Wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale kiedy z
impetem zatrzasnął drzwi frontowe, byłam wręcz przerażona. Nigdy nie widziałam
go w takim stanie. Wręcz kipiał ze złości.
Przystanęłam na środku korytarza i niepewnie spojrzałam
na brata, który bez słowa wyminął mnie i wszedł do salonu. Spanikowana, nie
wiedząc, co zrobić, objęłam się ramionami. Chciałam wykonać krok do przodu, ale
nie mogłam ruszyć się z miejsca. Znowu bałam się odpowiedzialności, a przecież
nie powinnam. To było moje życie i mogłam zrobić z nim co tylko zechcę. Potrzebowałam
Harvey’a, ale przecież nie mógł cały czas mi mówić, co mi wolno, a co nie. Był
od tego, by mnie wspierać, a nie po to, by mną kierować.
Zacisnęłam mocniej dłonie na ramionach i przygryzłam
wargę, chcąc zmotywować się do „wojny’, którą miałam za chwilę stoczyć, broniąc
przy tym swoich racji. Jednak zamiast powagi, na mojej twarzy pojawił się
uśmiech. Na ustach nadal czułam jego smak i teraz byłam już zupełnie pewna, że
tego nie żałuję. Czułam się tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Ile to razy
Harvey pozbywał się każdego mężczyzny z mojego otoczenia, który miał
jakiekolwiek, nawet najmniejsze plany w stosunku do mnie? Teraz mu się nie
udało. W jakimś stopniu stałam się buntowniczkę, którą powinnam być jako nastolatka, ale
zostało mi to odebrane. Kiedyś nawet nie wiedziałam, że mogę się postawić. Tym
razem Tawney pojawił się za późno i mimo, że ktoś mógł uznać to za chore,
cieszyłam się, że mogłam utrzeć mu nosa w ten sposób. Nie chciałam skłócić go z
Jaredem, ale przynajmniej ten jeden raz pokazałam mu, że to moje życie i ja o
nim decyduję.
Zmotywowana tą myślą w końcu zebrałam się w sobie i
ruszyłam do salonu, gdzie Harvey czekał już na mnie z założonymi na piersiach
rękami.
-O co ci chodzi? – zapytałam od razu nieco bojowym tonem,
stając na środku pokoju i przyjmując tę samą pozycję, co on.
Nie zamierzałam się go bać. Wystarczająco dużo rzeczy już
mnie w życiu ominęło właśnie przez strach. Obiecując Jaredowi, że nie będę już
więcej uciekać, chciałam go tylko zbyć. Teraz zrozumiałam, jak wiele racji było w tym, co mówił.
Chyba potrzebowałam impulsu, który zmusiłby mnie do działania. Nie byłam do
końca pewna, czy to ten pocałunek tak na mnie wpłynął, czy może zachowanie
Harvey’a, ale wiedziałam, że tym razem się przełamię.
-O co mi chodzi? – zadrwił – z nim też byś się
przespała?!
Zabolało.
-Nadal myślisz, że zdradziłam Matta? Dobrze wiedzieć
jakie masz o mnie zdanie – prychnęłam, mierząc go morderczym spojrzeniem.
-Sama się przyzna…
-Kłamałam! – przerwałam mu ostro, pilnując się, by żaden
mięsień mojego ciała nie zdradził tego, jak bardzo znowu chcę uciec. To nie
takie proste walczyć ze swoją naturą. Gdy podejmujemy decyzje w głowie, czujemy
się pewnie, wszystko jest łatwiejsze. Jednak gdy dochodzi do konfrontacji,
nasze nawyki znowu chcą przejąć kontrolę.
-Po co kłamałaś? - już nie był taki stanowczy, jak
jeszcze chwilę wcześniej. Chyba zaczął mieć wątpliwości, czy aby na pewno
wszystko było takie, jak to sobie wymyślił.
-Bo wszyscy kłamią.
-Przestań – zniecierpliwiony przewrócił oczami – mogłaś
powiedzieć mi prawdę, a nie uciekać.
-Mogłeś nie podsłuchiwać rozmowy, która nie miała związku
z tobą – odbiłam piłeczkę.
Chyba przestałam czuć cokolwiek. Nie byłam już zła, czy
rozczarowana. Po prostu stojąc przed nim, zdałam sobie sprawę z tego, że to, co
się stało, było bez sensu. Przez jedno nieprzemyślane zdanie, wynikło tyle
nieporozumień. Prawdę mówiąc, mogliśmy to wyjaśnić od razu, ale byliśmy zbyt
uparci i dumni. Żadne z nas nie umiało wyciągnąć ręki jako pierwsze. To
była nasza największa wada. Uciekanie od problemów. Jak widać, nie tylko ja
powinnam zmienić swoje podejście do życia, bo inaczej nigdy się nie dogadamy.
-Nie podsłuchiwałem – oburzył się, robiąc krok w moją
stronę – akurat wróciliśmy i ciężko było nie usłyszeć tego, jak krzyczysz, że
to nie było jego dziecko.
Czuł się winny. Widziałam to po sposobie w jaki
gestykulował dłońmi. Miałam teraz przewagę, ale mimo to, wiedziałam, że to
jeszcze nie zwycięstwo. Nadal kilka spraw nie zostało wyjaśnionych i raczej nie
zanosiło się na to, że Harvey zapomni o tym, co zobaczył w kuchni.
-Ale dość szybko stwierdziłeś, że nie masz już po co się
do mnie odzywać. Splamiłam honor rodziny, tak? – podeszłam na tyle blisko, że
bez problemu mogłam dźgać go palcem wskazującym w pierś.
-Skąd mogłem wiedzieć, że kłamiesz? – zacisnął dłoń wokół
mojej pięści i ściągnął ją w dół, nie rozluźniając uścisku – byłem w szoku!
Potem wybiegłaś, co miałem sobie myśleć?
-Nie wiem co – patrzyłam mu ze złością w oczy – ale nawet
jeślibym to zrobiła, to co? Naprawdę byś się ode mnie odwrócił?
Czekając na odpowiedź, mój wyraz twarzy zmieniał się z
każdą chwilą. Jego milczenie było jednoznaczne z odpowiedzią. Spuściłam głowę,
próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
-Dobrze wiedzieć – szepnęłam i próbowałam wyrwać dłoń z
jego uścisku, ale mi na to nie pozwolił.
-Arrie, to nie tak – zaczął łagodnie – po prostu…
-Po prostu co?! – znowu odważyłam się na niego spojrzeć,
mimo, że łzy spływały mi po policzkach. Zdecydowanie byłam zbyt emocjonalna –
wiesz, co jest najgorsze? – spytałam z wyrzutem –
Jared ani przez chwilę nie miał wątpliwości, że to kłamstwo. Nie zna mnie, ale
wiedział, a ty? Przy pierwszej lepszej okazji mnie zostawiasz!
-Widzę, że teraz Jared jest tym idealnym, który wszystko
wie – puścił mnie.
Był wkurzony. Nawet bardzo. Widziałam, jak zaciska
dłonie, jak marszczy czoło. Chyba niepotrzebnie użyłam imienia młodszego Leto.
Zadziałało to na Harvey’a jak płachta na byka. Tylko czekałam jak się na mnie
rzuci. Każda inna kobieta na moim miejscu pewnie umierałaby ze strachu. Sama
podświadomie myślałam o tym, że mojemu bratu coś odbije i straci panowanie nad
sobą, jednak teraz miałam to w nosie. Jego reakcja strasznie mnie rozzłościła.
Jeszcze przed chwilą widziałam, jak mu głupio, że uwierzył w moje kłamstwo, a
teraz był wściekły, bo jego przyjaciel zachował więcej rozsądku i dystansu niż
on. Nie ocenił mnie pod wpływem emocji, tak jak mój kochany braciszek. Chyba to
najbardziej bolało Harvey’a. Zawsze chciał być tym "najlepszym i najważniejszym", a tu nagle pojawił się
mężczyzna, który skupiał na sobie więcej mojej uwagi niż on. Był zazdrosny. To
chore, ale właśnie tak było.
-Nie będę z tobą dłużej rozmawiać – zdenerwowana, jak
nigdy wcześniej pokręciłam głową i chciałam się wycofać, jednak złapał mnie
mocno za ramię – to boli! – syknęłam, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
-Myślisz, że coś dla niego znaczysz?! – zaczął tak ostrym
tonem, że aż poczułam gulę w gardle –nigdy nie będziesz dla niego ważniejsza
niż praca, rozumiesz?! Dlatego kazałem mu się trzymać od ciebie z daleka – jego
niebieskie oczy nawet na chwile nie oderwały się od moich – On cię skrzywdzi,
zrozum to, a ja nie chcę wybierać między wami. Nie chcę stracić przyjaciela –
mówił już nieco spokojniej, jednak nadal nie potrafiłam wykrztusić z siebie
słowa – wiem, że jeśli cię zrani, nie wybaczę mu tego. Wiem, że wybiorę ciebie.
ALE JA DO CHOLERY NIE CHCE WYBIERAĆ! – krzyknął i mnie puścił, a ja natychmiast
zrobiłam krok w tył, z przerażeniem wpatrując się w jego twarz. Nie było w niej
nic, co znałam. Był jak zupełnie obcy mi człowiek, którego się bałam – oboje
jesteście dla mnie ważni. Ostrzegałem, wiem jaki jest…
Jeszcze przez ułamek sekundy patrzył na mnie z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym westchnął głęboko i przeczesał dłonią
włosy, rozglądając się po pokoju. Chyba oboje poczuliśmy się niezręcznie.
-Nie chcę żebyś przez całe życie dyktował mi, co mam
robić – zaczęłam cicho, uparcie wpatrując się w swoje dłonie.
-Przecież tego nie rłobię – jego głos był nieco zdziwiony
i jakby urażony.-Robisz – uniosłam gowę – przez całe życie, to robisz.
Nie dajesz mi możliwości popełniania błędów. Chcesz uchronić mnie przed całym
cierpieniem – mówiłam cicho, ale wiedziałam, że mnie słyszy – nie pozwalasz mi
się uczyć. Wiesz czemu wyjechałam?
Milczał, uważnie wpatrując się w moją twarz. Byłam na
skraju ponownego wybuchnięcia płaczem, jednak obiecałam sobie, że tego nie
zrobię. Musiałam mu to w końcu powiedzieć, nawet jeśli miałby się do mnie nie
odzywać do końca życia.
-No mów... – wychrypiał w końcu, rozkładając ręce na boki w geście zrezygnowania.
-Myślałam, że to przez rodziców chciałam się
wyrwać, odciąć od tych wszystkich kłótni – przeniosłam wzrok na okno, nie mogąc
już dłużej znieść jego spojrzenia –
teraz wiem, że chciałam uciec od ciebie, a raczej od tego całego niańczenia.
-Arrie… - zrobił krok w moją stronę, ale ja zrobiłam krok
tył.
-Nie mam już pięciu lat, a ty zachowujesz się tak, jakbym
ciągle tyle miała – szepnęłam – wiesz czemu związałam się z Mattem? – znowu cisza, więc kontynuowałam – bo był
pierwszym, który mnie chciał i którego nie mogłeś się pozbyć, bo byłeś zbyt
daleko.
Uniosłam głowę i od razu napotkałam na najsmutniejsze
spojrzenie jakie w życiu widziałam. Czułam się podle, bo ta ja byłam za nie odpowiedzialna, ale
wiedziałam, że tak trzeba. Nie możemy udawać, że wszystko jest idealne. Nie chciałam tak dłużej żyć i on musiał to w końcu zrozumieć.. Cieszę się, że się o mnie troszczy, ale niektórych spraw nie zmieni. Każde z nas jest już dorosłe i samo podejmuje decyzje.
-Obiecaj mi tylko, że dasz sobie spokój z Jaredem –
zaczął niepewnie.
-Harve, przestań – opuściłam bezradnie ręce, nie mając
ochoty zaczynać wszystkiego od początku.
-Arrie, proszę! – uniósł lekko głos – on naprawdę cię
skrzywdzi, myślisz, że dlaczego ciągle jest sam?
Nie wiedząc, co powiedzieć, wlepiłam wzrok w dywan i wzruszyłam
ramionami. Udawałam obojętność, choć czułam się fatalnie. Wiedziałam, że od tej pory będzie mi ciężko rozmawiać i z Harvey’em i z Jaredem. Najlepiej by było, gdybym gdzieś wyjechała,
ale wiedziałam, że nie mogę.
-Bo nie potrafi wybrać – kontynuował, kiedy milczałam –
boi się angażować, ucieka w muzykę i pracę, a kiedy w końcu decyduje się
spróbować jest już za późno. Po prostu nie chcę żebyś cierpiała.
-Będę na górze – stwierdziłam, kiedy skończył i od
razu wycofałam się w kierunku korytarza, by schodami wspiąć się na piętro.
Gdy tylko znalazłam się w swoim pokoju od razu rzuciłam
się na łóżko i wtuliłam w poduszkę. Czułam się, jakby przejechał po mnie walec.
Wszystko to, co się dzisiaj wydarzyło było tak jakby obok mnie. Byłam wyprana z
emocji. W jednej chwili chciało mi się płakać, a w drugiej po prostu leżałam
tępo wpatrując się w ścianę. Wyrzuciłam z siebie wszystko to, co mnie trapiło,
jednak nie przyniosło to oczekiwanych efektów. Myślałam, że poczuję się lepiej,
a było wręcz odwrotnie. Nie wiem czemu to tak bolało. Wiedziałam jedynie, że
minie sporo czasu, zanim nasze relacje wrócą do normy. Byłam przekonana, że z
Jaredem też będzie mi ciężko. Już teraz leżąc na łóżku, czułam, że go
potrzebuję. On zawsze mnie wysłuchał i potrafił znaleźć jakieś wyjście z
sytuacji. Nawet jeśli na początku jego pomysł mi się nie podobał, okazywał się
być tym właściwym. Mogliśmy być przyjaciółmi, ale to pokomplikowaliśmy. W
dodatku słowa Harvey’a w jakiś sposób mnie dotknęły. Od początku
powtarzałam sobie, że nie chcę niczego więcej i nadal tak było, ale… No właśnie,
zawsze było jakieś „ale” . Lubiłam go, jednak to, co oznajmił mi Harve, podświadomie wybudowało
barierę, która mogła przeszkodzić nam w normalnych relacjach. W dodatku ten pocałunek… Ciągle o tym myślałam. Mimo wszystko było to coś wyjątkowego.
Nigdy nie czułam się tak, jak w tamtej chwili. Byliśmy tylko my i nic więcej. Z
Mattem nigdy tak nie było. Zawsze mieliśmy coś na głowie, coś przeszkadzało i
nie pozwalało nam oderwać się od rzeczywistości. Dzisiaj było zupełnie inaczej.
Wyjątkowo? Chyba wyjątkowo zgubnie.
Harvey miał racje, nie powinnam pozwolić Jaredowi zbliżyć
się zbyt blisko. Dopiero co pozbierałam się po rozłące z Mattem. Nie potrzebowałam
kolejnego problemu. Chciałam przyjaźnić się z wokalistą, ale teraz już mogło
nie być tak swobodnie. Oboje będziemy musieli się pilnować, co może prowadzić
do niezręcznej ciszy lub innych sytuacji, które do tej pory się nie pojawiały.
-Spieprzyłam – mruknęłam do siebie i schowałam głowę pod poduszkę.
Pragnęłam ukryć się przed światem i leżeć tak do końca
życia, jednak zamiast tego, jeszcze dzisiaj czekało mnie wspaniale
zapowiadające się przyjęcie u sąsiadów… A jutro z samego rana lot do Madrytu.
Idealnie. Nie wiedziałam, czy już zacząć skakać ze szczęścia, czy dopiero
za chwilę. Miałam tylko nadzieję, że Harvey będzie zachowywał się w miarę
normalnie. Nie chciałam kolejnej awantury. Wszystko i tak już było
wystarczająco mocno popieprzone.
Leżąc tak i rozmyślając o tym wszystkim, nawet nie
zauważyłam, kiedy zasnęłam. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie, więc sen
był dla mnie wybawieniem. Nie wiem, co mi się śniło. Zbyt gwałtownie się
obudziłam, by zapamiętać cokolwiek.
-Cholera – usłyszałam huk, a potem wiązankę przekleństw.
Szybko zerwałam się do pozycji siedzącej i przestraszona wpatrując
się w ciemność, próbowałam dostrzec cokolwiek, jednak nie było to takie proste.
Nim przyzwyczaiłam się do warunków panujących wokół, poczułam jak mój materac
ugina się i ktoś sadowi się blisko mnie.
-Przepraszam, nie chciałem cię obudzić – cichy szept
Shannon sprawił, że odetchnęłam z ulgą – Harvey mówił, że źle się czujesz, ale cały czas zachowuje się dość dziwnie, więc sam
chciałem sprawdzić, co ci jest.
-Która jest godzina? – zerwałam się szybko z łóżka zaraz
po tym, gdy do mojego mózgu dotarła informacja, że za oknem jest już ciemno, a
Harvey nawet się nie pofatygował, by mnie obudzić. Co więcej, wciskał wszystkim
kit, że źle się czuję.
Może w pewnym sensie, to była prawda, jednak nie
potrzebowałam, żeby ktoś się za mnie tłumaczył. Chciałam iść na to przyjęcie,
spróbować zachowywać się normalnie, ale mój brat jak zwykle musiał się we
wszystko mieszać. Byłam pewna, że zrobił to umyślnie. Zostawił mnie śpiącą i
niczego nieświadomą w domu. Najgorsze, że mogło to wyglądać tak, jakbym znowu
stchórzyła i specjalnie nie przyszła.
Znowu się zdenerwowałam. Miałam ochotę rozszarpać Harvey’a.
-Przed dziesiątą – poinformował mnie perkusista, na co
pisnęłam ze złości.
Gdybym w tym momencie spotkała na drodze swojego brata, już by nie żył. Chciałam, żeby wszystko wróciło do normy, ale wyglądało na to, że ta gra dopiero się zaczęła, a ja nie lubiłam przegrywać. Nie zamierzałam robić głupot, byle tylko mu dopiec, ale na pewno nie będę ułatwiać mu życia. Jedyną zasadą którą przyjęłam, było nie wykorzystywanie do tego Jareda. To by było nie fair.
Gdybym w tym momencie spotkała na drodze swojego brata, już by nie żył. Chciałam, żeby wszystko wróciło do normy, ale wyglądało na to, że ta gra dopiero się zaczęła, a ja nie lubiłam przegrywać. Nie zamierzałam robić głupot, byle tylko mu dopiec, ale na pewno nie będę ułatwiać mu życia. Jedyną zasadą którą przyjęłam, było nie wykorzystywanie do tego Jareda. To by było nie fair.
-Zabiję go – zawołałam i gdy po omacku dotarłam do ściany
z kontaktem, zapaliłam światło.
Niewiele myśląc dopadłam do szafy i zaczęłam w niej
grzebać, wyrzucając za siebie wszystko, co nie nadawało się na ten wieczór, a właściwie to noc.
-Ej, spokojnie – Shannon stanął w bezpiecznej odległości
i śmiejąc się, przyglądał się moim poczynaniom.
-Jak mam być spokojna?! Harvey zrobił to specjalnie –
warknęłam z wyrzutem i odrzuciłam na łóżko szare rurki, które chciałam założyć.
-Nie wiem, co się tu w ogóle dzieje ostatnio, ale
przestaje mi się to podobać – stwierdził starszy Leto.
-Jeśli nie chcesz oberwać, lepiej nie stawaj na linii strzału
– odpowiedziałam, na co zrobił wielkie oczy.
-Widzę, że zrobiło się poważnie.
-Bo teraz już zupełnie przegiął! – zawołałam i z
biało-bordową koszulką baseballową uciekłam do łazienki, zabierając po drodze
spodnie.
W ekspresowym tempie przebrałam się z ciuchów pożyczonych
od Jareda i w jednej ręce ze szczoteczką do zębów, w drugiej ze szczotką do
włosów, zaczęłam doprowadzać się do porządku. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie
ubrałam się i nie umalowałam w tak krótkim czasie. Nawet Shannon był zdziwiony,
kiedy nagle wypadłam z łazienki i nawet na chwilę się nie zatrzymując, ruszyłam
do wyjścia, po drodze zarzucając na siebie jeszcze czarną skórzaną kurtkę.
-Arrie, powiesz mi, co się stało? – Shannon dogonił mnie
dopiero, gdy zamykałam drzwi.
-Nic się nie stało – próbowałam go zbyć. Byłam zbyt
nabuzowana, by marnować czas, tłumacząc się mu.
-To ma związek z tym, co wydarzyło się w kuchni? –
stanęłam jak wryta, nie wiedząc, co powiedzieć.
Myślałam, że Shannon wszedł do pomieszczenia, dopiero po
fakcie i nie wiedział, co się stało. Widocznie stało się inaczej lub po prostu brat
mu wszystko powiedział.
-Nic mi do tego – zaczął od razu mnie uspokajać.
Najwidoczniej moja mina, nawet w tak słabym świetle, jakie dawała lampa
uliczna, musiała być bardzo wymowna – po prostu widzę, że Harvey jest
dzisiaj cięty nie tylko na Jareda.
Przyłożyłam rękę do czoła, próbując zebrać myśli. Tego
właśnie chciałam uniknąć. Chyba skłóciłam najlepszych przyjaciół.
-Trochę nas poniosło – zaczęłam powoli – ale Harve chyba jednak trochę przesadza.
-Od początku nas uprzedzał, że mamy dać ci spokój i
trzymać się na dystans – westchnął – mój braciszek, jak widać, nie lubi się
słuchać – uśmiechnął się lekko, ale widząc moją kamienną twarz od razu
spoważniał – po prostu cię polubił – poprawił się.
-Nie wiem, czy Harvey’owi chodzi konkretnie o to.
Ostatnio ma problem o wszystko – westchnęłam i wolnym krokiem ruszyliśmy w
stronę sąsiedniego domu – chyba nie powinnam tu przylatywać.
-Nie mów tak nawet! – zganił mnie – jesteś nam potrzebna!
Po za tym Harvey ma chyba jakiś kryzys z Sophie. Chyba zaczęła go trochę zlewać.
-Czyli obrywa się mnie, bo on ma problem ze swoją „DZIEWCZYNĄ”?
– nakreśliłam w powietrzu cudzysłów, prychając – super. Przecież oni nawet nie są razem.
-Nie przejmuj się – objął mnie ramieniem – zawsze możesz
na mnie polegać. Jak cię zdenerwuje to sobie z nim porozmawiam – zaśmiał się,
na co mimowolnie zareagowałam tak samo.
-Dzięki, ale muszę sama to rozegrać. Już wystarczająco
namieszałam między waszą trójką – westchnęłam głęboko.
-To raczej sprawka mojego brata, to on tu najbardziej
namieszał. Po za tym przestań już się tym zamartwiać. Chodź, poznasz wszystkich.
Kiedy stanęliśmy na ganku, otworzył drzwi i niemal wciągnął mnie do środka. Już od progu było słychać śmiechy i gwar rozmów. Po raz kolejny miałam znaleźć się w gronie dobrze znających się osób jako ta „nowa”. Nie lubiłam tego, ale chyba zaczęłam się już przyzwyczajać.
Kiedy stanęliśmy na ganku, otworzył drzwi i niemal wciągnął mnie do środka. Już od progu było słychać śmiechy i gwar rozmów. Po raz kolejny miałam znaleźć się w gronie dobrze znających się osób jako ta „nowa”. Nie lubiłam tego, ale chyba zaczęłam się już przyzwyczajać.
-Shannon? – zagadnęłam cicho.
-Tak? – zerknął na mnie.
-Jak ty właściwie wszedłeś? Harvey zostawił otwarty dom? –
niby nie miało to znaczenia, a jednak nurtowało mnie to pytanie.
Perkusista uśmiechnął się jeszcze szerzej i nie
spuszczając ze mnie wzroku podszedł do wieszaka, gdzie było klika kurtek.
Wymacał jedną z nich i teatralnym gestem rozchylił jedną z jej kieszeni i z
większej odległości wrzucił tam klucze. Po chwili puścił mi oczko i przyłożył
palec do swoich ust.
Zaczęłam chichotać, zastanawiając się, co ten człowiek
jeszcze może wymyślić.
-Nie mamo, ja przyniosę – przez gwar dochodzący z salonu
w końcu udało mi się usłyszeć się jedno wyraźne zdania, a po chwili w korytarzu
pojawił się drugi z braci, który stanął jak wryty.
Shannon puścił mi oczko i bez słowa zostawił nas samych.
W jednej chwili cała wesołość i pewności siebie ze mnie uleciały. Nie
wiedziałam, co mogłabym powiedzieć, więc po prostu stałam i czekałam, aż
odezwie się pierwszy. Widać było, że jest kompletnie zdziwiony moim widokiem
tutaj. Chyba był przekonany, że już nie przyjdę.
Nie byłam pewna, jak długo tak staliśmy, w ciszy świdrując się spojrzeniami, ale kiedy w końcu kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze, poczułam ulgę.
Nie byłam pewna, jak długo tak staliśmy, w ciszy świdrując się spojrzeniami, ale kiedy w końcu kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze, poczułam ulgę.
-Fajne kapcie – wskazał na moje stopy, na co uderzyłam
się dłonią w czoło.
Tak się śpieszyłam, że nie zwróciłam uwagi na to, co ma
na nogach. Zaśmiałam się, a Leto zrobił to samo.
-Pomożesz mi? – zapytał, na co skinęłam głową i weszłam za
nim do kuchni.
Dopiero teraz zauważyłam, że trzymał w dłoni miseczkę,
którą od razu zaczął napełniać sałatką owocową.
Stanęłam po przeciwnej stronie wysepki i po prostu przyglądałam
się jego zajęciu, bojąc się spojrzeć mu w oczy.
-Myślałem, że już nie przyjdziesz – zaczął w końcu.
Schował resztę sałatki do lodówki i wrócił na
wcześniejsze miejsce, opierając dłonie na blacie, tuż obok wypełnionej miski.
-Dziękuj Harvey’owi – mruknęłam, nie odrywając wzroku od
jego rąk. W tym momencie były one bardzo interesujące.
-Byłem przekonany, że jesteś na mnie zła o to, co się dzisiaj
stało – słychać było, że nie czuje się zbyt pewnie. Mówił powoli, ostrożnie dobierając słowa.
Uniosłam głowę i zauważyłam, że on też na mnie nie
patrzył. Jego wzrok wbity był w sałatkę. Przeniosłam spojrzenie znowu na jego
ręce i przygryzłam wargę próbując się nie roześmiać, patrząc na to, jak ze
zdenerwowania zaczął bawić się palcami i rysować na blacie różne dziwne
kształty. Wyglądał jak mały zagubiony chłopczyk i to było przeurocze.
-Co? – w końcu odważył się na mnie zerknąć. Widocznie
dłuższy brak mojej odpowiedzi go zaniepokoił.
-Nic – pokręciłam głową – nie jestem zła. Po prostu zasnęłam,
a Harvey nie znalazł czasu żeby mnie obudzić – wyjaśniłam z przekąsem.
-Siedzi naburmuszony w salonie – wskazał palcem na
pomieszczenie obok.
Znowu zapanowała cisza. Dość krępująca, do czego nie
byłam przyzwyczajona w jego towarzystwie. Staliśmy jakiś metr od siebie,
przedzieleni wysepką i patrząc na siebie, nie wiedzieliśmy, co powiedzieć.
Frustrujące. Zawsze mieliśmy ze sobą tyle wspólnych tematów, a teraz nie
potrafiliśmy wyjaśnić jednej sprawy. Może oboje chcieliśmy odwlec koniec
czegoś, co miało być tylko epizodem? Już nie będziemy mogli stać i gapić się na
siebie w ten sposób, bo to byłoby dziwne i sprzeczne z tym, że za chwilę
mieliśmy zostać już TYLKO przyjaciółmi.
-Jared, pomóc ci? – usłyszeliśmy kobiecy krzyk, co nas
otrzeźwiło. Nie znałam tego głosu.
-Nie mamo, już idę – zawołał szatyn, odpowiadając przy
tym na moje nieme pytanie - chyba będzie lepiej jeśli – zawahał się przez
moment, próbując znaleźć odpowiednie słowa.
-Jeśli o tym zapomnimy? – dokończyłam za niego.
Skinął lekko głową, ale widziałam, że nie jest co do tego
przekonany. Sama też nie byłam, ale tak musiało być.
-Przyjaciele?
-Tak będzie chyba najlepiej – szepnął i uśmiechnął się
lekko, chociaż z jego oczu dało się wyczytać, że wcale nie jest mu do śmiechu.
Jednak, co mieliśmy zrobić? To i tak nie miało szans,
więc po co niszczyć przyjaźń i naszą i tą z Harvey’em? Czasami odpowiednio
wcześnie trzeba umieć odpuścić, by nie stracić wszystkiego.
-Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony Harve, gdy weszłam
do salonu, a tuż za mną muzyk.
-Przyszłam się przywitać – uśmiechnęłam się do niego
sztucznie, a w oczach miałam chęć mordu.
-Ty musisz być Arrie – starsza kobieta siedząca w jednym
z foteli od razu podniosła się z miejsca i z ogromnym uśmiechem na twarzy,
ruszyła w moim kierunku – wiele o tobie słyszałam – objęła mnie i przyjrzała
się z bliska.
-Tak, domyślam się – uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie. Wszyscy mi to mówili –
miło panią poznać.
-Mnie również. Mów mi Constance – powiedziała wesoło i
nie odrywając ode mnie wzroku, pokręciła głową ze śmiechem – jesteś jeszcze
ładniejsza niż opowiadał.
Niestety nie wiem kto i co jej o mnie opowiadał, bo ułamek
sekundy później ktoś przewrócił dzbanek z sokiem, więc wszyscy ruszyliśmy na
ratunek Jaredowi, który starał się ratować sytuacje.
_____________________________________________________________EDIT: GRUPA
Cholera! Zawsze skończysz w takim momencie, że człowiek się stresuje :P
OdpowiedzUsuńCałkiem nieźle to rozegrałaś :) Z doświadczenia wiem, ze niestety przyjaźń między mężczyzną a kobietą raczej nie wychodzi. Prędzej czy później coś się wydarzy, albo za dużo się powie... No ale to ff, zobaczymy co wymyślisz :P
Constance normalnie powaliła na kolana swoją szczerością.
Bardzo fajnie opisujesz każdy szczegół, mówię tutaj już ogólnie... Zdania układają się idealnie w pewną całość. I nie mówię tego tylko dlatego, ze lubię Marsów. Masz fajne pomysły i tą lekkość. Człowiek wyobraża sobie każda sytuację. Można byłoby stworzyć na podstawie Twoich dzieł całkiem ciekawy film hehe ;)
Pozdrawiam i mam nadzieję, że uda Ci się wkrótce coś ponownie napisać.
-S.
Ojej! <3 nawet nie wiesz jak wiele radości sprawił mi Twój komentarz! <3 Staram się jak mogę, żeby wszystko do siebie pasowało. Skupiam się również bardzo na opisach, bo moje poprzednie opowiadanie opierało się głównie na dialogach i do tej pory nie wiem jak ktokolwiek mógł to czytać xDDD co do tej przyjaźni, zobaczymy co im z tego wyjdzie :D mam zarys najważniejszych wydarzeń, ale wystarczy dodać jakiś jeden szczegół i wszystko może się zmienić :D muszę to jeszcze przemyśleć :>
UsuńPozdrawiam i bardzo dziękuję za opinię <3 xoxo
Nie bądź taka surowa dla siebie. Poprzednie ff było spoko. Można się było pośmiać ;) Dialogi nie są złe...
UsuńJared strasznie wylewny, szybko pochwalił się mamie... no chyba, ze to był Shannon, ale nie sądzę. Pochwalił się też bratu o tym co zaszło w kuchni... Chyba był zafascynowany takim obrotem spraw hehe
Pewnie ciężko będzie zapomnieć o tej akcji, tym bardziej, ze będą ze sobą spędzać 24godz na dobę. A i w trasie z chłopakami zdaje się jeździ trochę urokliwych kobitek... :P
Wena dopadła Cię po koncercie, powinnaś zdecydowanie pojechać na jeszcze co najmniej jeden :P
- S.
te kobitki :> eh zobaczymy! :D sama jeszcze nie wiem co i jak xD przez to że mam zarys tylko tych głównych wydarzeń jeszcze wiele może się tu dziać :D
Usuńooo, a na kolejny koncert bardzo chętnie! chyba naprawdę mi to pomogło! :D
(:
OdpowiedzUsuńZrób na swoim prawdziwym xoxo
OdpowiedzUsuńNOWY ROZDZIAŁ AKSJKJLKJDLKJDJKJ
Przeczytałam go jeszcze zanim skończyła się pierwsza połowa, bo kurde nie ma co oglądać, szkoda mi Brazylii i kibiców, bo w końcu w domu są :v
Wracając do rozdziału - jak zwykle zajebiście! Poza kilkoma dość rażącymi powtórzeniami wszystko jest wspaniałe. Shannon taki kochany, haha, ale nadal mam przed oczami widok Szyny pijącego %%%%%%%, i ten jego wygląd zostanie mi do końca życia xD
Harvey mógłby w końcu odpuścić, Arrow nie jest 10-letnim bachorem żeby ją kontrolować, przydałoby mu się porządne lanie w dupę.
A jeśli chodzi o Arred (Arrow + Jared XDDDD) to na pewno coś wyniknie z niego, nie będą tylko przyjaciółmi, Dziadu jest zbyt chętny a i Arrie coś zaczyna marzyć o nim. :v
dostali wpierdziel hihi :D
UsuńDzięki, że wspomniałaś o błędach! Dzięki temu przeczytałam jeszcze raz i poprawiłam to, co udało mi się wyłapać. Pewnie jeszcze kilka zostało, ale może będzie się dało jakoś to przeczytać xD
Shannon hahha xDDD bez komentarza... :D
Chcesz go sama zlać? :D
Arred? hahhahaha xD a może Jarrow? :D hahah, zabawnie :D zobaczymy, co wyniknie, sama jeszcze nie wiem :D
"Dziadu jest zbyt chętny".... umarłam xDDDDDDDDDDDDDDD
boski - jak zawsze ;D jestem pewna że to co mówiła mama Leto usłyszała od Jay. jak chcę więcej bo znowu przerwałaś w takim momencie ;/ kiedy się pojawi ? ;)
OdpowiedzUsuńhehe, też mam wrażenie, że od niego i to on wylał sok, ale kto to wie :>>> kiedy się pojawi? nie wiem, bo nie mam jeszcze żadnego punktu zaczepienia, jakiegoś choć drobnego wątku, który mógłby się pojawić xD bo nie chce, żeby było nudno xDDD ale coś postaram się szybko wymyślić :D chciałabym do końca tygodnia coś dodać, ale nie obiecuję :cc będę się starać :D dzisiaj pewnie nic nie napiszę, bo poprawiam błędy w tym rozdziale, ale może jutro zacznę coś skrobać :D
UsuńCzekam :-) życze weny :)
UsuńP.S. to jest najlepsze ff jakie kiedykolwiek czytałam ( razem z twoim onetowskim ff ) :*
P.S. 2
UsuńNie wstydz się za utworzyć grupy na fb , bo twoje ff jest naprawde genialne a niektórzy piszą gorsze ff a nie wstydzą się utworzyć grupy :D
;___; to bardzo miłe słowa! naprawdę! <3 myślę, że może niedługo się przełamię! eh, a co do onetowskiego ff xD ja nie wiem jak to się mogło podobać xD tam były same dialogi! xD ale tak lubię postać Amy, że właśnie dlatego rozważam napisanie tej historii "od początku" ! :D
Usuńkilka razy czytałam to ff i bardzo mi się podobało :) mam nadzieje że zaczniesz pisać od nowa :D
Usuńzacznę, ale jeszcze nie wiem kiedy ;__; na razie Arrie zbyt wiele miejsca zajmuje w mojej głowie xD i nie mogę się zdecydować, w jakiej narracji pisać ;__;
Usuńbędzie dzisiaj nowy , proszę :D <3
OdpowiedzUsuńdobra wiadomość jest taka, że zaczęłam go pisać :D to sukces, bo gdybym zrobiła sobie przerw, to pewnie znowu czekalibyście miesiąc :D a tak, to możliwe, że jutro coś się pojawi :D ale nie obiecuję, to zależy ile będę mieć czasu, bo wieczorem "super imprezka u babci" (y) hahahahha xD a teraz na poważnie xD jest już kawałek i jest pomysł, więc bądźcie dobrej myśli :D do niedzieli będzie :D a jak na mnie, 3 rozdziały w tak krótkim czasie to bardzo dobry wynik :D jestem strasznym leniem :__;
Usuńlicze że się dzisiaj pojawi. Kocham twoje ff <3
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ <3 dzisiaj niestety się nie wyrobię :cccc
OdpowiedzUsuń:(
Usuńa w niedziele będzie ? :)
OdpowiedzUsuńbędzie! :D chyba że stanie się coś co mi przeszkodzi, ale raczej będzie :D w brudnopisie mam już ponad połowę :D tylko to przepisać i dopisać co jeszcze i można dodawać :D
UsuńTak dla przypomnienia ; dzisiaj jedt niedziela ;* mam nadzieje że dodasz bo twoje ff jest jak koncert Marsów ; chce się więcej i więcej <30
OdpowiedzUsuńwiem wiem <3 i dziękuję też za kolejne miłe słowa <3 w ogóle trochę się wkurzyłam bo napisałam kawałek i go nie zapisałam :___; teraz wróciłam do domu i zaczynam na nowo, postaram się jak najszybciej skończyć ten rozdział :___; xoxo
UsuńNIE WIEM CZY WYROBIĘ SIĘ PRZED PÓŁNOCĄ, ALE BĘDZIE NIEDŁUGOO ;___;
OdpowiedzUsuńbędę czekać całą noc :*
Usuń