środa, 23 kwietnia 2014

Chapter 11.



Jakiego trzeba mieć w życiu pecha, by w wielomilionowym mieście, znaleźć się na jednej ławce z facetem, którego się łagodnie mówiąc: nie znosi? Dlaczego to nieszczęście musi potęgować fakt, że już dawno jest po zmroku, a park powoli pustoszał? Jaki los musi być okrutny, by sadzać cię obok tego człowieka, niespełna kilka godzin po najbardziej bolesnej wymianie zdań w twoim życiu? Chociaż, czy to właściwie nie jest błogosławieństwo?
Nie wiem, jak długo błąkałam się po mieście, ani w której jego części teraz byłam. Nie wiem jakim cudem, udało mi się uniknąć jakiejkolwiek zaczepki.  Może to, co przeżywałam w środku, uzewnętrzniało się tak bardzo, że budziło litość w sercu nawet największego złoczyńcy Los Angeles? W każdej chwili ktoś mógł mnie napaść, a mnie by to nawet nie obeszło. Byłam wypranym z emocji człowiekiem, obojętnym na wszystko i wszystkich. Może to właśnie dlatego mu o wszystkim opowiedziałam? Byłam mu tak samo obojętna, jak on mnie. Mimo to, siedział obok. Siedział i słuchał.
-I Harvey myśli, że to prawda? – zapytał, kiedy skończyłam.
Wzruszyłam ramionami, nie odrywając wzroku od tafli małego stawu.
-Wszyscy tak myślą – wyszeptałam.
-Nie byłbym tego taki pewien – westchnął.
-Co masz na myśli? – przeniosłam wzrok na niego.
Nigdy nie sądziłam, że będzie człowiekiem, któremu zwierzę się z czegokolwiek. Byłam wręcz przekonana, że już nigdy więcej nie będę musiała mieć z nim do czynienia. Jak widać, los lubi ze mnie drwić i to właśnie słynny Terry Richardson, gdzieś na jakiejś ławce w odludnym parku, stara się podtrzymać mnie na duchu.
Tym razem to on wzruszył ramionami, wyrzucając przed siebie kolejny już niedopałek.
-Sam nie wiem – zerknął na mnie – ludzie w przypływie emocji mówią różne rzeczy. Wszyscy o tym wiemy, a już szczególnie Leto. Ten zespół już dawno by się rozpadł, gdyby obaj brali do siebie wszystkie słowa, które padną podczas ich kłótni.
-Mój brat nie ma takiego dystansu – stwierdziłam, na co Richardson parsknął śmiechem.
-Zdecydowanie nie – przyznał – ale kto wie, może wcale w to nie uwierzył? Przecież wybiegłaś. Może to wszystko przemyślał?
-Sam nie wierzysz w to, co mówisz – westchnęłam – jakbyś widział, jak na mnie spojrzał…
-Harvey jest trudny – stwierdził, rozkładając ramiona na oparciu ławki i patrząc w niebo.
-To nie jest argument – prychnęłam.
-Wiem – kiwnął głową – dlatego sama będziesz musiała mu o tym powiedzieć.
-Chyba nie chcę – przyznałam
-Dlaczego? – spojrzał na mnie kompletnie zbity z tropu.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią na to pytanie. Dlaczego chcę, żeby mój własny brat miał mnie za dziwkę? Mając przed oczami jego twarz pełną zawodu poczułam się już zupełnie inaczej, niż jeszcze wtedy, kiedy patrzyłam na nią w salonie. Nie było już żadnej presji, czy czegokolwiek innego, co kazałoby mi się dalej obwiniać. Były tylko wspomnienia tych wszystkich lat, podczas których chcąc mnie obronić przed całym światem, tak naprawdę mnie niszczył. Nie pozwolił mi się uczyć walczyć z przeciwnościami losu, wybierając dla mnie życie pod kloszem. To dzięki niemu byłam tym, kim byłam.
-Wierzył, że ma idealną siostrę – wyszeptałam – widocznie się mylił – dodałam niemal bezgłośnie.
-Jest twoim starszym bratem, dla niego zawsze będziesz idealna.
-Idealna siostra nigdy nie zdradziłaby swojego narzeczonego – prychnęłam.
-Bo go nie zdradziłaś – przypomniał mi Terry.
-Harvey wierzy w co innego – odbiłam piłeczkę.
-No to powiedź mu prawdę – podniósł głos już trochę zniecierpliwiony.
-Nie – odparłam krótko, lecz stanowczo.
Richardson westchnął głęboko i pokręcił głową.
-Kobiety…
Siedzieliśmy w ciszy przez kolejne kilka minut. Ile dokładnie? Nie wiem. Już dawno straciłam poczucie czasu. Sprawdzić, która godzina też nie mogłam, bo nie wzięłam telefonu. Bardzo odpowiedzialnie biorąc pod uwagę fakt, że portfela też nie miałam.
Jedyny moment, podczas całej naszej znajomości, w którym ucieszyłam się, że znam tego dupka. Chociaż, może inaczej: że to on zna mojego brata. To dawało mi poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że może jednak nie będzie próbował się do mnie dobierać, jak podczas naszego ostatniego spotkania. Może nawet mi pomoże wrócić do domu?
-Tak właściwie – zaczął znowu, kiedy wypalił kolejnego papierosa – dlaczego powiedziałaś temu swojemu… - przez chwilę się zawahał.
-Mattowi – podpowiedziałam.
-Mattowi – powtórzył za mną – że to nie było jego dziecko?
-Żeby się w końcu zamknął – bawiłam się swoimi palcami – i żeby go bolało – dodałam nieco ciszej.
-Tak jak ciebie – bardziej stwierdził niż zapytał, na co kiwnęłam twierdząco.
-Te wszystkie jego słowa – umilkłam na chwilę – należało mu się.
-Nie zaprzeczę – ziewnął i przetarł twarz dłonią - jest chyba druga w nocy, a ty siedzisz na ławce z… Jak to mnie kiedyś nazwałaś? – udawał, że się zastanawia, ledwo powstrzymując uśmiech – niewyżytym pseudoartystą. Co tu się dzieje?! – zawołał wznosząc ręce ku niebu.
-Ironia losu – westchnęłam.
-Napiszę, żeby ktoś  po ciebie przyjechał. Pewnie się martwią – stwierdził i wyciągnął komórkę.
-Lepiej będzie, jak pożyczysz mi na taksówkę – spojrzałam na niego błagalnie – jest już późno.
-Właśnie dlatego, że jest późno, nie puszczę cię taksówką z jakimś obcym świrem.
-Już spędziłam dużo czasu z jednym – dogryzłam mu.
-Którego przynajmniej znasz – mówił, stukając w klawisze.
-Nie wiem, czy jest się z czego cieszyć.
-Arrow, byłem pijany – spojrzał na mnie znad telefonu – ludzie robią wtedy głupie rzeczy.
-Raczej takie, które chcieliby zrobić, ale nie mają odwagi na trzeźwo – zauważyłam.
Nadal byłam na niego zła za to, jak mnie potraktował. Wziął mnie za pierwszą lepszą, którą mógłby zaciągnąć do łóżka w dodatku, zachowując się przy tym jak cham.
-Myślisz, że nie zrobiłby tego na trzeźwo, gdybym chciał? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem – zrobiłbym. Wtedy na tej imprezie, ledwo kontaktowałem. Zresztą nie będę się znowu tłumaczył – machnął ręką.
-Znowu? – zdziwiłam się. Z niczego mi się nigdy nie tłumaczył.
-Nie ważne – zbył mnie – nie psujmy tego, że udało nam się normalnie porozmawiać – puścił mi oczko, chowając telefon.
Kiwnęłam głową na znak rozejmu, a Richardson odpalił kolejnego papierosa. Zapadła cisza. Objęłam się ramionami, czując, że robi się coraz chłodniej. Miałam na sobie tylko koszulkę, więc już trochę przemarzłam. Przez chwilę zastanawiałam się, komu Terry już się tłumaczył, jednak moją głowę szybko zaprzątnęła inna myśl, która nieco mnie sparaliżowała. Mój towarzysz szybko domyślił się, co jest grane.
-Nie martw się, nie napisałem do Harvey’a.
O ile przez chwilę czułam ulgę, o tyle kolejne mijające minuty napełniały mnie coraz większym żalem do Terry’ego, że nie pozwolił mi jednak pojechać taksówką. W myślach błagałam o to, by sms którego wysłała, był zaadresowany do starszego z braci Leto. Ostatnio spędziłam z nim dużo czasu i wiedziałam, że nawet jeśli będzie na mnie zły, to nie da tego po sobie poznać i nie będzie o nic pytał.
Jednak stojąc z Richardsonem na chodniku przy głównej ulicy i już z daleka widząc nadjeżdżające, czarne auto, poczułam się jeszcze gorzej niż wtedy, gdy w drzwiach zobaczyłam Matta. Ogarnęła mnie panika.
Mogłam mieć jeszcze nadzieję, że to po prostu ktoś inny ma taki sam samochód, ale zniknęła ona w momencie, kiedy Audi zatrzymało się tuż obok nas, a jego kierowca w mgnieniu oka z niego wysiadł.
Patrząc na twarz Jareda, żałowałam, że to jednak nie Harvey po mnie przyjechał. Powiedzieć, że Leto był zły, to jakby nic nie powiedzieć. Był wściekły, a jego pociemniałe ze złości oczy, ciskały we mnie piorunami.
-Wsiadaj – rzucił krótko, a ja nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować, zrobiłam to natychmiast.
We wnętrzu auta było o wiele cieplej niż na zewnątrz, jednak ja zaczęłam niezauważalnie drżeć. Tym razem ze strachu. W cicho grającym radiu leciała właśnie jakaś spokojna piosenka, co trochę podniosło mnie na duchu, przynajmniej do momentu, w którym Jared nie znalazł się na miejscu kierowcy. Terry usiadł z tyłu, jednak jego obecność nie obniżyła napięcia, które było niemal namacalne. Gdyby nie muzyka wydobywająca się z głośników, mogłabym usłyszeć bicie własnego serca.
Patrzyłam tępo przed siebie, bojąc się nawet poruszyć. Całą drogę prowadzącą pod dom Richardsona, miałam nadzieję, że auto nigdy się nie zatrzyma i nie będę musiała zostać sam na sam z Jaredem. Stało się inaczej.
-Dzięki wielkie, na razie – Terry klepnął wokalistę w ramię – trzymaj się Arrow – zwrócił się też do mnie, ale z moich ust nie padło nawet ciche mruknięcie, o które wcześniej pokusił się Leto.
Kiedy fotograf zatrzasnął drzwi, Jared ruszył z piskiem opon. Odważyłam się w końcu na niego zerknąć, jednak widząc jego profil, mocno ściśnięte szczęki i ściągnięte brwi, zrezygnowała z wyrażenia swojej dezaprobaty dotyczącej jego jazdy. Pędził na złamanie karku, co jakiś czas wymijając pojedyncze auta. Nie byłam pewna, czy bardziej bałam się wypadku, czy może tego, że dojedziemy na miejsce w całości i w końcu mężczyzna wyrzuci z siebie cały swój gniew. Zanim zdecydowałam, co byłoby dla mnie lepsze, Jared gwałtowanie zjechał na pobocze i się zatrzymał. W ułamku sekundy niemiłosiernie rozbolał mnie brzuch. Czułam, że robi mi się słabo. Przez chwilę panowała złowroga cisza, kiedy radio umilkło. Ale tylko przez chwilę.
-Czy ty się kiedyś opamiętasz i przestaniesz uciekać? – zapytał w końcu – spójrz na mnie – poprosił, próbując zachować spokój, co przychodziło muz niemałym trudem.
Zrobiłam to, o co prosił i poczułam się jeszcze gorzej, o ile to było w ogóle możliwe. Mimo, że jedynym źródłem światła był duży wyświetlacz nawigacji i radia, doskonale widziałam jego twarz. Nadal był zły i to nie ulegało wątpliwości, ale teraz w jego oczach można było dostrzec również inne uczucia. Rozczarowanie, smutek, ale też i pewnego rodzaju ulgę.
-Za każdym razem, gdy coś się dzieje, ty uciekasz – przetarł twarz dłonią, oddychając głęboko.
-To moja sprawa – wybąkałam, uciekając wzrokiem gdzieś na skrzynie biegów.
-Twoja sprawa?! – zawołał i z niedowierzaniem kręcąc głową, oparł się o fotel, patrząc w okno – nie wierzę – wyszeptał sam do siebie.
-Możemy już jechać? – zapytałam niemal bezgłośnie, podnosząc na niego wzrok.
-Nie – odpowiedział – znowu chcesz uciec – dodał z pretensją, kiedy mimowolnie spojrzałam w kierunku klamki.
-Co cię to obchodzi?! – odważyłam się w końcu podnieść głos.
-Dużo do cholery! – on również nie był mi dłużny – to jest Los Angeles, a ty się włóczysz po nim sama bez telefonu, nie znając tu niczego! Jest środek nocy, a ty siedzisz w parku w najniebezpieczniejszej dzielnicy! 
Teraz już zupełnie nad sobą nie panował. Krzyczał, gestykulując przy tym, a we mnie zamiast poczucia winy, zaczęła budzić się złość.
-Ktoś mógł cię zgwałcić albo zabić! Czemu do cholery zawsze musisz się chować?! Dlaczego nie umiesz rozmawiać?! Wali się małżeństwo twoich rodziców! Co robisz?! Uciekasz! – uderzył dłonią w deskę rozdzielczą, aż lekko podskoczyłam – Nie układa ci się z facetem?! – kolejne uderzenie – Zawsze do cholery to samo! Co zrobiłaś, gdy dowiedziałaś się o ciąży matki?! – zatrzymał dłoń w połowie drogi i wplątał ją we włosy, już sam nie wiedząc, co z sobą zrobić – uciekłaś – podsumował nieco ciszej – do mnie i do Shannona, ale jednak – zacisnął mocno szczęki – tylko, że wtedy byłaś bezpieczna, a teraz? – patrzył na mnie z wściekłością i smutkiem jednocześnie – Co gdyby nie Terry? Czy musi się do cholery coś stać, żebyś przestała to robić?! – znowu niemal krzyczał.
-Nikogo by to nawet nie obeszło – stwierdziłam gorzko – jednej dziwki mniej!
-Nie jesteś… - zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie masz pojęcia kim jestem! – wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam.
Zachowywaliśmy się jak nienormalni. Z każdym słowem coraz bardziej podnosiliśmy głos. Czułam, że moje gardło jest już zupełnie zdarte, ale to nie było teraz ważne. Ważne było to, że mogłam wyrzucić z siebie cały swój gniew, żal i frustrację, tkwiące we mnie od długiego czasu. Nie obchodziło nas, że siedzimy w aucie na jakimś uboczu, a wyświetlacz radia wskazywał 3:27. Nie przeszkadzało nam to.
-Ale też wiem, kim nie jesteś! – to był ostatni krzyk dzisiejszej nocy.
Przez dłuższą chwilę patrzeliśmy na siebie próbując uregulować oddechy. Zapadła cisza, która była nam obca. Zupełnie nierzeczywista. Dzięki poświacie wyświetlacza byłam w stanie dostrzec uwydatnioną żyłkę pod okiem Jareda oraz drgające nozdrza.
-Szkoda, że mój brat tego nie wie- wyszeptałam z żalem.
Obróciłam się w fotelu i oparłam głowę o szybę.
-Bo jest idiotą – wychrypiał cicho.
Po chwili znowu jechaliśmy. Żadne z nas się już nie odzywało, ale to nie miało nic wspólnego z tym milczeniem sprzed kłótni. Wtedy oboje byliśmy wulkanami pełnymi emocji, a teraz potrzebowaliśmy chwili spokoju, by wszystko przemyśleć. Z jednej strony czułam się fatalnie, bo dotarło do mnie to, że Jared miał racje. Uciekałam cały czas. Bałam się problemów i nawet nie próbowałam ich rozwiązywać. Z Terry’m też miał rację. Gdyby nie fotograf nie siedziałabym teraz z nim w aucie, a dalsze, samotne błąkanie się po ulicach nieznanego mi miast, było chyba jedynym optymistycznym scenariuszem. Każdy inny wiązał się z tym, że ktoś mógłby chcieć mnie skrzywdzić.
Oprócz poczucia winy nadal kłębił się we mnie też żal. Wcale nie do Leto i tego, co powiedział, ale do Harvey’a. Mimo, że przecież znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny, uwierzył w to, że to dziecko nie było Matta. Nawet Jared to wiedział, a przecież Terry nie miał jak mu o tym powiedzieć, żebym tego nie słyszała. Dopiero co poznany mężczyzna miał o mnie lepsze zdanie niż własny brat. To bolało.
-Lepiej będzie, jak przenocujesz dzisiaj u nas – stwierdził Jared, a w moich oczach zalśniły łzy.
Staliśmy na podjeździe pod jego domem, w którym nadal paliło się światło, w przeciwieństwie do tego sąsiedniego. Prawdopodobieństwo, że Harve jest teraz z Shannonem było niemal równe zeru, szczególnie po tym, co zaproponował wokalista. Mój brat spał, podczas gdy ze mną mogły dziać się różne złe rzeczy. Nie przejął się tym.
-Chodź, Arrie – delikatnie złapał mnie za ramię, kiedy z żalem wpatrywałam się w ciemne okno pokoju Harvey’a.
-Obiecaj, że mu nie powiesz – poprosiłam.
Przez chwilę wydawało mi się, jakby walczył sam z sobą, jednak po chwili skinął głową, cały czas patrząc mi w oczy.
-Ale według mnie, jednak powinnaś mu powiedzieć – westchnął, łapiąc mnie za dłoń i prowadząc w kierunku swojego domu.
-Niech sam zapyta – odparłam beznamiętnie, mocniej ściskając jego rękę.
Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że nawet się uśmiechnął, jednak już po chwili kręcił głową.
-Czasem się zastanawiam, które z was jest bardziej uparte – mówił, przepuszczając mnie w drzwiach.
Nim zdążyłam zastanowić się nad odpowiedzią, ktoś już porwał mnie w ramiona i mocno do siebie tulił.
-Jesteś nienormalna – szepnął mi do ucha i jeszcze bardziej wzmocni uścisk, który odwzajemniłam, wtulając głowę w zagłębienie przy jego szyi.
-Pójdę ci poszukać czegoś do spania – usłyszałam ponury głos Jareda i spojrzałam w kierunku schodów, ale nawet się nie odwrócił.
-Go chyba tak nie tuliłaś, co? – zaśmiał się cicho perkusista, patrząc w ślad z bratem.
-Nie – przyznałam z nikłym uśmiechem na twarzy – byliśmy zbyt zajęci wrzeszczeniem na siebie.
-Każdy czasem musi – puścił mnie i zmierzwił włosy – martwiliśmy się – dodał już poważniej, patrząc mi smutno w oczy.
-Wiem, przepraszam – spuściłam wzrok.
Czułam się źle z myślą, że przez tyle godzin zachodzili w głowę, gdzie jestem i czy nic mi się nie stało. W dodatku było już późno, a oni przeze mnie nie spali. Przynajmniej niektórzy…
-Chodź na górę – pociągnął mnie za rękę.
Wspięliśmy się po schodach na piętro, gdzie był pokój gościnny, w którym miałam dzisiaj spać. Shannon pokazał mi wcześniej, gdzie jest łazienka i zostawił mnie samą, jednak już po chwili pojawił się jego brat z czystym ręcznikiem i ubraniami.
-Tu masz też spodnie dresowe, bo pewnie zmarzłaś – wskazał na szary materiał, leżący w moich dłoniach.
Podrapał się po głowie i zapadła niezręczna cisza. Znowu rozbolał mnie brzuch, bo nie wiedziałam, jak się teraz zachować. Wiedziałam, że nadal jest trochę na mnie zły. W dodatku widać było, że jest zmęczony, a ja zamiast coś powiedzieć, stałam jak kołek, nie umiejąc ubrać w słowa tego, jak bardzo jestem mu za wszystko wdzięczna.
-To ja już pójdę. Dobranoc Arrie  – powiedział i odwrócił się w stronę wyjścia. Dopiero to pomogło ruszyć mi się z miejsca.
-Jared, zaczekaj – złapałam go za koszulę, a gdy znowu na mnie spojrzał zrobiłam zbolałą minę i przytuliłam się do niego.
Przez chwilę wydawał się być zaskoczony, ale potem przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
-Przepraszam, Jay – załkałam, opierając głowę o jego klatkę piersiową. Był wyższy od Shannona.
-Arrie, nie płacz – poprosił gładząc mnie po policzku i wtulając twarz we włosy.
Nie wytrzymałam i dałam upust emocjom. Wcześniejsze krzyki nie wystarczyły, musiałam się jeszcze wypłakać. Wiedziałam, że Matt zniknął z mojego życia już na zawsze, ale pozostał jeszcze Harvey, któremu tak prędko nie przejdzie.
-Dziękuję, że po mnie przyjechałeś – wydusiłam z siebie, kiedy już się trochę uspokoiłam.
-Zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnił, masując mnie po plecach – ale obiecaj, że już nigdy nie wywiniesz takiego numeru – zaśmiał mi się do ucha, na co sama też się uśmiechnęłam.
-Obiecuję.
-A teraz przebieraj się i idź spać, bo to był ciężki dzień.
Oderwałam się od niego i dłonią starłam z twarzy pozostałe łzy. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy podał mi z ziemi rzeczy, które wypuściłam z rąk,.
-Dobranoc – delikatnie musnął ustami mój policzek i zniknął.
Pokręciłam głową i w nieco lepszym nastroju ruszyłam do łazienki. Jared miał rację, to był ciężki dzień. Pytanie tylko, jaki będzie kolejny?

34 komentarze:

  1. KOCHAM CIĘ, STARA, NO PO PROSTU KOCHAM CIĘ ZA TEN ROZDZIAŁ SJKLSJLJHDKJD MOJE FEELSY

    Arrie i Terry, matko, ja bym prędzej kopnęła w jaja tego zboczeńca i patrzyła, jak zwija się z bólu, i cieszyła się z tego, a tu proszę, ona się przed nim otwiera a on jej nie wykorzystuje! Szkoda, że pod koniec nie powiedział "w ramach odwdzięczenia się wpadnij do mnie na nagą sesję" hehehehe xD

    Harvey to dupa wołowa i koniec, za bardzo ją chronił, przez co ją popsuł, szkoda dziewczyny ;_;

    Jared jak zwykle ajhdkkjdjh moje feelsy szaleją, czemu on musi być w każdym opowiadaniu taki kurde perfekcyjny, czemu?!?!?! On nie powinien taki być, nie zgadzam się D:

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział :) Jared taki wspaniały :* szkoda mi Arrow :( czekam na nowy :}

    OdpowiedzUsuń
  3. najlepsze opowiadanie jakie czytalam :) czekam na więcej :}

    OdpowiedzUsuń
  4. SUPER ROZDZIAŁ :) CZEKAM NA NOWY :}

    OdpowiedzUsuń
  5. hkdghxhjkjhv , nie wiem co napisać , boski rozdział *___* Jared taki doskonały :D Mam nadzieję że brat jej uwieży, wkońcu znają się całe życie :D coś czuję że może zaiskrzyć między Arrow a Jaredem *-----* czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. awww jesteś świetna :3 kiedy nastepny rozdział :C ?

    OdpowiedzUsuń
  7. dziękuję za tak miłe komentarze ;_; trochę przesadzone, ale poprawiają humor :D <3 naprawdę staram się coś wymyślić, nosi mnie cholernie, żeby coś napisać, ale nie mam ciekawego pomysłu ;_; są jakieś tylko takie naciągane i ogólnie mam zarys kolejnych rozdziałów, ale nie 12 ;_; i to jest deprymujące, bo marnuję czas ;_; uczyć się nie uczę, bo nie mogę się skupić przez to opko, a napisać też nic nie mogę ;_; mam nadzieję, że to szybko minie ;_; jeszcze raz dziękuję za komentarze <3 xoxox

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne, podoba mi się:) Czekam z utęsknieniem na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jejciu, tak bardzo uwielbiam Jareda <3 No i mam nadzieję, że Arrow wyjaśni wszystko Harvey'owi. Trochę spóźnione, ale powodzenia na maturze :)
    Przy okazji zapraszam do siebie, również zaczęłam opowiadanie o 30stm :)
    http://hurricane-jatrina.blogspot.com/

    Pozdrawiam i życzę weny na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy będzie nowy ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dopiero po 22, bo wtedy mam ustną z polskiego i do tego czasu muszę napisać prezentację maturalną, więc nie dam rady znaleźć czasu na napisanie rozdziału ;_; przepraszam :c

      Usuń
  11. Już odliczam godziny do następnego... i trzymam kciuki za maturę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (nie) dziękuję! na razie jest śmieszne, bo ustny jutro, a ja jeszcze bez prezentacji hihih :D nienawidzę siebie za robienie wszystkiego na ostatnią chwilę ;_; a ten rozdział może mieć poślizg, ale do końca tygodnia się postaram, nie wiem co mi z tego wyjdzie, bo jeszcze na 18nastkę idę, więc nie wiem czy będę w stanie pisać xD hehehehe :D

      Usuń
  12. kiedy będzie nowy ? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli uda mi się dzisiaj skończyć, to późnym wieczorem, a jeśli nie, to jutro dodam ;)

      Usuń
  13. Twoje opowiadanie jest świetne! Co jakiś czas będę tu wpadać i doglądać Twego dzieła, a najlepiej prosiłabym o powiadomienie ;3
    P.S. Czytam i jakby można było - obserwowałabym ^^ - liczę na rewanżyk, nie przymuszam, jeśli masz, choć najmniejszą ochotę czytać moje bzdury to zapraszam ^^

    Zapraszam do mnie: http://this-is-love-30stm.blogspot.com

    P.S.2 Wiem, że nieco banalny, ale muszę się rozkręcić, bo na początku zawsze tak mam, a później jest coraz lepiej. Aktualnie tylko mogę zaoferować prolog i 1 rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. wiem, że obiecałam nowy dzisiaj ale mnie dopadło coś i nie jestem w stanie dokończyć :__; przepraszam :cc

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, hej
    Wybacz, że tu spamuję, ale chciałam powiadomić o nowym rozdziale :)

    http://this-is-love-30stm.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. kiedy będzie nowy ?

    OdpowiedzUsuń
  17. żyjesz tam ? kiedy będzie nowy ? odezwij się ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam! totalnie nie miałam głowy do pisania przez Rybnik, a wcześniej też kilka ważnych spraw... teraz w sumie też mało czasu, bo zaczynam kombinować jakby tu jeszcze jakiś koncert zaliczyć, w dodatku wyniki, rejestracje się zaczną, a ja mam napisaną tylko jedną stronę ;____;

      Usuń
  18. a tak miej więcej pojawi się na początku lipca czy później ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam,a le dopiero wczoraj wróciłam do domu! nie wiem, kiedy dodam, postaram się do końca tygodnia! trzymaj kciuki, bo tyle się wydarzyło, że naprawdę ciężko mi się skupić! :D

      Usuń
  19. czekam z niecierpliwością i życze weny :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. kiedy będzie nowy bo ja tu się doczekać nie mogę ;/
    P.S. pisałaś kiedyś stare opowiadanie i napisałaś że zaczniesz je pisać jeszcze raz , kiedy pojawi się jakiś rozdział bo nie mogę dodać tam komentarza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. planuje dzisiaj się wyrobić, ale zobaczymy, postaram się baaardzo, bo długo trzymam Was bez niczego i strasznie źle się z tym czuję :c a stare opko, mam w planach :D nie wiem kiedy, bo jak widzicie mam problem z terminami :D a nie możesz dodać, bo muszę zaakceptować komentarz, a dawno mnie tam nie było ;__; odblokuję to :D

      Usuń
  21. czekam i pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. piszem piszem! chcę go bardzo dzisiaj dodać! idzie trochę opornie, ale nie pójdę spać póki nie skończę! :D pewnie nie będzie jakoś wybitnie, a na takie coś zasłużyliście po tak długim czasie, ale może coś tam się Wam spodoba :D

      Usuń
  22. Hej
    Bardzo fajnie piszesz. Już Ci kiedyś wspominałam, ze to wielka szkoda, że poprzedniego ff nie dokończyłaś... Ale fajnie, że wpadłaś na pomysł "reedycji" :D Ciekawa jestem jak to rozegrasz :) Tylko nie zostawiaj w międzyczasie tego, co tu zaczęłaś :D

    Pozdrawiam
    -S

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie zostawię! i mam nadzieję, że reedycja też zostanie i rozpoczęta i zakończona :D za bardzo uwielbiam Amy, by nie skorzystać z pomysłu, który wpadł mi do głowy :D Arrie też co raz bardziej lubię, więc mam nadzieję, że jej nie zostawię z nierozwiązanymi sprawami :D

      Usuń
  23. OK, NIE WIEM CZY SKOŃCZĘ PRZED CZY PO PÓŁNOCY, ALE SKOŃCZĘ! :D

    OdpowiedzUsuń
  24. haha czyżby jakaś motywacja? :>
    Powodzenia!

    -S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. motywacją jesteście Wy! bo mimo że tak zawodzę z tymi terminami Wy nadal czekacie! xox to naprawdę motywuje i w ogóle to co teraz pisze.... eh, pewnie zbierałabym się do tego kolejny miesiąc, no aleee :D

      Usuń