Muzyka
-Możemy porozmawiać? - Matt w końcu przerwał niezręczną ciszę.
-Możemy porozmawiać? - Matt w końcu przerwał niezręczną ciszę.
Stałam nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co się
dzieje. Wydawało mi się, że zamknęłam już ten okres swojego życia, do którego
należał znajdujący się naprzeciw mnie człowiek.
-Myślałam, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy -
odpowiedziałam oschle.
-Chcę tylko porozmawiać - upierał się.
-Nie mamy o czym rozmawiać.
-Wydaję mi się, że jednak mamy – Matt spojrzał wymownie
na Shannona, który szybko zreflektował się o co chodzi.
-Będę w kuchni – ścisnął mnie za ramię, chcąc dodać otuchy
– jako coś, to mnie wołaj.
Muzyk zostawił nas samych, choć pewnie gdybym była choć
trochę bardziej stanowcza, już dawno wyrzuciłby Australijczyka za drzwi.
Zamiast tego stałam jak słup, z niepokojem przyglądając się byłemu
narzeczonemu. Obawiałam się tego
spotkania i szczerze mówiąc miałam nadzieję, że nigdy do niego nie dojdzie,
choć znając charakter Turnera, powinnam była się spodziewać, że pewnego dnia
stanie w moich drzwiach. Wiedziałam, że to będzie trudne, ale teraz byłam wręcz
przerażona. Nie bałam się, że Matt podniesie na mnie rękę. Bałam się tego, że
wrócił tylko po to, by nakłonić mnie do powrotu, a ja mu ulegnę. Trudno nie tęsknić za kimś,
kto pomógł ci się odnaleźć w nowym miejscu i był przy tobie przez cały ten
czas.
-Zajmę ci tylko chwilę – z zamyślenia wyrwał mnie jego
niski głos.
Sposób w jaki na mnie patrzył, nie dawał mi złudzeń na
to, że to będzie wesoła pogawędka. Jego brązowe oczy były zupełnie pozbawione
emocji i co pewien czas, uciekały do miejsca, w którym zniknął Shannon. Był na
mnie zły, ale czego się spodziewałam? Wyjechałam zostawiając mu tylko list, bo
nie miałam odwagi spojrzeć mu wtedy w twarz. Zawsze obiecywał, że tym razem się
zmieni i będzie starał, a ja mu wierzyłam. Byłam do niego przywiązana i
chciałam wierzyć, że to wcale nie musi się kończyć, a czasy w których
rozmawialiśmy godzinami wcale nie odeszły w zapomnienie. Choć czy tak naprawdę
nie chodziło w tym o to, że ja tak po prostu bałam się, że sobie bez niego nie
poradzę? Był przy mnie od samego początku mojego pobytu w Australii. To on
pomógł mi się odnaleźć w obcym miejscu.
Czy ja go w ogóle kochałam?
Przyglądając mu się w milczeniu zaczęłam się zastanawiać,
dlaczego się z nim związałam. Może to nie była odpowiednia chwila na takie przemyślenia, ale
najprawdopodobniej ostatnia, by zrobić to zgodnie ze swoim sumieniem. Co
wyjątkowego było w łysiejącym już 52-letnim Australijczyku? Może to, że jako
jedyny, kiedykolwiek zapytał mnie czego chcę? Dostrzegł we mnie kogoś więcej
niż tylko młodszą siostrę, o którą trzeba się troszczyć i obić twarz każdemu,
ktokolwiek się do niej zbliży. Teraz zrozumiałam, że był pierwszym facetem,
którego Harvey nie mógł zastraszyć. Pierwszym, który nie zrezygnował. Mogłam z
nim porozmawiać o wszystkim. Słuchał, czego nikt inny wcześniej nie robił. Aż w
końcu i on tego zaprzestał. Zaprzestał czegoś, za co go kochałam. Dlatego
odeszłam.
-Arrow, tylko 5 minut – niecierpliwił się.
Westchnęłam głęboko i w końcu skinęłam głową. Chciałam
mieć to już za sobą, więc bez słowa ruszyłam w stronę salonu. Stanęłam w
najdalszym jego końcu i opierając się plecami o komodę, założyłam ręce na
piersiach. Po chwili w pomieszczeniu zjawił się również Matt. Przez dłuższą
chwilę panowała między nami niemal grobowa cisza, którą w końcu odważyłam się
przerwać. Było to zdecydowanie łatwiejsze, niż mierzenie się z oskarżycielskim
spojrzeniem Australijczyka.
-Po co tu przyjechałeś? –spytała, udając obojętność, choć
z każdą chwilą ogarniała mnie co raz większa panika. Musiałam wziąć się w
garść. Nie mogłam czuć się winna. To on mnie od siebie odtrącał. Pretensje mógł
mieć tylko do siebie.
-Widzę, że szybko znalazłaś sobie młodszego – patrzył na
mnie z pogardą, na co prychnęłam.
-Nikogo sobie nie znalazłam. Nie zarzucaj mi czegoś, o
czym nie masz pojęcia – starałam się zachować spokój mimo, że ewidentnie starał
się mnie wyprowadzić z równowagi.
-No to niby, co on tu robi?! – skinął głową w stronę
korytarza – podobno miałaś lecieć do Harvey’a, a nie obcego faceta – zarzucił mi
– chociaż wydaje mi się, że wcale nie jest taki obcy – uśmiechnął się
ironicznie.
-To sąsiad Harvey’a. Zresztą nie będę ci się tłumaczyć,
bo to nie twoja sprawa - odparłam chłodno.
-A czyja? –zadrwił – Wykorzystałaś mnie. Znalazłaś
starego głupca, który załatwił ci pracę marzeń. Pobawiłaś się nim, a potem..
-To ty mnie zostawiłeś! – krzyknęłam, przerywając mu, na
co spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
-Ja? – prychnął, robiąc przy tym krok w moją stronę – to nie
ja uciekłem, pozostawiając po sobie tylko krótki liścik.
-Tak ty! Odzywałeś się tylko, kiedy czegoś potrzebowałeś.
Odsunąłeś się ode mnie i pozostawiłeś samej sobie. Ile razy wymigiwałeś się
zmęczeniem, kiedy chciałam porozmawiać. Tyle tylko, że ja też pracowałam, też
miałam prawo być zmęczona, a jednak próbowałam. Zamknąłeś się na mnie, a kiedy
w końcu udało mi się wyrzucić z siebie to wszystko, ty jak gdyby nigdy nic
przytulałeś biedną Arrow. Przepraszałeś, obiecywałeś, ale po kilku dniach znowu
miałeś za nic moją obecność. Ciekawa jestem, po ilu dniach zdałeś sobie sprawę z
tego, że mnie nie ma? Pewnie dopiero wtedy, kiedy nie miał ci kto podać
bandażu! – wyrzuciłam z siebie, a wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił.
Już nie był taki pewny siebie, jak jeszcze chwilę wcześniej.
-Przecież rozmawialiśmy…
-Kiedy? W pracy? Nie pogrążaj się. Zarzucasz mi, że byłam
z tobą tylko dla pracy, a sam po za nią nie widziałeś niczego więcej. Znaczyła
dla ciebie dużo więcej niż ja.
-To ty pierwsza się ode mnie odsunęłaś – znowu próbował
zrzucić całą winę na mnie.
-Tak, oczywiście, to wszystko moja wina. Nie potrafisz
przyznać się do błędu. Jesteś dojrzałym człowiekiem, a zachowujesz się jak
dziecko.
Znowu podniosłam głos, nie mając ochoty dłużej słuchać
jego paplaniny. Nie potrafił pogodzić się z faktem, że też nie był bez winy. Za
każdym razem, gdy byłam już przy drzwiach obiecywał to samo. Wierzyłam mu, bo tak
naprawdę nie chciałam odchodzić. Byłam tchórzem, który bał się nowego życia. Nie
potrafiłam zrozumieć, jak mogłam się tak zmienić. Nigdy nie bałam się
podejmować decyzji, realizowałam nawet te najbardziej spontaniczne decyzje.
Matt mnie zmienił. Jako młoda kobieta mogłam tyle jeszcze osiągnąć, a przerażała
mnie wizja wzięcia odpowiedzialności za własne życie. Kto był gorszy: ja czy
on?
-Właśnie! – pokiwał głową – dziecko!
Przez chwilę patrzyłam na niego, nie dowierzając, w to co
powiedział. Miałam nadzieję, że nie upadł na tyle nisko, by poruszać temat, na
który nigdy nie byłam przygotowana. Nie mógł mi teraz tego zrobić. Czułam, jak
moja twarz blednie, a do oczu napływają łzy. Był skłonny wyciągnąć działo
o największym kalibrze, byle tylko zadać mi jak najwięcej bólu.
-Matt – szepnęłam błagalnie, jednak mężczyzna nie miał
zamiaru się już wycofać.
-Myślisz, że nie wiem? – wysyczał przez zaciśnięte zęby –Nie
chciałaś tego dziecka, na pewno się cieszyłaś, kiedy poroniłaś – mówił, a każde
jego słowo przywoływało obrazy, które tak bardzo chciałam wyrzucić z pamięci.
Zacisnęłam dłonie w pięści, nie mogąc uwierzyć w to, o co
mnie posądzał. Nie miał pojęcia, jak bardzo mnie ranił wyrzucając z siebie
nieprzemyślane oskarżenia. Ale przecież o to mu chodziło. Chciał żeby bolało
mnie tak bardzo, jak jego, kiedy odeszłam. Pewnie nawet nie przypuszczał,
że te słowa mogą siać większe spustoszenie w czyimś sercu, niż zostawienie
kogoś tylko z kartką papieru. Gdyby wiedział, zrobiłby to już wcześniej.
-Nie mów tak – poprosiłam niemal bezgłośnie, ale on mnie
już w ogóle nie słuchał.
-Było ci to na rękę, bo gdybyś urodziła musiałabyś ze mną
zostać. Użerać się ze mną, dopóki bym w końcu nie zdechł. Niańczyć bachora i
starca. Nigdy nie lubiłaś dzieci, bałaś się o nich nawet myśleć, a co dopiero o
nich rozmawiać. Nie zdziwiłbym się gdybyś nawet to zaplanowała. Pozbyć się było
łatwiej, niż odpowiadać na pytania: ten facet to ojciec, czy może dziadek? To
52-latek może mieć jeszcze dzieci?! Biedna dziewczyna, w co ona się wpakowała? –
mówił z ironią podczas gdy ja, nie byłam w stanie powstrzymać nawet łez, a co dopiero
się odezwać.
Mimo, że żadne z jego słów nie było prawdą, nie miałam
sił mu przerywać. Napływ wspomnień zupełnie mnie sparaliżował. Zdałam sobie
sprawę z tego, że w ogóle nie znam mężczyzny stojącego przede mną, a ona nie
znał mnie. Nie miał najmniejszego pojęcia, co czuję. Zawsze myślałam, że
jest inaczej i jest jedynym, który potrafi mnie zrozumieć, ale teraz widzę, że
się myliłam. Świadomość tego sprawiła, że poczułam się tak samo samotną jak
wtedy, kiedy leżąc w szpitalu, w otępieniu słuchałam słów lekarza.
Co najgorsze, gdy spojrzałam na Matta, dostrzegłam, że
jest z siebie zadowolony. Osiągnął to, po co tu przyszedł. Niszcząc mnie,
odbudował poczucie własnej wartości. Cały swój żal i gorycz przelał na mnie. Z
premedytacją zadawał mi ból.
Nie słyszałam już żadnego słowa, mimo, że jego usta nadal
się poruszały. Ogarnęła mnie ogromna pustka i dopiero dźwięk upadającej torby,
gdzieś daleko z boku, sprowadził mnie na ziemie i uświadomił, co za zdanie
właśnie padło z moich ust.
Uniosłam przerażony wzrok na Matta, który w końcu
zamilkł. Wyglądał jakby ktoś właśnie ugodził go nożem w samo serce.
Odprowadziłam go wzrokiem, kiedy w dziwnym stanie opuszczał pomieszczenie, by
po chwili natrafić na parę oczu własnego brata, który zniknął zanim w ogóle
przyszły mi na myśl jakiekolwiek słowa wyjaśnienia.
-Zaraz będzie obiad – Shannon podrapał się po głowie i
speszony wrócił do kuchni z prędkością światła.
Został już tylko on. Patrzył na mnie w sposób, który
sprawiał, że wypowiedziane przez mnie słowa jeszcze głośniej rozbrzmiewały w
mojej głowie i budziły co raz większe poczucie winy. To nawet nie było twoje dziecko.
Bez słowa wyminęłam Jareda, który chciał mnie zatrzymać.
Jednak chyba sam nie był do tego przekonany, bo gdy wyrwałam mu się raz, nie
próbował po raz kolejny łapać mnie za dłoń. Nie byłam w stanie spojrzeć mu w
oczy. Nie chciałam widzieć w nich tego, co widziałam u Harvey’a. Zawiodłam.
Nienawidzę Matta całym swoim sercem, to taki bezduszny człowiek skurwiel, który zupełnie nie ma pojęcia, co robi swoimi słowami ;--; Biedna Arrie, tak bardzo skrzywdzona przez tego gnoja!
OdpowiedzUsuńMyślałam, że zrobisz coś w kierunku, żebym go polubiła, ale chyba wolisz, żebym go coraz bardziej nie cierpiała xD udało Ci się, mam ochotę go teraz powiesić za jajca xD
Jared lekko zszokowany, że jej nie gonił ani nic... Mam nadzieję, że teraz to zrobi, że wybiegnie za nią i będzie starał się ją jakoś uspokoić, a ona mu wszystko powie, co się wydarzyło, i będą razem, i awwww ;-;
Powodzenia na maturze :>
wreszcie nowy :) krótki rozdział, ale ważne że jest :] głupi Matt, jak ja go nieznosze :/ Jared rusz dupę i biegni za nią ! :} powodzenia na maturze, mam nadzieję że po niej będą częściej rozdziały :D Czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńJared rusz swój chudy, sexi tyłek i idź za nią :)
OdpowiedzUsuńnie wiem, czy się cieszycie, czy nie, ale jutro po południu na 99% będzie nowy :D
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę się doczekać :) !
OdpowiedzUsuńPodoba mi się z każdym rozdziałem coraz bardziej. Lubię czytać twoje opowiadanie, bo jest oryginalne, nowe - nie czuję się, jakbym po raz setny czytała tą samą historię tyle, że na innym blogu. A teraz czekam na Jareda i akcję 'pocieszanie Arrow'. ;- )
OdpowiedzUsuńAh, ta matura.. ja na całe szczęście kończę 16.05. No nic, jakoś trzeba przetrwać. Powodzenia. ;- )