić, a on doskonale o tym wiedział. Zrobiłam to dla jego dobra.
-Harve, mam nadzieję, że ten chłopak wygląda gorzej niż ty - szepnął tata.
-Steve! - skarciła go mama, stojąca za mną.
-No co? Należało mu się.

Westchnęłam głęboko. Nie wierzyłam, że właśnie teraz to zrobił. Nie byliśmy już dziećmi, a ich problemy znacznie różniły się od problemów dorosłych. To nie było to samo.
-Arrie, musiałem - cichy głos przerwał zaległą ciszę.
-Wcale nie - zaszlochałam, podciągając kolana pod brodę.
-Arrie, mu naprawdę na tobie zależy.
-Od kiedy się tym przejmujesz? - syknęłam.
-Nic nie rozumiesz - westchnął, co jeszcze bardziej wytrąciło mnie z równowagi.
-Co tu jest do rozumienia? Najpierw karzesz mi się trzymać od niego z daleka, a kiedy mam dość i chcę wyjechać, bo przestaję sobie z tym wszystkim radzić, ty mówisz mu dokąd się wybieram?! Przepraszam! Piszesz! - prychnęłam, zaciskając mocno szczęki ze złości.
-Arrie, to nie tak! - zawołał.
-A jak?! - warknęłam - nie mam ochoty z tobą dłużej rozmawiać.
-Arrow, poczekaj - krzyknął, kiedy chciałam się już rozłączyć - nie odkładaj telefonu! Ja naprawdę chciałem, żeby wam wyszło!
Miałam ochotę go wyśmiać. Chciał żeby nam wyszło? Jakoś tego nie zauważyłam.
Zagryzłam wargi, czując ogarniającą mnie bezsilność i niechęć do wszystkiego.
-Arrie, ja... - zaczął, w końcu, kiedy zamiast dźwięku przerwanego połączenia, ciągle słyszał mój ciężki oddech - ja po prostu - kolejne westchnięcie, jakby sam się już w tym pogubił - po prostu bałem się, że to tylko zauroczenie - wydusił w końcu - oboje jesteście niezdecydowani i boicie się angażować. Bałem się, że stwierdzicie, że to jednak nie to i rozjedziecie się, a znając wasze temperamenty, raczej nie stanie się to w przyjaznej atmosferze. Bałem się, że będę musiał  wybierać między wami - mówił, a łzy po raz kolejny płynęły mi po policzkach - chciałem, sprawdzić, czy naprawdę wam na sobie zależy. Czy będziecie walczyć, kiedy coś stanie wam na drodze.
Znowu zaczęłam cicho szlochać.
-Arrie... - słyszałam jak łamie mu się głos - on walczy. Wpadł jak huragan do mojego pokoju, kiedy przez okno zobaczył, że wsiadasz do taksówki z walizką. Musiałem mu powiedzieć, przepraszam...
Muzyka
Zakończyłam połączenie i z płaczem rzuciłam się na łóżko. Miałam ochotę krzyczeć. To już zupełnie mnie przerosło. Te wszystkie emocje, które się we mnie kumulowały od długiego czasu, w końcu znalazły ujście. Ktoś pukał do drzwi, ale mało mnie to obchodziło. Nie miałam siły przejmować się tym, że po chwili ktoś przytulił mnie do siebie.
Dlaczego życie musiało być tak skomplikowane?
Dlaczego nic nie mogło być proste i klarowne?
Dlaczego nie mogłam mieć znowu pięciu lat i tak jak wtedy chować się w ramionach mamy, czekając aż problem sam się rozwiąże?
Teraz nawet jej cichy szept nie był w stanie mnie uspokoić. Cała się trzęsłam, szlochając.
Dlaczego mój brat znał mnie lepiej niż ja sama?
Wiedział, że w którymś momencie stchórzę. Nie przewidział chyba tylko, że zrobię to pomimo tego, co czuję.
Dlaczego musiałam sobie zdać z tego sprawę dopiero w tym momencie, kiedy po raz kolejny zdążyłam już wszystko spieprzyć?
-Arrie, proszę, nie pałacz.

Materac ugiął się nieznacznie, co wybudziło mnie ze snu.
-Śpij jeszcze - mama pocałowała mnie w skroń, kiedy nieznacznie uchyliłam powieki.
-Która godzina? - wychrypiałam sennie, kiedy podniosła się z łóżka.
-Po szóstej, śpij. Ja idę się szykować do pracy, bo tata jak zwykle będzie zrzędził w samochodzie.
-On cię odwozi? - zapytałam cicho, walcząc z opadającymi powiekami.
 Nie wiem, czy udało mi się przespać chociaż dwie godziny. W nocy jeszcze przez długi czas nie mogłam zasnąć, nie dając przy tym odpocząć mamie. Czułam się winna, bo w jej stanie, powinna być jak najbardziej wypoczęta.
-Tak, ma kilka spraw do załatwienia, później wróci, bo dopiero na dwunastą ma jakieś spotkanie z klientem - uśmiechnęła się lekko, choć jej oczy były nieco smutne i pełne współczucia - porozmawiamy jak wrócę, dobrze?
Skinęłam głową, a kiedy wyszła z pokoju, ponownie zamknęłam powieki. Wydawało mi się, że otworzyłam je dosłownie chwilę później, słysząc jakiś hałas. Jednak kiedy spojrzałam na zegarek była już trzynasta. Westchnęłam głęboko i przetarłam twarz dłonią. Nawet skrawek czystego, błękitnego nieba za oknem nie był w stanie poprawić mi samopoczucia. Kompletnie nie nadawałam się do życia i nie miałam ochoty wychodzić dzisiaj z łóżka. Pewnie by się tak stało, gdyby nie dźwięk tłuczonego szkła i wrodzona ciekawość, która kazała sprawdzić mi, co się stało. Podniosłam się z łóżka i po cichu wyszłam na korytarz, kierując się w stronę kuchni. Stanęłam w jej progu i opierając się ramieniem o futrynę, obserwowałam jak Jared sprząta na szufelkę resztki mojego ulubionego kubka.
Przyglądając mu się, czułam spokój. Jakby to, że jest blisko było czymś normalnym. Dopiero kiedy przeniosłam wzrok na szafkę stojącą obok mnie, zrozumiałam, że to uczucie jest  tylko chwilowe. Miało zniknąć.
Patrząc na paszport i leżącą pod nim kartą pokładową, poczułam dziwny ucisk w brzuchu. Zmarszczyłam brwi, dostrzegając czas odlotu. Miał niecałą godzinę na to, żeby znaleźć się na lotnisku. Trwał maraton, a to oznaczało, że musiał już wyjechać.
Nagle jakaś dłoń przysłoniła mi ten widok. Uniosłam wzrok napotykając na postać Leto, stojącego do mnie bokiem.. W skupieniu wpatrywał się w trzymane w rękach dokumenty. Chciałam coś powiedzieć, ale kiedy w końcu na mnie spojrzał, nie byłam w stanie wydusić z siebie nawet jednego słowa. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Za to oczy zdradzały, że nie zapomniał o tym, co mu powiedziałam. Nie nienawidziłam go, nienawidziłam siebie, za to, że tak bardzo krzywdziłam tych, na których mi zależało. Chciałam uciec spojrzeniem i spuścić głowę, ale on jakby to wyczuł i na to nie pozwolił. Położył mi dłoń na policzku i niespodziewanie wpił się w moje usta. Byłam w takim szoku, że nawet nie zareagowałam, kiedy delikatnie muskał moje wargi. Nie trwało to jednak długo. Chyba trochę rozczarowany brakiem mojej reakcji odsunął się ode mnie. Dopiero, kiedy to zrobił, zdałam sobie sprawę, że mam zamknięte oczy. Rozchyliłam powieki od razu natrafiając na błękit tęczówek.
-Dla mnie i tak jesteś wszystkim - szepnął.
Nie będąc w stanie nawet drgnąć, w otępieniu obserwowałam, jak zmierza w kierunku drzwi. Chyba chciałam go zatrzymać? Tylko jak, kiedy nie panuję nawet nad własnym ciałem.
-Jay - kiedy naciskał na klamkę, w końcu udało mi się zrobić krok w jego stronę.
Przystanął, odwracając się do mnie.
-Tak? - patrzył na mnie wyczekująco.
Na zmianę otwierałam to zamykałam usta, szukając odpowiednich słów, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. W końcu bezradnie zagryzłam wargę, czując że znowu szklą mi się oczy.
Jared westchnął głęboko, uciekając wzrokiem gdzieś na bok.
-Przemyśl wszystko... Tak jak chciałaś - powiedział cicho i wyszedł, zamykając za sobą drzwi, w które wpatrywałam się przez długi czas.
Cofnęłam się do tyłu i napotykając za plecami ścianę, po prostu osunęłam się po niej, nadal nie odrywając wzroku od miejsca, w którym zniknął.
Siedziałam w otępieniu nie mogąc poskładać do kupy tego, co wydarzyło się chwilę temu. Nie płakałam.
-Arrie! - nagle do mieszkania wpadł zdyszany tata.
Uklęknął przede mną, próbując złapać oddech. Chyba do mnie coś mówił, ale nie słyszałam. Widziałam tylko jak macha mi przed oczami czymś, co już dzisiaj widziałam.
-Arrie! - ocknęłam się, podnosząc na niego wzrok.
-Skąd to masz? - wychrypiałam cicho.
-Miałem odebrać jeden bilet, ale były zamówione dwa. Jared wziął tylko jeden. Kiedy zapytałem go, co zrobić z tym, wzruszył tylko ramionami - wyjaśnił - Arrie, jedziemy? - zapytał po chwili, patrząc mi uważnie w oczy.
Nie odpowiedziałam. Po prostu pobiegłam się przebrać.
___________________________________________
Dodałabym w Wigilię, ale tata popsuł wifi, a potem postanowiłam zmienić wszystko.
Dodałabym wczoraj, ale dzisiaj zmieniłam połowę.
Dodaję dzisiaj, bo bardziej spieprzyć się już nie da.
Życzę Wam żeby ten rok był lepszy niż poprzedni i mam nadzieję, że spotkamy się w Sopocie ;)
Pozdrawiam wytrwałych xoxox

BTW jest coś, co najbardziej Was zaskoczyło? :D
Bo mnie w sumie sporo. Pierwotny plan był inny xD

7 komentarzy:

  1. O JA WALE, CO TU SIĘ DZIEJE :O o kurczę, nie wierzę w to, co przeczytałam. Szkoda że Arrie tak długo czasu potrzebuje na wszystko, aby sobie przemyśleć, co zrobić i jak. I jej brat z jednej strony jest dupkiem, ale z drugiej... Dobrze że mu powiedział, bo ona dalej by nie wiedziała, że kocha Jareda i go pragnie ;-; Mam nadzieję, że teraz wyznają sobie miłość i zrobią sobie dziecko na pokładzie samolotu XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    No brawo, młoda się złamała w końcu! Dotarło, że jednak coś tam do niego czuje. I nawet przejęła się tym, ze powiedziała, ze go nienawidzi. Ale Arrie ma zajefajną rodzinę!
    Harvey rozwalił na łopatki. Świetna zabawa w łapaniu za słówka :D Obietnicy nie złamał. Nie może mieć do niego pretensji.
    Ciąg dalszy zapowiada się bardzo interesująco.
    Powtórzę się... fajnie byłoby oglądać film na podstawie Twojego "scenariusza" :P
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku.
    - S.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, rozdział wspaniały warto było czeka. Ciekawe czy da radę dojechać czy może maraton pokrzyżuje jej plany - przyjdzie jej patrzeć na odlatującą miłość i żałować ? Bardzo podoba mi się postać brata
    ps. proszę nie daj na siebie tak długo czekać
    Pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie nowy :) Mam nadzieje, że ona go przeprosi i w końcu będą razem <3 Czekam na nowy i życzę dużo weny :D
    Pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  5. :) kiedy nowy ? :D

    OdpowiedzUsuń