Jakiego trzeba mieć w życiu pecha, by w wielomilionowym
mieście, znaleźć się na jednej ławce z facetem, którego się łagodnie mówiąc:
nie znosi? Dlaczego to nieszczęście musi potęgować fakt, że już dawno jest po
zmroku, a park powoli pustoszał? Jaki los musi być okrutny, by sadzać cię obok
tego człowieka, niespełna kilka godzin po najbardziej bolesnej wymianie zdań w
twoim życiu? Chociaż, czy to właściwie nie jest błogosławieństwo?
Nie wiem, jak długo błąkałam się po mieście, ani w której
jego części teraz byłam. Nie wiem jakim cudem, udało mi się uniknąć jakiejkolwiek
zaczepki. Może to, co przeżywałam w
środku, uzewnętrzniało się tak bardzo, że budziło litość w sercu nawet największego
złoczyńcy Los Angeles? W każdej chwili ktoś mógł mnie napaść, a mnie by to
nawet nie obeszło. Byłam wypranym z emocji człowiekiem, obojętnym na wszystko i
wszystkich. Może to właśnie dlatego mu o wszystkim opowiedziałam? Byłam mu tak
samo obojętna, jak on mnie. Mimo to, siedział obok. Siedział i słuchał.
-I Harvey myśli, że to prawda? – zapytał, kiedy
skończyłam.
Wzruszyłam ramionami, nie odrywając wzroku od tafli
małego stawu.
-Wszyscy tak myślą – wyszeptałam.
-Nie byłbym tego taki pewien – westchnął.
-Co masz na myśli? – przeniosłam wzrok na niego.
Nigdy nie sądziłam, że będzie człowiekiem, któremu zwierzę się z czegokolwiek. Byłam wręcz przekonana, że już nigdy więcej nie będę
musiała mieć z nim do czynienia. Jak widać, los lubi ze mnie drwić i to właśnie
słynny Terry Richardson, gdzieś na jakiejś ławce w odludnym parku, stara się
podtrzymać mnie na duchu.
Tym razem to on wzruszył ramionami, wyrzucając przed
siebie kolejny już niedopałek.
-Sam nie wiem – zerknął na mnie – ludzie w przypływie
emocji mówią różne rzeczy. Wszyscy o tym wiemy, a już szczególnie Leto. Ten
zespół już dawno by się rozpadł, gdyby obaj brali do siebie wszystkie słowa,
które padną podczas ich kłótni.
-Mój brat nie ma takiego dystansu – stwierdziłam, na co
Richardson parsknął śmiechem.
-Zdecydowanie nie – przyznał – ale kto wie, może wcale w
to nie uwierzył? Przecież wybiegłaś. Może to wszystko przemyślał?
-Sam nie wierzysz w to, co mówisz – westchnęłam – jakbyś widział,
jak na mnie spojrzał…
-Harvey jest trudny – stwierdził, rozkładając ramiona na
oparciu ławki i patrząc w niebo.
-To nie jest argument – prychnęłam.
-Wiem – kiwnął głową – dlatego sama będziesz musiała mu o
tym powiedzieć.
-Chyba nie chcę – przyznałam
-Dlaczego? – spojrzał na mnie kompletnie zbity z tropu.
Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią na
to pytanie. Dlaczego chcę, żeby mój własny brat miał mnie za dziwkę? Mając
przed oczami jego twarz pełną zawodu poczułam się już zupełnie inaczej, niż jeszcze
wtedy, kiedy patrzyłam na nią w salonie. Nie było już żadnej presji, czy
czegokolwiek innego, co kazałoby mi się dalej obwiniać. Były tylko wspomnienia
tych wszystkich lat, podczas których chcąc mnie obronić przed całym światem,
tak naprawdę mnie niszczył. Nie pozwolił mi się uczyć walczyć z przeciwnościami
losu, wybierając dla mnie życie pod kloszem. To dzięki niemu byłam tym, kim
byłam.
-Wierzył, że ma idealną siostrę – wyszeptałam – widocznie
się mylił – dodałam niemal bezgłośnie.
-Jest twoim starszym bratem, dla niego zawsze będziesz
idealna.
-Idealna siostra nigdy nie zdradziłaby swojego
narzeczonego – prychnęłam.
-Bo go nie zdradziłaś – przypomniał mi Terry.
-Harvey wierzy w co innego – odbiłam piłeczkę.
-No to powiedź mu prawdę – podniósł głos już trochę
zniecierpliwiony.
-Nie – odparłam krótko, lecz stanowczo.
Richardson westchnął głęboko i pokręcił głową.
-Kobiety…
Siedzieliśmy w ciszy przez kolejne kilka minut. Ile
dokładnie? Nie wiem. Już dawno straciłam poczucie czasu. Sprawdzić, która
godzina też nie mogłam, bo nie wzięłam telefonu. Bardzo odpowiedzialnie biorąc
pod uwagę fakt, że portfela też nie miałam.
Jedyny moment, podczas całej naszej znajomości, w którym
ucieszyłam się, że znam tego dupka. Chociaż, może inaczej: że to on zna mojego
brata. To dawało mi poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że może jednak nie
będzie próbował się do mnie dobierać, jak podczas naszego ostatniego spotkania.
Może nawet mi pomoże wrócić do domu?
-Tak właściwie – zaczął znowu, kiedy wypalił kolejnego
papierosa – dlaczego powiedziałaś temu swojemu… - przez chwilę się zawahał.
-Mattowi – podpowiedziałam.
-Mattowi – powtórzył za mną – że to nie było jego
dziecko?
-Żeby się w końcu zamknął – bawiłam się swoimi palcami –
i żeby go bolało – dodałam nieco ciszej.
-Tak jak ciebie – bardziej stwierdził niż zapytał, na co kiwnęłam
twierdząco.
-Te wszystkie jego słowa – umilkłam na chwilę – należało mu
się.
-Nie zaprzeczę – ziewnął i przetarł twarz dłonią - jest chyba
druga w nocy, a ty siedzisz na ławce z… Jak to mnie kiedyś nazwałaś? – udawał,
że się zastanawia, ledwo powstrzymując uśmiech – niewyżytym pseudoartystą. Co
tu się dzieje?! – zawołał wznosząc ręce ku niebu.
-Ironia losu – westchnęłam.
-Napiszę, żeby ktoś
po ciebie przyjechał. Pewnie się martwią – stwierdził i wyciągnął
komórkę.
-Lepiej będzie, jak pożyczysz mi na taksówkę – spojrzałam
na niego błagalnie – jest już późno.
-Właśnie dlatego, że jest późno, nie puszczę cię taksówką
z jakimś obcym świrem.
-Już spędziłam dużo czasu z jednym – dogryzłam mu.
-Którego przynajmniej znasz – mówił, stukając w klawisze.
-Nie wiem, czy jest się z czego cieszyć.
-Arrow, byłem pijany – spojrzał na mnie znad telefonu –
ludzie robią wtedy głupie rzeczy.
-Raczej takie, które chcieliby zrobić, ale nie mają
odwagi na trzeźwo – zauważyłam.
Nadal byłam na niego zła za to, jak mnie potraktował.
Wziął mnie za pierwszą lepszą, którą mógłby zaciągnąć do łóżka w dodatku,
zachowując się przy tym jak cham.
-Myślisz, że nie zrobiłby tego na trzeźwo, gdybym chciał?
– spojrzał na mnie z niedowierzaniem – zrobiłbym. Wtedy na tej imprezie, ledwo
kontaktowałem. Zresztą nie będę się znowu tłumaczył – machnął ręką.
-Znowu? – zdziwiłam się. Z niczego mi się nigdy nie
tłumaczył.
-Nie ważne – zbył mnie – nie psujmy tego, że udało nam
się normalnie porozmawiać – puścił mi oczko, chowając telefon.
Kiwnęłam głową na znak rozejmu, a Richardson odpalił kolejnego
papierosa. Zapadła cisza. Objęłam się ramionami, czując, że robi się coraz chłodniej.
Miałam na sobie tylko koszulkę, więc już trochę przemarzłam. Przez chwilę
zastanawiałam się, komu Terry już się tłumaczył, jednak moją głowę szybko
zaprzątnęła inna myśl, która nieco mnie sparaliżowała. Mój towarzysz szybko
domyślił się, co jest grane.
-Nie martw się, nie napisałem do Harvey’a.
O ile przez chwilę czułam ulgę, o tyle kolejne mijające
minuty napełniały mnie coraz większym żalem do Terry’ego, że nie pozwolił mi jednak
pojechać taksówką. W myślach błagałam o to, by sms którego wysłała, był
zaadresowany do starszego z braci Leto. Ostatnio spędziłam z nim dużo czasu i
wiedziałam, że nawet jeśli będzie na mnie zły, to nie da tego po sobie poznać i
nie będzie o nic pytał.
Jednak stojąc z Richardsonem na chodniku przy głównej
ulicy i już z daleka widząc nadjeżdżające, czarne auto, poczułam się jeszcze
gorzej niż wtedy, gdy w drzwiach zobaczyłam Matta. Ogarnęła mnie panika.
Mogłam mieć jeszcze nadzieję, że to po prostu ktoś inny
ma taki sam samochód, ale zniknęła ona w momencie, kiedy Audi zatrzymało się
tuż obok nas, a jego kierowca w mgnieniu oka z niego wysiadł.
Patrząc na twarz Jareda, żałowałam, że to jednak nie
Harvey po mnie przyjechał. Powiedzieć, że Leto był zły, to jakby nic nie
powiedzieć. Był wściekły, a jego pociemniałe ze złości oczy, ciskały we mnie
piorunami.
-Wsiadaj – rzucił krótko, a ja nie chcąc go jeszcze
bardziej denerwować, zrobiłam to natychmiast.
We wnętrzu auta było o wiele cieplej niż na zewnątrz,
jednak ja zaczęłam niezauważalnie drżeć. Tym razem ze strachu. W cicho grającym
radiu leciała właśnie jakaś spokojna piosenka, co trochę podniosło mnie na
duchu, przynajmniej do momentu, w którym Jared nie znalazł się na miejscu
kierowcy. Terry usiadł z tyłu, jednak jego obecność nie obniżyła napięcia,
które było niemal namacalne. Gdyby nie muzyka wydobywająca się z głośników,
mogłabym usłyszeć bicie własnego serca.
Patrzyłam tępo przed siebie, bojąc się nawet poruszyć.
Całą drogę prowadzącą pod dom Richardsona, miałam nadzieję, że auto nigdy się
nie zatrzyma i nie będę musiała zostać sam na sam z Jaredem. Stało się inaczej.
-Dzięki wielkie, na razie – Terry klepnął wokalistę w
ramię – trzymaj się Arrow – zwrócił się też do mnie, ale z moich ust nie padło
nawet ciche mruknięcie, o które wcześniej pokusił się Leto.
Kiedy fotograf zatrzasnął drzwi, Jared ruszył z piskiem
opon. Odważyłam się w końcu na niego zerknąć, jednak widząc jego profil, mocno
ściśnięte szczęki i ściągnięte brwi, zrezygnowała z wyrażenia swojej
dezaprobaty dotyczącej jego jazdy. Pędził na złamanie karku, co jakiś czas
wymijając pojedyncze auta. Nie byłam pewna, czy bardziej bałam się wypadku, czy
może tego, że dojedziemy na miejsce w całości i w końcu mężczyzna wyrzuci z
siebie cały swój gniew. Zanim zdecydowałam, co byłoby dla mnie lepsze, Jared
gwałtowanie zjechał na pobocze i się zatrzymał. W ułamku sekundy niemiłosiernie
rozbolał mnie brzuch. Czułam, że robi mi się słabo. Przez chwilę panowała
złowroga cisza, kiedy radio umilkło. Ale tylko przez chwilę.
-Czy ty się kiedyś opamiętasz i przestaniesz uciekać? –
zapytał w końcu – spójrz na mnie – poprosił, próbując zachować spokój, co
przychodziło muz niemałym trudem.
Zrobiłam to, o co prosił i poczułam się jeszcze gorzej, o
ile to było w ogóle możliwe. Mimo, że jedynym źródłem światła był duży wyświetlacz
nawigacji i radia, doskonale widziałam jego twarz. Nadal był zły i to nie
ulegało wątpliwości, ale teraz w jego oczach można było dostrzec również inne
uczucia. Rozczarowanie, smutek, ale też i pewnego rodzaju ulgę.
-Za każdym razem, gdy coś się dzieje, ty uciekasz –
przetarł twarz dłonią, oddychając głęboko.
-To moja sprawa – wybąkałam, uciekając wzrokiem gdzieś na
skrzynie biegów.
-Twoja sprawa?! – zawołał i z niedowierzaniem kręcąc
głową, oparł się o fotel, patrząc w okno – nie wierzę – wyszeptał sam do siebie.
-Możemy już jechać? – zapytałam niemal bezgłośnie,
podnosząc na niego wzrok.
-Nie – odpowiedział – znowu chcesz uciec – dodał z
pretensją, kiedy mimowolnie spojrzałam w kierunku klamki.
-Co cię to obchodzi?! – odważyłam się w końcu podnieść
głos.
-Dużo do cholery! – on również nie był mi dłużny – to jest
Los Angeles, a ty się włóczysz po nim sama bez telefonu, nie znając tu niczego!
Jest środek nocy, a ty siedzisz w parku w najniebezpieczniejszej
dzielnicy!
Teraz już zupełnie nad sobą nie panował. Krzyczał,
gestykulując przy tym, a we mnie zamiast poczucia winy, zaczęła budzić się
złość.
-Ktoś mógł cię zgwałcić albo zabić! Czemu do cholery
zawsze musisz się chować?! Dlaczego nie umiesz rozmawiać?! Wali się małżeństwo
twoich rodziców! Co robisz?! Uciekasz! – uderzył dłonią w deskę rozdzielczą, aż
lekko podskoczyłam – Nie układa ci się z facetem?! – kolejne uderzenie – Zawsze
do cholery to samo! Co zrobiłaś, gdy dowiedziałaś się o ciąży matki?! – zatrzymał
dłoń w połowie drogi i wplątał ją we włosy, już sam nie wiedząc, co z sobą
zrobić – uciekłaś – podsumował nieco ciszej – do mnie i do Shannona, ale jednak
– zacisnął mocno szczęki – tylko, że wtedy byłaś bezpieczna, a teraz? – patrzył
na mnie z wściekłością i smutkiem jednocześnie – Co gdyby nie Terry? Czy musi
się do cholery coś stać, żebyś przestała to robić?! – znowu niemal krzyczał.
-Nikogo by to nawet nie obeszło – stwierdziłam gorzko –
jednej dziwki mniej!
-Nie jesteś… - zaczął, ale mu przerwałam.
-Nie masz pojęcia kim jestem! – wydarłam się najgłośniej
jak potrafiłam.
Zachowywaliśmy się jak nienormalni. Z każdym słowem coraz
bardziej podnosiliśmy głos. Czułam, że moje gardło jest już zupełnie zdarte,
ale to nie było teraz ważne. Ważne było to, że mogłam wyrzucić z siebie cały
swój gniew, żal i frustrację, tkwiące we mnie od długiego czasu. Nie obchodziło
nas, że siedzimy w aucie na jakimś uboczu, a wyświetlacz radia wskazywał 3:27.
Nie przeszkadzało nam to.
-Ale też wiem, kim nie jesteś! – to był ostatni krzyk
dzisiejszej nocy.
Przez dłuższą chwilę patrzeliśmy na siebie próbując
uregulować oddechy. Zapadła cisza, która była nam obca. Zupełnie nierzeczywista.
Dzięki poświacie wyświetlacza byłam w stanie dostrzec uwydatnioną żyłkę pod
okiem Jareda oraz drgające nozdrza.
-Szkoda, że mój brat tego nie wie- wyszeptałam z żalem.
Obróciłam się w fotelu i oparłam głowę o szybę.
-Bo jest idiotą – wychrypiał cicho.
Po chwili znowu jechaliśmy. Żadne z nas się już nie
odzywało, ale to nie miało nic wspólnego z tym milczeniem sprzed kłótni. Wtedy
oboje byliśmy wulkanami pełnymi emocji, a teraz potrzebowaliśmy chwili spokoju,
by wszystko przemyśleć. Z jednej strony czułam się fatalnie, bo dotarło do mnie
to, że Jared miał racje. Uciekałam cały czas. Bałam się problemów i nawet nie
próbowałam ich rozwiązywać. Z Terry’m też miał rację. Gdyby nie fotograf nie
siedziałabym teraz z nim w aucie, a dalsze, samotne błąkanie się po ulicach
nieznanego mi miast, było chyba jedynym optymistycznym scenariuszem. Każdy inny
wiązał się z tym, że ktoś mógłby chcieć mnie skrzywdzić.
Oprócz poczucia winy nadal kłębił się we mnie też żal.
Wcale nie do Leto i tego, co powiedział, ale do Harvey’a. Mimo, że przecież
znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny, uwierzył w to, że to dziecko nie było
Matta. Nawet Jared to wiedział, a przecież Terry nie miał jak mu o tym
powiedzieć, żebym tego nie słyszała. Dopiero co poznany mężczyzna miał o mnie
lepsze zdanie niż własny brat. To bolało.
-Lepiej będzie, jak przenocujesz dzisiaj u nas – stwierdził
Jared, a w moich oczach zalśniły łzy.
Staliśmy na podjeździe pod jego domem, w którym nadal
paliło się światło, w przeciwieństwie do tego sąsiedniego. Prawdopodobieństwo,
że Harve jest teraz z Shannonem było niemal równe zeru, szczególnie po tym, co zaproponował wokalista. Mój brat spał, podczas gdy ze mną mogły dziać się różne
złe rzeczy. Nie przejął się tym.
-Chodź, Arrie – delikatnie złapał mnie za ramię, kiedy z
żalem wpatrywałam się w ciemne okno pokoju Harvey’a.
-Obiecaj, że mu nie powiesz – poprosiłam.
Przez chwilę wydawało mi się, jakby walczył sam z sobą,
jednak po chwili skinął głową, cały czas patrząc mi w oczy.
-Ale według mnie, jednak powinnaś mu powiedzieć –
westchnął, łapiąc mnie za dłoń i prowadząc w kierunku swojego domu.
-Niech sam zapyta – odparłam beznamiętnie, mocniej
ściskając jego rękę.
Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że nawet się
uśmiechnął, jednak już po chwili kręcił głową.
-Czasem się zastanawiam, które z was jest bardziej uparte
– mówił, przepuszczając mnie w drzwiach.
Nim zdążyłam zastanowić się nad odpowiedzią, ktoś już porwał
mnie w ramiona i mocno do siebie tulił.
-Jesteś nienormalna – szepnął mi do ucha i jeszcze
bardziej wzmocni uścisk, który odwzajemniłam, wtulając głowę w zagłębienie przy
jego szyi.
-Pójdę ci poszukać czegoś do spania – usłyszałam ponury głos
Jareda i spojrzałam w kierunku schodów, ale nawet się nie odwrócił.
-Go chyba tak nie tuliłaś, co? – zaśmiał się cicho perkusista,
patrząc w ślad z bratem.
-Nie – przyznałam z nikłym uśmiechem na twarzy – byliśmy zbyt
zajęci wrzeszczeniem na siebie.
-Każdy czasem musi – puścił mnie i zmierzwił włosy –
martwiliśmy się – dodał już poważniej, patrząc mi smutno w oczy.
-Wiem, przepraszam – spuściłam wzrok.
Czułam się źle z myślą, że przez tyle godzin zachodzili w
głowę, gdzie jestem i czy nic mi się nie stało. W dodatku było już późno, a oni
przeze mnie nie spali. Przynajmniej niektórzy…
-Chodź na górę – pociągnął mnie za rękę.
Wspięliśmy się po schodach na piętro, gdzie był pokój
gościnny, w którym miałam dzisiaj spać. Shannon pokazał mi wcześniej, gdzie
jest łazienka i zostawił mnie samą, jednak już po chwili pojawił się jego brat
z czystym ręcznikiem i ubraniami.
-Tu masz też spodnie dresowe, bo pewnie zmarzłaś –
wskazał na szary materiał, leżący w moich dłoniach.
Podrapał się po głowie i zapadła niezręczna cisza. Znowu
rozbolał mnie brzuch, bo nie wiedziałam, jak się teraz zachować. Wiedziałam, że
nadal jest trochę na mnie zły. W dodatku widać było, że jest zmęczony, a ja
zamiast coś powiedzieć, stałam jak kołek, nie umiejąc ubrać w słowa tego, jak
bardzo jestem mu za wszystko wdzięczna.
-To ja już pójdę. Dobranoc Arrie – powiedział i odwrócił się w stronę wyjścia.
Dopiero to pomogło ruszyć mi się z miejsca.
-Jared, zaczekaj – złapałam go za koszulę, a gdy znowu na
mnie spojrzał zrobiłam zbolałą minę i przytuliłam się do niego.
Przez chwilę wydawał się być zaskoczony, ale potem
przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej.
-Przepraszam, Jay – załkałam, opierając głowę o jego
klatkę piersiową. Był wyższy od Shannona.
-Arrie, nie płacz – poprosił gładząc mnie po policzku i
wtulając twarz we włosy.
Nie wytrzymałam i dałam upust emocjom. Wcześniejsze krzyki
nie wystarczyły, musiałam się jeszcze wypłakać. Wiedziałam, że Matt zniknął z
mojego życia już na zawsze, ale pozostał jeszcze Harvey, któremu tak prędko nie
przejdzie.
-Dziękuję, że po mnie przyjechałeś – wydusiłam z siebie,
kiedy już się trochę uspokoiłam.
-Zawsze możesz na mnie liczyć – zapewnił, masując mnie po
plecach – ale obiecaj, że już nigdy nie wywiniesz takiego numeru – zaśmiał mi
się do ucha, na co sama też się uśmiechnęłam.
-Obiecuję.
-A teraz przebieraj się i idź spać, bo to był ciężki
dzień.
Oderwałam się od niego i dłonią starłam z twarzy
pozostałe łzy. Uśmiechnęłam się lekko, kiedy podał mi z ziemi rzeczy,
które wypuściłam z rąk,.
-Dobranoc – delikatnie musnął ustami mój policzek i
zniknął.
Pokręciłam głową i w nieco lepszym nastroju ruszyłam do
łazienki. Jared miał rację, to był ciężki dzień. Pytanie tylko, jaki będzie
kolejny?
KOCHAM CIĘ, STARA, NO PO PROSTU KOCHAM CIĘ ZA TEN ROZDZIAŁ SJKLSJLJHDKJD MOJE FEELSY
OdpowiedzUsuńArrie i Terry, matko, ja bym prędzej kopnęła w jaja tego zboczeńca i patrzyła, jak zwija się z bólu, i cieszyła się z tego, a tu proszę, ona się przed nim otwiera a on jej nie wykorzystuje! Szkoda, że pod koniec nie powiedział "w ramach odwdzięczenia się wpadnij do mnie na nagą sesję" hehehehe xD
Harvey to dupa wołowa i koniec, za bardzo ją chronił, przez co ją popsuł, szkoda dziewczyny ;_;
Jared jak zwykle ajhdkkjdjh moje feelsy szaleją, czemu on musi być w każdym opowiadaniu taki kurde perfekcyjny, czemu?!?!?! On nie powinien taki być, nie zgadzam się D:
Boski rozdział :) Jared taki wspaniały :* szkoda mi Arrow :( czekam na nowy :}
OdpowiedzUsuńnajlepsze opowiadanie jakie czytalam :) czekam na więcej :}
OdpowiedzUsuńSUPER ROZDZIAŁ :) CZEKAM NA NOWY :}
OdpowiedzUsuńhkdghxhjkjhv , nie wiem co napisać , boski rozdział *___* Jared taki doskonały :D Mam nadzieję że brat jej uwieży, wkońcu znają się całe życie :D coś czuję że może zaiskrzyć między Arrow a Jaredem *-----* czekam na więcej :D
OdpowiedzUsuńawww jesteś świetna :3 kiedy nastepny rozdział :C ?
OdpowiedzUsuńdziękuję za tak miłe komentarze ;_; trochę przesadzone, ale poprawiają humor :D <3 naprawdę staram się coś wymyślić, nosi mnie cholernie, żeby coś napisać, ale nie mam ciekawego pomysłu ;_; są jakieś tylko takie naciągane i ogólnie mam zarys kolejnych rozdziałów, ale nie 12 ;_; i to jest deprymujące, bo marnuję czas ;_; uczyć się nie uczę, bo nie mogę się skupić przez to opko, a napisać też nic nie mogę ;_; mam nadzieję, że to szybko minie ;_; jeszcze raz dziękuję za komentarze <3 xoxox
OdpowiedzUsuńFajne, podoba mi się:) Czekam z utęsknieniem na następne :)
OdpowiedzUsuńJejciu, tak bardzo uwielbiam Jareda <3 No i mam nadzieję, że Arrow wyjaśni wszystko Harvey'owi. Trochę spóźnione, ale powodzenia na maturze :)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie, również zaczęłam opowiadanie o 30stm :)
http://hurricane-jatrina.blogspot.com/
Pozdrawiam i życzę weny na kolejny rozdział :D
kiedy będzie nowy ?
OdpowiedzUsuńdopiero po 22, bo wtedy mam ustną z polskiego i do tego czasu muszę napisać prezentację maturalną, więc nie dam rady znaleźć czasu na napisanie rozdziału ;_; przepraszam :c
UsuńJuż odliczam godziny do następnego... i trzymam kciuki za maturę :)
OdpowiedzUsuń(nie) dziękuję! na razie jest śmieszne, bo ustny jutro, a ja jeszcze bez prezentacji hihih :D nienawidzę siebie za robienie wszystkiego na ostatnią chwilę ;_; a ten rozdział może mieć poślizg, ale do końca tygodnia się postaram, nie wiem co mi z tego wyjdzie, bo jeszcze na 18nastkę idę, więc nie wiem czy będę w stanie pisać xD hehehehe :D
Usuńkiedy będzie nowy ? :-)
OdpowiedzUsuńjeśli uda mi się dzisiaj skończyć, to późnym wieczorem, a jeśli nie, to jutro dodam ;)
UsuńTwoje opowiadanie jest świetne! Co jakiś czas będę tu wpadać i doglądać Twego dzieła, a najlepiej prosiłabym o powiadomienie ;3
OdpowiedzUsuńP.S. Czytam i jakby można było - obserwowałabym ^^ - liczę na rewanżyk, nie przymuszam, jeśli masz, choć najmniejszą ochotę czytać moje bzdury to zapraszam ^^
Zapraszam do mnie: http://this-is-love-30stm.blogspot.com
P.S.2 Wiem, że nieco banalny, ale muszę się rozkręcić, bo na początku zawsze tak mam, a później jest coraz lepiej. Aktualnie tylko mogę zaoferować prolog i 1 rozdział ^^
wiem, że obiecałam nowy dzisiaj ale mnie dopadło coś i nie jestem w stanie dokończyć :__; przepraszam :cc
OdpowiedzUsuńHej, hej
OdpowiedzUsuńWybacz, że tu spamuję, ale chciałam powiadomić o nowym rozdziale :)
http://this-is-love-30stm.blogspot.com/
kiedy będzie nowy ?
OdpowiedzUsuńżyjesz tam ? kiedy będzie nowy ? odezwij się ;D
OdpowiedzUsuńprzepraszam! totalnie nie miałam głowy do pisania przez Rybnik, a wcześniej też kilka ważnych spraw... teraz w sumie też mało czasu, bo zaczynam kombinować jakby tu jeszcze jakiś koncert zaliczyć, w dodatku wyniki, rejestracje się zaczną, a ja mam napisaną tylko jedną stronę ;____;
Usuńa tak miej więcej pojawi się na początku lipca czy później ?
OdpowiedzUsuńprzepraszam,a le dopiero wczoraj wróciłam do domu! nie wiem, kiedy dodam, postaram się do końca tygodnia! trzymaj kciuki, bo tyle się wydarzyło, że naprawdę ciężko mi się skupić! :D
Usuńczekam z niecierpliwością i życze weny :-)
OdpowiedzUsuńprzyda się <3 xoxo
Usuńkiedy będzie nowy bo ja tu się doczekać nie mogę ;/
OdpowiedzUsuńP.S. pisałaś kiedyś stare opowiadanie i napisałaś że zaczniesz je pisać jeszcze raz , kiedy pojawi się jakiś rozdział bo nie mogę dodać tam komentarza
planuje dzisiaj się wyrobić, ale zobaczymy, postaram się baaardzo, bo długo trzymam Was bez niczego i strasznie źle się z tym czuję :c a stare opko, mam w planach :D nie wiem kiedy, bo jak widzicie mam problem z terminami :D a nie możesz dodać, bo muszę zaakceptować komentarz, a dawno mnie tam nie było ;__; odblokuję to :D
Usuńczekam i pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńpiszem piszem! chcę go bardzo dzisiaj dodać! idzie trochę opornie, ale nie pójdę spać póki nie skończę! :D pewnie nie będzie jakoś wybitnie, a na takie coś zasłużyliście po tak długim czasie, ale może coś tam się Wam spodoba :D
UsuńHej
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz. Już Ci kiedyś wspominałam, ze to wielka szkoda, że poprzedniego ff nie dokończyłaś... Ale fajnie, że wpadłaś na pomysł "reedycji" :D Ciekawa jestem jak to rozegrasz :) Tylko nie zostawiaj w międzyczasie tego, co tu zaczęłaś :D
Pozdrawiam
-S
nie zostawię! i mam nadzieję, że reedycja też zostanie i rozpoczęta i zakończona :D za bardzo uwielbiam Amy, by nie skorzystać z pomysłu, który wpadł mi do głowy :D Arrie też co raz bardziej lubię, więc mam nadzieję, że jej nie zostawię z nierozwiązanymi sprawami :D
UsuńOK, NIE WIEM CZY SKOŃCZĘ PRZED CZY PO PÓŁNOCY, ALE SKOŃCZĘ! :D
OdpowiedzUsuńhaha czyżby jakaś motywacja? :>
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
-S.
motywacją jesteście Wy! bo mimo że tak zawodzę z tymi terminami Wy nadal czekacie! xox to naprawdę motywuje i w ogóle to co teraz pisze.... eh, pewnie zbierałabym się do tego kolejny miesiąc, no aleee :D
Usuń